Muzyka w Kościele

Oblicze Kościoła zmieniło się nie do poznania. To co kiedyś byłoby uznane za bluźnierstwo lub nadużycie liturgiczne, dzisiaj jest uznawane za postęp, tak jakby jakiekolwiek prawdy, normy moralne i wszelkie przepisy kościelne potwierdzane autorytetem wielu świętych były subiektywną abstrakcją, którą zawsze można dopasować do swoich potrzeb. Tylko czy wtedy znajdzie się miejsce na Boga?

   Muzyka jest niewątpliwie bardzo ważną częścią Kościoła Katolickiego, bez której trudno wyobrazić sobie Mszę świętą, nabożeństwa i procesje. Dzięki muzyce kościelnej dochodziło w ciągu wieków do licznych nawróceń, szczególnie wśród osób zdolnych do głębokich refleksji w muzyce. Co by powiedziała patronka muzyki kościelnej – św. Cecylia – gdyby zobaczyła zalew kiczowatych utworów na Mszy świętej?

 

Jan van Eyck
Ołtarz Gandawski – Anioły (1432)

   Muzyka w liturgii jest tematem sporów w ostatnich czasach. Początkowo używano w liturgii cytry i liry (uzasadnienie ze Starego Testamentu) oraz fletnię pana (pierwowzór organów),  ale już od VII wieku papież Witalian dopuścił organy do liturgii. Dopiero od XV wieku stały się one instrumentem samodzielnym. Należy jednak pamiętać, że dużo większą rolę niż instrumenty pełnił w liturgii chór, najczęściej chorały gregoriańskie. Bardzo często rezygnowano z instrumentów na rzecz wokalu, który lepiej wprowadzał w Tajemnicę Ofiary i atmosferę sacrum.

   Należy sobie zadać dwa pytania. Pierwsze: dlaczego Kościół nie dopuszczał do liturgii żadnych innowacji instrumentalnych i stylowych w muzyce sakralnej chociaż miał takie możliwości (a co dopiero teraz)? Drugie pytanie: dlaczego wybrano akurat organy?

   Wnoszenie do liturgii urozmaicenia muzycznego w postaci różnych instrumentów i stylów takich jak gospel, blues, rock, disco, hip-hop, dance, techno i jakichkolwiek innych oznacza, że Msza święta ma charakter wyraźnie świecki, koncertowy i rozrywkowy. Zupełnie odrywa każdego uczestnika od ducha Ofiary aby przenieść go do uczty, biesiady bądź zabawy. Muzyka taka bowiem jest wielką ucztą zmysłową i artystyczną. Wielu młodych przyciąga ona jak magnes nawet tych, którzy dotychczas mieli stosunek do Kościoła obojętny. Dla nich taka Msza jest po prostu atrakcyjna i ,,fajowa”. Zmysłowe wabiki skutecznie odrywają każdego katolika od istoty Mszy świętej  tj. Ofiary.

   Wyzwalają w nim liczne wrażenia zmysłowo-emocjonalne doprowadzając niekiedy uczestnika do ekstazy i wzruszenia. Te przeżycia są zbyt płytkim fundamentem, żeby mogła wyrosnąć na nim dojrzała wiara, która sprawia, że człowiek jest gotów do dużych poświęceń, ofiary z życia i gotowości wyznawania wiary w każdych okolicznościach nawet tych dramatycznych. Emocje i zmysły są wrogiem wiary i rozumu. Mamią nas, bo są subiektywne. Innowacyjność muzyczna w liturgii często potęguje emocjonalne, sentymentalne i wrażeniowe praktykowanie wiary. Wiara ta jest na tyle ,,mocna” i trwa tak długo jak długo trwają emocje i religijne wzniosłe doznania. Wiadomo przecież, że emocje, wrażenia, uczucia i doznania nie trwają długo, podobnie jak zauroczenie. One mogą być jedynie zachętą i przedsmakiem prawdziwego doświadczenia wiary, ale nie jej istotą. Z powodu takiego właśnie błędnego podejścia, powszechnego wśród młodych ludzi, często słyszymy o kryzysach wiary. Czują się oni bowiem zawiedzeni, bo nie czują już tej spontanicznej radości, porywu serca a ich przeżycia nie są już tak głębokie jak kiedyś, albo całkowicie zanikły. Wtedy właśnie wkrada się rutyna, zobojętnienie i pustka którą nie wiadomo czym zapełnić. Wiara to nie są wrażenia i przeżycia! Wiara to jest przede wszystkim jej wyznawanie, pogłębianie, potwierdzanie jej czynami i świadectwami. Wiara to też zawierzenie Bogu i głęboka więź z Nim, czyli m.in. codzienne rozmowy. Owszem, mogą wtedy pojawiać się emocje, bo tego nie da się uniknąć, ale dopóki je ignorujemy i nie wpadamy w ich wir, dopóty jest wszystko w tej sferze w porządku. Katolik zawsze stara się zachowywać stoicki spokój i nie ulegać zmysłom. W 1974 r. abp Fulton John Sheen powiedział: ,,Żyjemy w epoce emocji. Nie kierujemy się już wiarą, nie kierujemy się już rozumem. Kierujemy się emocjami”.

