Wpływ Chrztu Polski na jej losy

 

 

Przed 1050 laty w Wigilię Paschalną Mieszko I stanął przed chrzcielnicą. Jego dusza została obmyta życiodajną wodą chrztu świętego. I oto w jednym momencie pękły kajdany spowijające jego duszę, mrok pierzchnął, a jego miejsce zajął duchowy blask. Sama Trójca Przenajświętsza wraz z orszakiem łask zamieszkała jego duszę. To doniosłe wydarzenie wychodziło jednak poza ramy osobistego życia jednego człowieka – życia Mieszka I. Władca Polan przyjął chrzest w 966 r. ze wszystkimi jego konsekwencjami. Pierwszą było poddanie Polan pod królewskie panowanie Chrystusa i Maryi, następne to złączenie innych polskich ludów pod tymże królewskim berłem Chrystusa i niesienie światła Ewangelii innym ludom naszej części Europy. Od tej pory Polska miała stać się ostoją katolickości, przedmurzem, na którym zatrzymywały się zajadłe ataki przeciwników panowania Boskiego Odkupiciela, Pana naszego Jezusa Chrystusa.

Pozwólmy sobie w tym jubileuszowym roku na chwilę zadumy nad tym doniosłym aktem, jakim był chrzest Mieszka I, a zwłaszcza nad zobowiązaniami wynikającymi z Chrztu Polski, nad misją, jaką Polska otrzymała do spełnienia w środkowo-wschodniej części Europy. Współcześni historycy zdecydowanie odrzucają tezę, jakoby w 963 r. margrabia Geron narzucił Mieszkowi zwierzchnictwo cesarza i zawarł z nim układ, który zawierał decyzję o przyjęciu Chrztu przez władcę Polan. Chrzest Mieszka I nie mógł być również jedynie zimną kalkulacją, wyrachowanym posunięciem politycznym, jak twierdzą dziś przeciwnicy Kościoła świętego. Oczywiście rosnąca w siłę potęga niemiecka miała wpływ na decyzję władcy, zwłaszcza, że Niemcy stanowiły wtedy kraj nader ekspansywny, pragnący poszerzania swych wpływów, a przy tym posługujący się niestety religią jako pretekstem do swych podbojów. Jednak w kronikach niemieckiego biskupa Thietmara oraz polskiego Galla Anonima czytamy, że Dobrawa usilnie pracowała nad nawróceniem Mieszka. Ten ostatni pisze nawet, że postawiła ona mężowi następujący warunek: małżeństwo zostanie skonsumowane dopiero po nawróceniu, poprzedzonym rzetelnym zaznajomieniem się z prawdami chrześcijańskimi. Należy również pamiętać, że w owym czasie wpływ chrześcijaństwa stawał się coraz większy. Prędzej czy później musiano się skonfrontować z nową religią, która była również nośnikiem nowej cywilizacji. Żywotność chrześcijaństwa była ogromna. Nie zgasiły go prześladowania, a wręcz przeciwnie, były one przyczyną jeszcze większego jego rozkwitu i rozprzestrzeniania. Ten fakt, który trudno przeoczyć, wskazywał na Boskie pochodzenie tejże religii i na prawdę w niej zawartą. Z tym faktem musiał się skonfrontować i Mieszko. Poza tym niektóre ludy próbowały umocnić swą pozycję przeciw Niemcom, opierając swą państwowość na religii i cywilizacji pogańskiej. A więc w tamtym czasie nie było jeszcze oczywiste, że takie rozwiązanie skazane jest na klęskę, a chrześcijaństwo to jedyna droga obrony. To przemawiałoby za tym, że Mieszko dostrzegał w tej religii coś więcej, niż tylko i wyłącznie ratunek przed cesarstwem niemieckim, rosnącym w siłę za sprawą Sasów. Mieszko, przyjmując chrzest, był świadomy konsekwencji z niego wypływających dla rodzącej się w wodach chrztu Polski. Dostrzegał odpowiedzialność, jaką bierze na swoje barki władca, a wraz z nim lud poddający się pod panowanie Króla królów, pod Jego słodkie berło. Dowodzi tego dalsza polityka Mieszka, której nie można w jakikolwiek sposób zarzucić, że sprzyjała pogaństwu. Sam Mieszko nadzorował misję chrześcijańską w Polsce, której ukoronowaniem było oddanie Papieżowi aktem „Dagome iudex” Polski w lenno. Konsekwencją tego aktu było pochodzenie polskiej korony od papieża, a także ścisłe zespolenie Polski z cywilizacją łacińską, której Polska okazała się w przyszłości nie raz wierną strażniczką.

