13 grudnia 1981 roku Wojciech Jaruzelski i jego klika wypowiedzieli wojnę narodowi. 13 grudnia 2007 roku Lech Kaczyński, wspierany w tej sprawie przez SLD, rząd PO-PSL z Donaldem Tuskiem na czele i większość parlamentarzystów PiS-u z Jarosławem Kaczyńskim na czele, dokonali zdrady polskiej suwerenności, popierając i podpisując Traktat Lizboński. Symbolikę tych dwóch dat przypomniał admin profilu Młodzieży Wszechpolskiej na Facebooku, zestawiając zdradę z 1981 r. ze zdradą lizbońską z 2007 r. Czy słusznie? Czego by złego o Lechu Kaczyńskim nie mówić (a jestem wobec tej postaci, kultywującej przede wszystkim tradycje Polskiej Partii Socjalistycznej, nastawiony bardzo krytycznie), to stawianie go w jednym szeregu z Jaruzelskim wydaje się rzeczywiście przesadzone.
Nie zmienia to jednak faktu, że o zdradzie lizbońskiej trzeba mówić, a prawdę o niej – przypominać. Traktat ustanowił bowiem ramy prawne dla funkcjonowania federalnego państwa unijnego, niszcząc polską suwerenność. Nadał Unii osobowość prawną, wprowadził m.in. instytucje prezydenta oraz ministra spraw zagranicznych. Warto dodać, że Traktat Lizboński to tak naprawdę konstytucja unijna, tyle, że pod zmienioną nazwą, ponieważ właśnie jako konstytucja UE został on odrzucony w referendach m.in. przez społeczeństwa Francji i Holandii. Wiele osób oraz środowisk o autentycznie niepodległościowych poglądach apelowało do prezydenta i polityków PiS-u, by do tego aktu zdrady ręki nie przykładali. Bez żadnego rezultatu. Co więcej, historia lizbońskiej zdrady ma swój ciąg dalszy. PiS konsekwentnie kontynuuje „lizbońską” politykę w stosunku do Unii Europejskiej. W 2011 r. Jarosław Kaczyński podczas forum w Krynicy opowiedział się za budową armii unijnej, a w 2013 r. poseł Krzysztof Szczerski, odpowiedzialny w tej partii za politykę zagraniczną, mówił z sejmowej trybuny: „Nasza wizja wynika z ducha i litery europejskich traktatów, więc nie musimy jej od nowa konstruować. Będziemy bronić traktatów i będziemy bronić rządów prawa w Europie”. Co to oznacza? De facto – kontynuację polityki Platformy i Sikorskiego, prowadzącego dyplomację w stosunku do Brukseli oraz Berlina z pozycji kolan. Tymczasem jest dokładnie przeciwnie, niż mówią poseł Szczerski czy Jarosław Kaczyński. Polska podmiotowość polityczna zależy od tego, czy zbudujemy porozumienie, które zdoła obalić traktaty ostatniego ćwierćwiecza i powrócić do poziomu wspólnot gospodarczych. Zależy od tego również zdolność do rozwoju gospodarczego, m.in. w zakresie odbudowy przemysłu i eksploatacji nowych złóż węgla brunatnego, których potężne zasoby posiadamy np. na Dolnym Śląsku, a które dają najtańszą energię elektryczną. Żeby jednak to zrobić, państwo polskie musi prowadzić rzeczywiście suwerenną i obliczoną na własny interes politykę ekonomiczną. Do tego potrzeba m.in. obalić Pakt Klimatyczny i przeciwstawić się unijnym regulacjom. Jedyną siłą dążącą do tego i zdolną to w przyszłości zrobić, jest Ruch Narodowy.
W ubiegłym tygodniu Rada Decyzyjna RN jednogłośnie zatwierdziła uchwałę o starcie w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 r. Przyszłoroczna kampania toczyć się będzie m.in. o to, czy Polacy, wzorem innych europejskich narodów, które posiadają coraz liczniejsze przedstawicielstwa eurosceptyków w PE, wystawią silną reprezentację działającą na rzecz suwerenności. Walka rozegra się o to, czy, wzorem węgierskiego Jobbiku, francuskiego Frontu Narodowego, brytyjskiej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa i wielu innych, Ruch Narodowy zdoła powalczyć o zmianę federalnej Unii w Europę Ojczyzn.
Robert Artur Winnicki
Honorowy Prezes Młodzieży Wszechpolskiej Rada Decyzyjna Ruchu Narodowego
Za: „Polska Niepodległa”, 23.12.2013 – 06.01.2014