Ekumenizm grzechem przeciw miłości

prof. Romano Amerio, ks. Karl Stehlin

Warszawa 2002

ISBN 83-87770-61-2

Wydawnictwo Te Deum

Adres wydawnictwa:

04-886 Warszawa

ul. Garncarska 32

Tel: (022) 615-28-60

Fax: (022) 615-52-09

Adres wydawnictwa w internecie: http://www.tedeum.pl

Email: tedeum@tedeum.pl

Książka Ekumenizm grzechem przeciw miłości zawiera cztery publikacje poruszające problematykę swoistej rewolucji ekumenicznej zaistniałej po Soborze Watykańskim II:

– prof. Romano Amerio Ekumenizm (rozdział z książki Iota unum, Kansas City 1996, zamieszczony jako artykuł w „Zawsze Wierni” nr 2 (33), marzec-kwiecń 2000)

– ks. Karl Stehlin Problem ekumenizmu: herezja wynikająca z Soboru Watykańskiego II (rozdział z książki W obronie Prawdy katolickiej. Dzieło Arcybiskupa Lefebre, Warszawa 2001)|

– ks. Karl Stehlin Ekumenizm w świetle objawień Matki Bożej w Fatimie (artykuł z dwumiesięcznika „Zawsze Wierni” nr 2 (33), marzec-kwiecień 2000)

– ks. Karl Stehlin Ekumenizm – wrogiem miłości (fragmenty wykładu wygłoszonego 7 marca 2002 roku na spotkaniu w Gdańsku)

Fragmenty książki

prof. Romano Amerio

EKUMENIZM

Zmiana w pojmowaniu jedności chrześcijańskiej. Instrukcja z 1949 r.

Zmiana w myśleniu na temat jedności chrześcijańskiej jest najbardziej uderzającą spośród tych, które dokonały się wewnątrz systemu katolickiego od Soboru Watykańskiego II. Tradycyjne nauczanie na temat chrześcijańskiej jedności zostało przedstawione w opublikowanej 20 grudnia 1949 r. przez Św. Oficjum instrukcji De motione oecumenica (O ruchu ekumenicznym), która podejmuje naukę Piusa XI zawartą w encyklice Mortalium animos z 1928 r. Zasady wyłożone w Instrukcji można streścić następująco. Po pierwsze: „Kościół katolicki posiada pełnię Chrystusa”, nie potrzebuje więc przyswajać sobie od innych wyznań jakichkolwiek elementów, które miałyby doprowadzić do ustanowienia pełni chrześcijaństwa. Po drugie: chrześcijańska jedność nie może być realizowana w procesie asymilacji pomiędzy różnymi wyznaniami wiary, nie może być również osiągana poprzez przystosowywanie doktryny katolickiej do nauczania innych wyznań. Po trzecie: prawdziwa jedność pomiędzy kościołami może zapanować jedynie poprzez powrót, per reditum, braci odłączonych do prawdziwego Kościoła Bożego. Po czwarte wreszcie: odłączeni bracia, którzy powracają na łono Kościoła katolickiego nic nie tracą z prawdy, która może znajdować się w ich wyznaniach, a raczej zachowują ją nietkniętą, za to w jej pełnym i doskonałym kontekście, complementum atque absolutom. Sformułowana w Instrukcji doktryna zakładała więc, że Kościół rzymski jest podstawą i centrum jedności chrześcijańskiej, a życie Kościoła na przestrzeni wieków nie obracało się wokół wielu ośrodków, to jest wokół różnych ugrupowań chrześcijańskich, z których wszystkie posiadałyby pojedyncze głębsze centrum zlokalizowane poza nimi samymi. Doktryna przedstawiona w Instrukcji zakładała raczej, że sam Kościół katolicki jest organizmem społecznym lub ciałem Chrystusa, a odłączeni bracia muszą kierować się w stronę niewzruszonego centrum, którym jest Kościół oparty na służbie Następcy św. Piotra. Dlatego też podstawa lub centrum chrześcijańskiej jedności jest czymś, co istnieje już w historii, a co odłączeni braci muszą odzyskać, a nie czymś, co musi być dopiero stworzone w przyszłości. Cała rezerwa, którą Kościół rzymski wykazywał w kwestiach ekumenicznych, a zwłaszcza jego długotrwała nieobecność w Światowej Radzie Kościołów jest motywowana takim właśnie pojmowaniem istoty jedności chrześcijańskiej, a w jej zamyśle jest wykluczenie poglądu, jakoby wszystkie wyznania stały na równym poziomie. To doktrynalne stanowisko jest jedynie wyrazem transcendentnej zasady, na której opiera się chrześcijaństwo. Tą zasadą jest sam Chrystus, który jest równocześnie Bogiem i człowiekiem, i który w czasie reprezentowany jest poprzez urząd Następcy Piotra.