Również Bolesław Chrobry, syn Mieszka, świadomy był misji, jaką Polska otrzymała na Chrzcie – strażniczki świętej wiary i cywilizacji łacińskiej w naszej części Europy. Oddał się jej całym sercem jako władca chrześcijański. Kronikarz Gall tak wyraża się o ówczesnym władcy: „biskupów i kapelanów swoich w wielkim miał poszanowaniu… Boga zaś czcił z największą miłością, Kościół święty wywyższał i przyozdabiał”. Bolesław Chrobry postawił sobie za zadanie nie tylko umocnić Polskę w chrześcijańskich obyczajach i rozwijać życie zakonne, ale uczynić ją misjonarką innych narodów. Nawiązał on w tym celu ściślejszy stosunek ze Stolicą Apostolską. Ukoronowaniem wierności Chrobrego wobec Chrztu, a zarazem dowodem na zrozumienie wypływających z Chrztu konsekwencji, było opanowanie środkowej Europy i umacnianie w niej wiary katolickiej. Stolica Apostolska w pełni akceptowała działania władcy, czego wyrazem było nadanie niezależnej metropolii gnieźnieńskiej. Z kolei Cesarz Otton III nazywał Chrobrego bratem oraz współpracownikiem cesarstwa i nadał mu władzę niezależnego mianowania i inwestowania biskupów w państwie.

Ale gdy tylko nasz naród zapominał o swej misji, którą tak dobrze rozumieli i wypełniali pierwsi władcy, gdy sprzeniewierzał się obowiązkom, jakie Polska wzięła na siebie na Chrzcie, gdy zapominał o tym, że punktem odniesienia jest Bóg, wtedy przechodził poważne kryzysy, wtedy dochodziło do tragedii.

Pierwszy taki kryzys widzimy za czasów Bolesława Śmiałego. Król podniósł rękę na świątobliwego sługę Kościoła, biskupa krakowskiego Stanisława, i kazał go zabić. Śmierć biskupa i jej następstwa miały bardzo negatywny wpływ na późniejsze losy kraju. Karą za to sprzeniewierzenie się Kościołowi, a zarazem Bogu i misji danej przez Niego Polsce, doprowadziło do rozbicia dzielnicowego. Polska przestała być na wiele lat królestwem. Ale tak jak cudownie zrosły się posiekane części ciała krakowskiego męczennika, tak za 150 lat miały zjednoczyć się ziemie polskie pod jednym berłem królewskim. Wielce przyczynił się do tego arcybiskup Jakub Świnka. Wiedział bowiem, że aby zjednoczyć królestwo, trzeba najpierw zjednoczyć i uzdrowić Kościół, uwikłany w kraju w różnego rodzaju konflikty. Duchowny ten stał na straży ścisłej współpracy władzy świeckiej z kościelną, pamiętając o tym, że Polska będzie na tyle silna, na ile będzie poddana Bogu. Przyczynił się również niemało do zjednoczenia poprzez prowadzenie polityki wspierającej Łokietka.

Kolejny kryzys spowodowany był rewolucją protestancką, która wdarła się w XVI w. do naszego kraju. Polska, powoli sprzeniewierzając się wierze przyjętej na Chrzcie, stanęła nad przepaścią, o krok od zagubienia w wirze herezji. Episkopat propagował wolność wyznania dla heretyków. Komisja sejmowa z biskupem na czele utworzyła akt konfederacji warszawskiej, który dawał wolność religijną innowiercom, pozwalając szerzyć się protestanckim błędom. Popierał to wszystko sam prymas Uchański, dążący również do utworzenia kościoła narodowego. Pozytywną rolę odegrał tu sprzeciwiający się tym dążeniom Zygmunt II August. 

Doprowadzono do tego, że Polska, mająca bronić i umacniać wiarę w Środkowej Europie, stała się azylem dla heretyków. Wśród tej zawieruchy znaleźli się jednak mężowie broniący odważnie ziem, które ich wychowały, przed protestantyzmem i zgubną wolnością religijną, propagowaną przez konfederację warszawską. Piotr Skarga i kardynał Stanisław Hozjusz – ci dwaj wielcy mężowie wszystkimi siłami starali się zapobiec upadkowi Polski. Jednak za to sprzeniewierzenie się swojej misji musiała nadejść na nasz kraj kara. Nie trzeba było długo czekać, kilkadziesiąt lat później Polska tonęła w potopie szwedzkim. Zemścił się protestantyzm, z którym flirtowali. I tylko zwrócenie się serc Polaków do Niej, do Niepokalanej pozwoliło zapobiec stojącej blisko zagładzie. Dlatego Król Jan Kazimierz w akcie dziękczynienia postanowił uznać Maryję Królową Korony Polskiej. Trzeba tu wspomnieć, że Piotr Skarga, Jan Kazimierz i później Jan III Sobieski byli pod wielkim wpływem objawień Maryi, udzielonych włoskiemu jezuicie Juliuszowi Mancinellemu. W tychże objawieniach Niepokalana sama nazwała się Królową Polski i wyraziła pragnienie bycia czczoną jako Królowa narodu, który umiłowała, oraz obiecała nam Swoją opiekę za oddaną Jej cześć.