   Msza święta bez tych gadżetów, a tym bardziej sprawowana w klasycznym Rycie Rzymskim (zwanym Trydenckim), może być dla niektórych trudna i wymagająca, dlatego też mobilizuje i skłania nas do podjęcia trudu i wysiłku zrozumienia symboliki liturgii a przez to Tajemnicy Ofiary. Tylko poprzez wytrwałą pracę duchową i poświęcenie możemy stać się żywymi i świadomymi świadkami Tajemnicy. Tylko trudna i wymagająca liturgia wolna od emocji, zmysłów i wszelkich błyskotek muzycznych może zbudować w nas głęboką i dojrzałą wiarę oraz prawdziwie zbliżyć do Boga i Jego Tajemnicy Odkupienia, bez której nie ma zbawienia. Chrystus uczy przecież wymagania od siebie, płynięcia pod prąd i składania ofiary z życia. Msza święta, zwana Trydencką, wydaje się być trudna i niezrozumiała tylko na początku. Największą trudnością może być nasza chęć zrozumienia wszystkiego w krótkim czasie, co może rodzic u niektórych katolików wychowanych na tzw. „Mszach bitowych” bunt i załamanie.

   Czy w koncertowych i wesołkowatych warunkach człowiek jest w stanie na tyle mocno skupić i wyciszyć, aby mieć świadomość tego, że to sam Chrystus dokonuje na ołtarzu Ofiary przebłagalnej, będącej zadośćuczynieniem Bogu Ojcu za nasze grzechy i przyjąć Go w Komunii Świętej??? Myślę, że niejednokrotnie widzieliśmy młodych ludzi którzy na tego typu „młodzieżowych Mszach” przystępują do Komunii świętej z niewielką albo zerową świadomością, że podchodzą do samego Boga i Pana. Często ma się wrażenie jakby podchodzili do jakiegoś kumpla albo zwykłego opłatka, bo ich rozbawione miny to zdradzają. Tego typu muzyka wcale im nie pomaga. Poza tym zwiększająca się liczba młodzieży uczestnicząca w takich rozrywkowych Mszach, a której wcześniej trudno było w kościele wypatrzyć, świadczy jedynie o tym, że ich wiara jest płytka, bo o tym, czy przyjdą na Mszę czy nie, decyduje muzyka.

   Odpowiedź na drugie pytanie wydaje się zatem prosta. Organy dlatego są od wieków przez Kościół uznawane za jedyny oficjalny instrument liturgii kościelnej, bo stwarzają atmosferę powagi i sacrum, bo nie dekoncentrują swoją kolorystyką dźwięków. Muzyka organowa jest zdecydowanie poważna i nie jestem w stanie sobie wyobrazić, żeby ktoś mógłby przy niej się dobrze bawić. Tak. Bo przenajświętszą Ofiara nie jest zabawą, ale najważniejszym Dziełem Boga, za które nigdy się nie odwdzięczymy.

   Wiem, że od dłuższego czasu młodych ludzi fascynuje a jednocześnie zadziwia fakt, iż protestanci poprzez wesołą muzykę w czasie swoich nabożeństw przyciągnęli wielu młodych, również katolików i dlatego według nich powinniśmy brać od nich wzór. Zapomnieliśmy tylko o jednym. Protestanckie nabożeństwo jakiekolwiek by nie było, nie jest i nigdy nie było Ofiarą, gdyż oni od samego początku nie wierzą w realną obecność Chrystusa w Eucharystii, nie wierzą, że chleb i wino może przemienić się w Ciało i Krew Chrystusa tak, jak Pan Jezus zapowiedział, poza tym nie uznają jednego, powszechnego i apostolskiego Kościoła, trwając w herezji. Dlatego też ich nabożeństwa nie mają charakteru ofiary przebłagalnej a jedynie uczty, na której można bawić się, tańczyć i grać choćby na „bele czym”. Czy zatem mamy brać z nich przykład?

,,Brak wiary lub po prostu wiedzy o tym, czym jest Msza doprowadziła dzisiaj do sprotestantyzowania rytu Najświętszej Ofiary, do wprowadzenia gitar, dziecinnych piosenek, opowiadania humoresek z ambony itd. Twórcy Mszy „posoborowej” mówili, że dotychczasowy ryt jest sztywny i niezrozumiały. Zanim jednak te zarzuty pojawiły się na forum reformatorów liturgicznych, o. Pio wyjaśniał, że mszał potrzebny jest tylko kapłanowi, a dla wiernych najlepszą formą udziału w Świętej Ofierze jest zjednoczenie z Bolesną Matką u stóp Krzyża, we współczuciu i miłości. O. Pio bardzo dbał, aby wśród wiernych podczas Mszy był porządek i spokój. Jeżeli ktoś stał, nawet z uwagi na brak miejsca w ławkach, o. Pio stanowczo nakazywał uklęknięcie, aby godnie uczestniczył w Mszy Świętej. Czy możemy sobie wyobrazić, co zrobiłby, gdyby przyszło mu patrzeć jak dzisiaj po beztroskiej liturgii, w atmosferze brzdąkaniny młodzieżowych piosenek religijnych wierni przyjmują Komunie Święta na rękę!? Kolejny stygmat pojawiłby się na jego sercu”. (Robert Wit Wyrostkiewicz, ,,Najwyższy Czas!”)

Teofil

 

(20.04.2012 r.)