Całun Turyński jednak autentykiem – Krew na płótnie

Niektórzy mają mi za złe, że podjąłem się tematu Całunu Turyńskiego, gdyż obawiają się, że stwierdzenie jego autentyczności przyczyni się do kultu przedmiotu zamiast żywego Boga. Uważają, że samo Pismo Święte zawiera dosyć dowodów, żeby każdy mógł uwierzyć w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Trzeba jednak pamiętać, że nie każdy uważa Pismo Święte za źródło wiarygodne i natchnione. W swoich książkach staram się brać pod uwagę taki światopogląd, gdyż sam byłem kiedyś człowiekiem niewierzącym, a wtedy autentyczność Całunu Turyńskiego byłaby dla mnie argumentem za prawdziwością relacji biblijnej. Wierzę więc, że treść tej książki zainspiruje wielu czytelników do traktowania Ewangelii jako wiarygodnego i natchnionego źródła.

Płótno

Całun na ogół zwany jest w Ewangeliach sindon. Słowo to oznaczało kawał płótna używany jako kir (Łk.23:53), dość duży, aby nakryć całego człowieka (Mk.14:51-52). Oprócz niego w Ewangeliach występuje słowo othonia (Łk.24:12; J.20:7), które miało szerszy zakres znaczeniowy i oznaczało prześcieradła pogrzebowe, włącznie z całunem i opaskami czy bandażami, którymi go przewiązywano. W Ewangeliach pojawia się też słowo sudarion, czyli chusta, w jaką zawijano głowę zmarłego (J.11:44; 20:7).

Całun Turyński mierzy 4,36 m na 1,1 m. Współcześnie jest to miara osobliwą, ale w starożytności proporcje te wynosiły 8 na 2 łokcie, co samo w sobie świadczy o starożytności płótna.

Waga Całunu wynosi 2,5 kg. Utkano go z dobrej jakościowo przędzy z lnu rosnącego zapewne w Syrii. Użyto splotu jodełkowego „trzy na jeden”, który wymagał krosna używanego w pierwszych wiekach w Syrii. Najczęściej stosowano wówczas ścieg „jeden na jeden”. Ścieg „trzy na jeden” zwiększał jakość, ale i cenę. Płótno Całunu Turyńskiego było wysokiej jakości, a zatem i drogie, co potwierdzają Ewangelie, mówiąc, że zakupił je Józef z Arymatei, człowiek zamożny (Mt.27:59).

Lniane włókna Całunu zawierają śladowe ilości bawełny indyjskiej (Gossypium herbaceum), które pozostały na krośnie z poprzedniej pracy. Bawełnę tę uprawiano na Bliskim Wschodzie w I wieku, ale nie była znana w średniowiecznej Europie. Wskazuje to na starożytne pochodzenie tkaniny Całunu.

Krew Jezusa

Prof. Baima-Bollone z wydziału medycyny kryminalnej uniwersytetu w Turynie orzekł po analizie włókien Całunu, że zawierają ludzką krew z rzadkiej grupy AB. Tylko 3% ludzi na świecie ma krew z tej grupy. Ciekawe, że wśród Żydów sefardyjskich, do jakich zaliczał się Jezus, występuje ona sześć razy częściej niż w reszcie populacji.

Badania krwi przeprowadzone przez prof. Victora Tryona z Centrum Badań Genetycznych przy uniwersytecie stanu Teksas stwierdziły, że jest to krew męska. Jej obecność na Całunie stwierdził też lekarz sądowy dr R. Bucklin, a niezależnie od niego profesorzy A. Adler i J. Heller, którzy określili ją jako ludzką krew z grupy AB.

Ktoś już zdążył napisać powieść o tym, że DNA uzyskane z Całunu posłużyło do sklonowania człowieka. Jest to fikcja, gdyż krew na Całunie ze względu na swój wiek ma zbyt szczątkową postaći, aby udało się z niej zrekonstruować DNA. Prof. Tryon potrafił wyizolować tylko trzy geny. Na ich podstawie da się stwierdzić, że w Całun owinięty był mężczyzna, ale niewiele ponadto. Sklonowanie Jezusa z tak szczątkowego DNA są fantazją, jak stwierdziła prof. Jennifer Smith z departamentu do badań DNA przy FBI w Waszyngtonie.