Zmiana soborowa. Villain. Kardynał Bea

Zmiana wprowadzona na soborze widoczna jest zarówno w znakach zewnętrznych, jak i w teorii. W soborowym Dekrecie o ekumenizmie Unitatis redintegratio ani razu nie wspomina się o Instrukcji z 1949 r. , a słowo „powrót” – „reditus” –nie pojawia się nigdzie w treści dekretu. Idea powrotu zastąpiona jest ideą konwergencji. Odtąd różne wyznania chrześcijańskie, w tym katolicyzm, nie powinny zwracać się ku sobie, lecz ku pełni Chrystusa, która znajduje się poza nimi samymi i ku której wszyscy muszą dążyć. Prawdą jest, iż w swym przemówieniu otwierającym drugą część soboru w 1963 r., Paweł VI powtórzył tradycyjne nauczanie, zgodnie z którym odłączeni bracia „utracili doskonałą jedność, którą może dać im tylko Kościół katolicki”. Kontynuując papież stwierdzał, że potrójna więź tej jedności opiera się na tej samej wierze, przyjmowaniu tych samych sakramentów i „właściwym posłuszeństwie wobec jednolitej władzy kościelnej”, która uwzględnia jednakże szeroką gamę języków, rytów, tradycji historycznych, lokalnych przywilejów i kierunków duchowości. Mimo tej papieskiej wypowiedzi, ostateczny soborowy Dekret o ekumenizmie Unitatis redintegratio odrzuca koncepcję powrotu braci odłączonych, przyjmując ideę równoczesnego nawrócenia ze strony wszystkich chrześcijan. Jedność powinna być osiągnięta nie poprzez powrót odłączonych braci do Kościoła katolickiego, lecz na drodze nawrócenia wszystkich kościołów ku pełni Chrystusa. Ta „pełnia Chrystusa” nie jest identyfikowana z żadnym z kościołów; zostanie dopiero stworzona dzięki scaleniu ich wszystkich w jedno. W schematach przygotowawczych napisanych przed soborem stwierdzano, że Kościół Chrystusowy jest Kościołem katolickim. Jednak sobór mówi jedynie, że Kościół Chrystusowy trwa [subsistit] w Kościele katolickim, w praktyce przyjmując pogląd, że Kościół Chrystusowy trwa również w innych kościołach chrześcijańskich i wszystkie te kościoły powinny rozpoznać swoje powszechne trwanie w Chrystusie. Jak to ujął jeden z profesorów Uniwersytetu Gregoriańskiego, sobór uznał, że odłączone kościoły są „narzędziami, których używa Duch Święty dla zbawienia ich członków”. W tej egalitarnej wizji wszystkich wyznań chrześcijańskich, katolicyzm nie posiada już jakiejkolwiek wyjątkowej, uprzywilejowanej pozycji. W swojej książce Introduction a 1’oecumenisme opublikowanej w Paryżu już w 1959 r., to jest w czasie, kiedy trwały przygotowania soboru, ks. M. Villain próbował skończyć z przeciwstawieniem: „Kościół katolicki – wyznania protestanckie”, wprowadzając rozróżnienie pomiędzy doktrynami zasadniczymi i drugorzędnymi. Co więcej, ks. Villain rozróżniał między prawdami wiary a formułą, która służy do ich wyrażenia; co do tej ostatniej utrzymywał, że nie jest niezmienna. Sądził, że formuły doktrynalne nie wyrażają prawdy, lecz tylko klasyfikują fakty, które pozostają niepoznawalne. Według jego koncepcji jedność chrześcijańska może być oparta na czymś, co jest głębsze od prawdy, a co nazywał „Chrystusem w modlitwie”. Modlitwa wszystkich chrześcijan jest oczywiście pożądana w celu osiągnięcia jedności, nie jest jednak samą jednością; ta – według słów papieża Pawła – wymaga wspólnej wiary, sakramentów i jednego kierownictwa kościelnego. Kardynał Bea zaprezentował podobne koncepcje jedności. Stwierdził, że ekumenizm nie jest ruchem na rzecz powrotu odłączonych chrześcijan do Kościoła rzymskiego; zwrócił za to uwagę, w zgodzie z przyjętym nauczaniem, że protestanci nie są całkiem odłączeni od Kościoła, gdyż zostali ochrzczeni w sposób ważny. Cytując encyklikę Piusa XII Mystici Corporis z 1943 r., zgodnie z którą protestanci są „pociągani do Mistycznego Ciała Odkupiciela” poprzez chrzest, kardynał Bea poszedł dalej i stwierdził, że protestanci rzeczywiście już do Kościoła należą i dlatego nie są gorsi od katolików gdy przyjdzie do osiągnięcia wiecznego zbawienia. Kardynał przedstawia zjednoczenie jako kwestię bezpośredniego wyrażenia już istniejącej jedności; jako coś istniejącego, co po prostu musi zostać dopełnione. Zdaniem kardynała w tej samej sytuacji znajduje się Kościół katolicki – on także potrzebuje uświadomić sobie głębszą rzeczywistość pełni Chrystusa, która jest syntezą wszystkich rozrzuconych grup w ramach chrześcijaństwa. Nie powrót określonych grup do innej społeczności, lecz nawrócenie wszystkich do nowego centrum, do ukrytego, głębszego Chrystusa.

