Odłożyć na bok gadaninę „mądrych” głów i pseudoautorytetów. Sięgnąć po zapomniane, tradycyjne nauczanie Doktorów Kościoła, sięgnąć do encyklik papieskich. Tam znajdziemy odpowiedzi na te pytania, które nas nurtują. Człowiek dzisiejszy patrzy na budynki i myśli: „to dzieło budowniczych” spogląda na ubrania – „to dzieło krawców” na samolot – „to dzieło inżynierów” patrzy na człowieka i mówi: „to nie jest dzieło Boga”. Życie przemija, młodość, chociaż wspaniała i trzeba z niej (umiejętnie) korzystać, też przeminie.
Codzienną pracą, poświęceniem i własnym przykładem dążymy do dobra. Ale czy możemy się za to dobro spodziewać nagrody? Tutaj, na tym ziemskim łez padole, wręcz przeciwnie.
Idziemy, dokąd poszli tamci, ale idziemy, mówiąc za wielkim poetą, po złote runo nicości, naszą ostatnią nagrodę. A za nasz trud nagrodzą nas tym, co mają pod ręką… garstką śmiechu, zabójstwem na śmietniku, ale jesteśmy winni tę pracę pokoleniom przeszłym, ale także tym, które po nas przybędą. Nie ma innej drogi do heroizmu i przyzwoitości. Nawet jeżeli nasza praca z dzisiejszej perspektywy nie miałaby sensu… to i tak jest ważna dla nas samych, dla prawdy i dobra. Jak zaczynałem swoją przygodę w Ruchu Narodowym, to ta praca wydawała się nie mieć najmniejszego sensu, ale pracowaliśmy. Kiedy żołnierze NSZ i AK ukrywali się w lasach, to w pewnym momencie też było już wiadomo, że walka nie ma sensu. Kiedy Józef Franczak (Lalek) zginął w latach sześćdziesiątych z bronią w ręku, jego walka dawno straciła sens! Ale oni zachowali przyzwoitość, godność i honor. Rozum podpowiadał coś innego, a oni trwali. Dlatego zostali przyjęci do grona zimnych czaszek… do grona bohaterów, których dziś wspominamy i idziemy za ich przykładem. Zabili ciało, ducha i pamięci zabić nie mogli. Na zwycięstwo trzeba czasami poczekać, ale jestem przekonany o tym, że ono nadejdzie. Tylko czy potrafimy przełknąć tę gorzką prawdę, że ono może nadejść dopiero po skończeniu naszego żywota?
No właśnie… musimy przyjąć jedną, ponadczasową prawdę, że nasza droga tutaj na ziemi, nasza praca dla ojczyzny, nasza wiara w Kościół jest drogą do zbawienia i do życia wiecznego. Tak uczy nas Święty Powszechny i Katolicki Kościół i ja chcę w to wierzyć, i wierzę. Inaczej, faktycznie możemy spojrzeć na tych wszystkich katów, szpiclów i tchórzy, którzy wygrywają, pławią się w bogactwie, mimo tego, że dopuszczają się potwornych czynów, często omija ich sprawiedliwość ziemska, ale pomyślmy, czym jest 60, 80, a nawet 100 lat przeżytych w „szczęściu” tu na ziemi wobec wieczności w cierpieniu. Będąc młodym, oglądałem (jak chyba wielu z nas) BillCosby Show, jedno z dzieci zapytało, ojca, czym jest wieczność, odpowiedział coś w ten deseń:„Wyobraź sobie ptaka, który raz do roku przelatuje wokół metalowej kuli wielkości ziemi i raz do roku ocierają skrzydłem. Kiedy zetrze ją na proch, to będzie dopiero początek wieczności”. Nie wiem dlaczego, ale mimo tego, że nie pamiętam nic z tego serialu, to zapamiętałem doskonale. Coś w tym jest.
Poza tym, czy my cierpimy? Po części na pewno. Ale czym jest nasze cierpienie w porównaniu do cierpienia żołnierzy wyklętych (którzy nawet teraz nie doczekali się godnego upamiętnienia), czym jest w porównaniu do cierpienia pierwszych chrześcijan? Nie potrafimy sobie nawet wyobrazić tego cierpienia, strachu…
W pogoni za codziennością zapominamy, że Bóg jest blisko, ja też często zapominam. Nie chodzi o to, że zaraz nadejdzie koniec świata, bo kiedy będzie, tego nikt nie wie. Ale nasze życie upływa i niezależnie od tego, co uczynimy, ono przeminie. Równości na ziemi nie ma. Ale wobec kostuchy każdy jest równy. Troska o zdrowie jest ważna, ale często przysłania nam troskę o ducha. Na zachodzie już nie buduje się katedr, buduje się kliniki. Wierząc w życie pozagrobowe, nie możemy zapominać, że pracując tu na ziemi, dążymy do zbliżenia ze Stwórcą, mamy wolną wolę i tylko od nas zależy, jak wykorzystamy swoje życie.
XX i XXI wiek jest wiekiem zalewu różnych prądów, pseudonauki, ideologii. W związku z wynalezieniem sposobu na szybkie przekazywanie informacji błędne nauki rozchodzą się po świecie z prędkością światła. Ciężko jest się nam w tym odnaleźć, mimo tego, że uważamy się za „bardziej świadomych” Ale jest na to jeden lek. Odłożyć na bok gadaninę „mądrych” głów i pseudoautorytetów. Sięgnąć po zapomniane, tradycyjne nauczanie Doktorów Kościoła, sięgnąć do encyklik papieskich. Tam znajdziemy odpowiedzi na te pytania, które nas nurtują. Człowiek dzisiejszy patrzy na budynki i myśli: „to dzieło budowniczych” spogląda na ubrania – „to dzieło krawców” na samolot – „to dzieło inżynierów” patrzy na człowieka i rnówi: „to nie jest dzieło Boga”. Życie przemija, młodość, chociaż wspaniała i trzeba z niej (umiejętnie) korzystać, też przeminie i powiemy kiedyś za poetą: „Ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi!”.
Przemysław Holocher
Autor jest Honorowym Prezesem Obozu Narodowo-Radykalnego, pomysłodawca i jeden z organizatorów „Marszu Niepodległości, publicysta „Polski Niepodległej”, prawy.pl, wmetirum.pl. Prywatnie przedsiębiorca, maż i ojciec.
Za: „Polska Niepodległa”, 23.12.2013 – 06.01.2014