W 1978 roku wszechstronne badania Całunu przeprowadziła kilkudziesięcioosobowa grupa naukowców, zwana w skrócie STURP (Shroud of Turin Research Project). Powstała w marcu 1977 roku, kiedy na emeryturę przeszedł biskup Turynu, kardynał Michele Pellegrino, a zastąpił go Anastasio Ballestrero, bardziej otwarty na poddanie Całunu badaniom naukowym.

Badania trwały na okrągło przez pięć dni i nocy. Wzięło w nich udział ponad 40 naukowców o różnych przekonaniach, w tym katolicy, protestanci, Żydzi i agnostycy. Nie byli sponsorowani przez Kościół. Niektórzy z tych naukowców sprzedali swe samochody, a inni zapożyczyli się pod zastaw domu, żeby zebrać pieniądze na sprzęt wartości ponad 2 mln dolarów, potrzebny do wszechstronnego przebadania Całunu.

Większość z nich przystąpiła do badań zakładając, że Całun to średniowieczne fałszerstwo. Prof. John Heller w imieniu swoim i swego żydowskiego kolegi prof. Adlera wyznał: „Z wielu przyczyn zarówno ja, jak i Adler zakładaliśmy, że Całun był fałszerstwem,” „zwykłym reliktem z epoki ciemnego średniowiecza”. W trakcie badań obaj zmienili zdanie, podobnie jak Barrie Schwortz, inny z żydowskich badaczy w tym zespole, który napisał: „Wizerunek na Całunie zgadza się z opisem ukrzyżowania w Ewangeliach do n-tej potęgi. Przybywa dowodów na to, że Ewangelie są bardzo wiarygodne. Może to wywołać konsternację w mojej rodzinie i wśród innych Żydów, ale moim zdaniem Całun jest kirem, w który zawinięto Jezusa po ukrzyżowaniu.”

Sceptycy często posądzają uczonych opowiadających się za autentycznością Całunu o uprzedzenia na tle religijnym. Ciekawie skomentował te uprzedzenia prof. Yves Delage, wykładowca anatomii z paryskiej Sorbony, który sam był agnostykiem: „W problem, który sam w sobie jest czysto naukowy, niepotrzebnie wplata się aspekt religijny, czego owocem są rozognione emocje w miejsce racjonalnej trzeźwości. Gdyby, zamiast o Chrystusa, chodziło o inną osobę, na przykład o Sargona, Achillesa czy jakiegoś faraona, nikt nie miałby żadnych obiekcji. Zajmując się tą kwestią pozostałem wierny prawdziwemu duchowi nauki, zainteresowany prawdą, nie zaś tym, czy wyniki będą miały religijne implikacje, czy też nie. Chrystus był postacią historyczną, dlatego nie widzę żadnej przyczyny, dla której ktoś miałby być zgorszony tym, że zachowały się materialne dowody Jego ziemskiego życia.”

Pamiętajmy, że badania naukowe nie mogą wykazać, że Całun jest autentyczny, a jedynie, że nie jest fałszerstwem, ponieważ nie da się powtórzyć w laboratorium zjawiska, które spowodowało odbicie wizerunku na Całunie. Jak zauważył John Heller: „Nawet, gdybyśmy dysponowali podpisem w lewym rogu, mówiącym: ‘To jest mój Całun’, podpisanym przez J. Chrystusa i poświadczonym przez burmistrza Jerozolimy, nie byłby to naukowy dowód, a jedynie historyczny.”

Z powyższych względów tylko trzej naukowcy z zespołu STURP (John Jackson, Robert Bucklin i Barry Schwortz) posunęli się do stwierdzenia, że Całun Turyński jest prawdopodobnie tym, w którym pochowano Chrystusa. Pozostali poprzestali na tym, że nie znaleźli niczego, co wskazywałoby na fałszerstwo. Po zakończeniu badań, w czasie konferencji prasowej w 1981 roku w New London w stanie Connecticut, na pytanie dziennikarzy, czy znaleźli coś wykluczającego autentyczność Całunu, odpowiedzieli zgodnie: „Nie”.