Ale śluby Jana Kazimierza były nie tylko dziękczynieniem po pokonaniu wrogów wewnętrznych i zewnętrznych; były one również obietnicą szerzenia Królestwa Chrystusa i Maryi, a także poprawy sytuacji niższych stanów. Niestety, śluby te nie zostały spełnione. Przywódcy, szlachta zamiast dbać o to, aby Rzeczpospolita była fundamentem katolicyzmu w środkowej części Europy, trwali w gnuśności i przyjęli jakobińsko-masońską wizję Polski. Kolejne sprzeniewierzenie się swojej misji spowodowało kolejną katastrofę – pogrzebanie Polski na mapie Europy na ponad sto lat, rozbiory.

Jedynie wizerunek Matki Bożej, widoczny na powiewających sztandarach Konfederatów Barskich przypominał, że synowie Polski chcą trwać przy wierze przodków oraz wypełnić przyrzeczenia dane na Chrzcie Polski i potwierdzone przez Jana Kazimierza. Niestety, ich synowie ponad sto lat musieli okupywać przyszłą niepodległość łzami i krwią. Cierpienia stały się karą za grzechy, które nasi przodkowie popełnili, nie dotrzymując wierności temu, co przyrzekali. To krwawe oczyszczenie było potrzebne, by zrozumieć, że jedynym odniesieniem w historii Polski, w historii naszego narodu jest sztandar prawdziwej wiary z wizerunkiem Królowej Korony Polskiej i Krzyża.

Ale czy wszyscy to zrozumieli? Dlaczego ta porozbiorowa radość trwała tak krótko? Dlaczego zaraz potem doszło do kolejnej tragedii? Kolejnego zniewolenia, które – to stwierdzenie nie będzie przesadą – trwa po dzień dzisiejszy. Dlaczego? W okresie międzywojennym nie odpowiedziano na wezwanie Boskiego Serca. Serca, które przemówiło przez usta Rozalii Celakównej. Nie uczyniono Chrystusa Królem, tak jak On o to prosił. Nie wypełniono po raz kolejny misji, jaką Polska dostała na Chrzcie.

Abp Lefebvre powtarzał, że powinniśmy dobrze przyglądać się historii, gdyż jest ona wyśmienitą nauczycielką. Widząc, jak postępowali inni, znajdziemy wskazówki, jak my powinniśmy postępować. Niestety, dziś żyjemy w jednym z tych smutnych okresów, gdzie i książęta Kościoła, i władcy w Polsce sprzeniewierzają się posłannictwu ojczyzny i nie chcą wyciągać wniosków z biegu historii naszego kraju. Opuścili sztandar wiary naszych przodków. Rzucają się w objęcia liberalizmu i masońskich idei. Sprzedają poczucie swej polskości na rzecz globalnych unii, które pchają nas w paszczę wojującego islamizmu – pogan, którzy nie raz w historii dążyli do zniszczenia cywilizacji łacińskiej. Władze wraz z hierarchią Kościoła nie chcą uznać Chrystusa Królem, nie chcą uznać panowania Jego Boskiego Serca na nami, nie chcą uznać Jego Matki Królową. Uwłaczałoby to dzisiejszej poprawności politycznej i ekumenizmowi. Tym samym wyrzekają się przyrzeczeń naszych ojców, wypierają się misji i roli Polski jako strażniczki chrześcijaństwa i cywilizacji łacińskiej w Europie. A Polska wielka może być jedynie Polska katolicka, Polska, w której będzie panowało niepodzielnie berło Chrystusa. Inaczej legnie ona w gruzach, jak miało to miejsce kilkakrotnie na przestrzeni dziejów. Nie patrzmy bezradnie, jak zarzuca się pętlę na szyję naszej ojczyzny. Nie uginajmy się przed mocą. Bądźmy na ordynansach u Chrystusa, bądźmy sługami Maryi. Wznieśmy sztandary modlitwy i szturmujmy Jej Matczyne Serce. Ona tyle razy ratowała naszą Ojczyznę przed upadkiem, i teraz może to uczynić.

 

ks. Dawid Wierzycki FSSPX

Za: „Zawsze Wierni”, nr 2/2016 (183)