Porównywanie chrześcijańskiej średniowiecznej Europy do dzisiejszej unijnej to co najmniej rzecz niepoważna. Ta zjednoczona w Królestwie Chrystusowym miała jedną wiarę – i można rzec – jeden język: łacinę. Ta wiara przeżywana w sercu popychała do walki w jej obronie, do wyznawania jej. Wtedy to chrześcijanie witali się słowami: Laudetur Iesus Christus. Na użytek ludzi niewykształconych to pozdrowienie przekładano na języki narodowe.
Dziś, o czym wiem z własnego doświadczenia, Pana Jezusa wyznają, chwaląc go, Słowacy, Węgrzy, chrześcijański (także schizmatycki) słowiański Wschód. Obrządek wschodni wprowadził jeszcze różne pozdrowienia na różne okresy roku liturgicznego. Czesi starają się przywrócić ten zwyczaj. Dla ubarwienia tej stronicy przytoczę wspominek ze Słowacji, gdzie przechodziłem przez wieś greckokatolicką. Był to okres Wielkanocy. Przechodzący ludzie witali mnie: Pochvaleny buď Ježiš Kristus, bądź: Słava Isusu Christu, albo jeszcze: Christos voskries. Trzeba było szybko myśleć, żeby dać właściwą odpowiedź. Ale to było piękne!
A jak jest w Polsce? Wiemy. Niestety, zeświecczenie życia pociąga za sobą poniechanie tego czcigodnego zwyczaju. Ale żeby wprost nie znosić go, wprowadza się w to miejsce inny. W tym celują przede wszystkim zakony. W znanym mi miasteczku, gdzie są dwie parafie: zakonna i diecezjalna, młodzież z parafii zakonnej już nie chwali Pana Jezusa, ale ulega wprowadzanej nowości – pozdrawia księdza: „Szczęść Boże”. Jaka tu różnica? Ogromna! Co innego jest życzyć bliźniemu, by mu Bóg szczęścił, co nie jest złe, a co innego chwalić Pana Jezusa! Czyż tego nie widać?
I kiedy czasem tę zamianę nazywam objawem modernizmu, wywołuje to zdziwienie – nie jestem zrozumiany. Pomijam teraz sprawę Śląska, to bardziej złożone. Mam na myśli resztę Polski poza Śląskiem, gdzie „Szczęść Boże” może usłyszeć człowiek pracujący, pozdrowiony w ten sposób przez człowieka nawet nieznajomego.
Jestem przekonany, że gdybym poszedł do pewnej „postępowokatolickiej” redakcji i powiedział: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, nie usłyszałbym: „Na wieki wieków. Amen”. Ale „Szczęść Boże” z pewnością by nie przeszkadzało, bo zresztą mogłoby to w rozumieniu tamtych ludzi odnosić się do któregokolwiek z bogów. Pełny szacunek i w dodatku tolerancja!
Tak więc chcę chwalić Pana Jezusa starym zwyczajem. Młodzi, którzy już tak są nauczeni od początku, myślą, że to już trwa wieki. Otóż nie, ta nowość trwa tyle ile modernizm, i o tyle, o ile on jest wprowadzany w życie.
ks. Edward Wesołek FSSPX
"Zawsze Wierni" nr 59 (4/2004)