Wszyscy naukowcy biorący udział w tych badaniach zdecydowanie wykluczyli, aby wizerunek był namalowany. Z ich konkluzją nie zgodził się dr Walter McCrone, który nie badał samego Całunu, a jedynie pobrane z niego próbki. Uznał, że pokrywająca Całun warstwa bioplastyczna jest żelatyną, którą pokrywano kiedyś farby. Prosty test fluoroscencyjny wykazałby błędność jego tezy, ale McCrone nie przeprowadził takich testów. Analizując próbki pobrane z Całunu, natrafił na cząstki żelaznej ochry używanej do wyrobu brunatnożółtej farby i na tej podstawie orzekł, że wizerunek i krew na Całunie zostały namalowane farbą.

McCrone był wówczas uważany za eksperta w badaniach mikroskopowych. Jego reputacja brała się stąd, że w 1973 roku zidentyfikował Mapę Vinlandzką jako fałszerstwo. Mapa ta, będąca w posiadaniu uniwersytetu Yale, pokazywała część Ameryki Północnej, do której docierali Wikingowie. Uważano, że powstała na dziesiątki lat przed wyprawą Kolumba, co czyniłoby ją najstarszym kartograficznym dowodem, że wybrzeża Ameryki były znane i odwiedzane przed Kolumbem. McCrone oparł swoje orzeczenie na zaledwie jednym znalezisku, poczynionym na mikroskopijnym fragmencie tej mapy, gdzie znalazł cząstkę anatazu, czyli skrystalizowaną formę tlenku tytanu, materiału, który nie występował przed 1920 rokiem. Walter McCrone, który także w tym przypadku ograniczył się do mikroskopowych badań próbki, pomylił się. Badania całej mapy, przeprowadzone przez zespół z uniwersytetu stanu Kalifornia dowiodły, że zawiera ona 1000 razy mniej tlenku tytanu, niż sądził McCrone, a więc nie więcej niż inne średniowieczne dokumenty, których autentyczność nie podlega dyskusji (np. Biblie Gutenberga z XV wieku). Czas i dalsze badania obnażyły liczne słabości jego metodologii.

Podobną omyłkę, jak w ocenie Mapy Vinlandzkiej, dr McCrone popełnił w przypadku Całunu. Niestety, gdy orzekł, że wizerunek na Całunie jest namalowany, prasa nadała jego opinii taki rozgłos, jak później wynikom testu radiokarbonicznego. Krytycy szybko uznali Całun za średniowieczny fałszerstwo, choć nie mieli odpowiedzi na pytanie: Jak w średniowieczu mógł powstać obraz, którego nawet dziś nie potrafią wykonać najlepsi artyści i graficy, ani nawet wyjaśnić, jak powstał?

Badając próbki z Całunu, profesorzy Heller i Adler także znaleźli żelazną ochrę, ale uderzyła ich jej niezwykła czystość w porównaniu z mocno zanieczyszczoną ochrą używaną w farbach. Uprosili różne muzea o zgodę na przebadanie starożytnych tkanin. Odkryli wtedy, że one także zawierają ochrę w czystej postaci, która jest zapewne produktem mikro-organizmów.

Dr McCrone znalazł też śladowe ilości cynobru (siarczek rtęci), wnioskując z tego, że malarz użył czerwonej ochry i cynobru, aby namalować krew. Pomijając to, że krew na Całunie okazała się prawdziwą, ludzką krwią z grupy AB, to próbki pobrane z najbardziej zakrwawionych miejsc Całunu, gdzie powinno być najwięcej barwnika przypominającego krew, w ogóle nie zawierają cynobru!

Skąd wzięły się te mikroskopijne cząstki farby na Całunie? Nie tylko czerwonej ochry, ale nawet ultramaryny, choć na Całunie nie ma ani śladu po kolorze niebieskim! Odpowiedź jest prosta. Otóż w średniowieczu wykonano kilkadziesiąt tzw. Prawdziwych Kopii, których prawdziwość polegała na tym, że po namalowaniu kładziono je na Całunie, aby spłynęła na nie część świętości. Obrazy te zawierały wiele czerwonej ochry i cynobru, które przypominały kolor krwi. Oczywiście po takim kontakcie cząstki pigmentu pozostawały na Całunie. Wystawiano go też w rozmaitych katedrach, których sufity pokryte były barwnymi malowidłami, skąd pochodzą drobne cząstki farby (np. niebieskiej) na Całunie.

Prof. Heller zakończył badania sprowokowane „odkryciami” dr. McCrone’a stwierdzeniem: „Z całego Całunu nie zebrałoby się dość czerwonej ochry czy cynobru na jedną kroplę krwi, a cóż dopiero na całą krew widoczną na nim.”

Czerwień, która zabarwia nici Całunu, składa się wyłącznie z krwi, dlatego rozpuszcza się całkowicie w proteazie, roztworze używanym do rozpuszczania protein. Dowodzi to, że krew na nim nie zawiera żadnych barwników, ani sztucznych dodatków. McCrone przekonałby się o tym sam, gdyby nie zaniedbał przeprowadzenia takiego prostego testu. Prof. Adler, żydowski chemik, który badał Całun, zwłaszcza zabarwienia krwią, napisał: „Wiara, że jest to obraz, wymagałaby większego cudu niż wiara w zmartwychwstanie.”

Rigor mortis

Ciało widoczne na Całunie Turyńskim zostało uwiecznione w stanie rigor mortis, a więc śmiertelnego skostnienia, kiedy mięśnie sztywnieją, utrzymując ciało w pozycji zajmowanej w momencie śmierci lub tuż po niej, w tym przypadku w pozycji ukrzyżowanego. Skrupulatne badania przeprowadzone przez lekarzy, fizyków i chemików dokumentują, że Całun ukazuje człowieka, który zmarł na krzyżu.

Rigor mortis utrzymuje się zwykle 12-24 godziny od śmierci i zanika 36-40 godzin po niej. Wynika z tego, że wizerunek na Całunie powstał w 24-36 godzin po śmierci. Zgadza się to z relacją Ewangelii, które sprawozdają, że Jezus zmarł w piątek pod wieczór, a zmartwychwstał wczesnym rankiem w niedzielę, a więc około 30 godzin później.

Skrzepy krwi widoczne na Całunie także przemawiają za tym, że fenomen, który uwiecznił wizerunek na nim (zmartwychwstanie?) nastąpił między 20 a 40 godzinami od śmierci Jezusa, gdyż skrzepy krwi formują się do 20 godzin po śmierci. Dowodzi to również, że ciało zniknęło spod Całunu nie wcześniej niż w 20 godzin po śmierci, gdyż inaczej pozostawiłoby ślad na niezakrzepłej krwi.

Niezwykle ważną obserwację poczynili patolodzy, stwierdzając brak oznak rozkładu ciała na Całunie (np. brak śladu po gazach amoniakalnych, które wydzielają się z ust przy dekompozycji ciała). Rozkład zaczyna się około 40 godzin po śmierci, co przyświadcza, że zmartwychwstanie nastąpiło po upływie 20 godzin od śmierci, gdyż do tego czasu formują się skrzepy, ale przed upływem 36 godzin od śmierci, gdyż wtedy na Całunie byłyby ślady rozkładu ciała.

Zachowało się do dzisiaj tysiące całunów ze starożytności, ale żaden nie nosi wizerunku pochowanego w nim człowieka. Nie ma też ani jednego, który byłby bez oznak rozkładu ciała… W tym kontekście ciekawe jest pewne starotestamentowe proroctwo, które zapowiadało, że ciało Chrystusa nie ulegnie rozkładowi. Przytoczył je apostoł Piotr, mówiąc o zmartwychwstaniu Jezusa: „Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim, bo Dawid mówił o Nim: …nie dasz Świętemu Twemu ulec skażeniu… ani ciało Jego nie ulegnie rozkładowi. Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami” (Dz.2:22-32).

dr Alfred J Palla

Powyższy tekst jest pierwszym z serii fragmentów książki ,,Całun turyński jednak autentykiem w świetle najnowszych odkryć i badań”, wydawnictwo ,,Betezda”.