(…)

Niestosowność obecnych metod ekumenicznych

Metody przyjęte przez obecny ruch ekumeniczny kłócą się z celami, które rzekomo stawia sobie ten ruch. Po pierwsze, ekumeniści mają tendencję do ukrywania faktu, że nie da się negocjować z protestantyzmem jako całością, gdyż w rzeczywistości protestantyzm stanowi bezkształtną masę przekonań. Po drugie, wewnątrz samego ekumenizmu istnieje wewnętrzna sprzeczność. Z jednej strony twierdzi się, że jedność zaistnieje dzięki osobistemu pogłębieniu wiary i nawróceniu, a z drugiej strony szuka się zjednoczenia na drodze negocjacji prowadzonych przez małe grupy działające bez upoważnienia swoich własnych wyznań, podczas gdy upoważnienie takie jest sprawą zasadniczą we wspólnotach opartych na zasadzie osądu prywatnego. Skąd te małe grupy teologów czerpią swój autorytet jako przedstawiciele, kiedy negocjują na temat zjednoczenia? Jedynie Kościół katolicki może uniknąć tego problemu, gdyż jest oparty o zasadę autorytetu, a jego członkowie mogliby uznać ustalenia na temat jedności, jeżeli hierarchia nakazałaby im to uczynić. Lecz setki najróżniejszych wyznań protestanckich nie znają zasady autorytetu; są one w istocie cywilnymi stowarzyszeniami i nie mają środków, dzięki którym decyzja o zjednoczeniu mogłaby znaleźć wyraz w jednolitym akcie całej wspólnoty. Katolicki ekumenizm prowadzony jest na zasadzie hierarchicznej, ale inne wyznania nie mają rzeczywistego prawa do reprezentowania bezkształtnej masy, w imieniu której rzekomo negocjują. To dlatego Pius IX zwołując Sobór Watykański I wystosował apel „ad omnes protestantes” („do wszystkich protestantów”) i nie traktował ich jak wspólnoty. Jakby na to nie patrzeć, obecne poczynania lekceważą najsłynniejszą zasadę osądu prywatnego, a kwestie będące przedmiotem osobistych przekonań religijnych traktowane są na sposób polityczny przez małe grupy negocjatorów. Otwarcie przyznaje się przy tym, że zjednoczenie nie ma być wynikiem indywidualnego przekonania i nawrócenia, lecz porozumień zawieranych pomiędzy ciałami kolegialnymi, to jest pomiędzy samymi zainteresowanymi wyznaniami.

W kierunku niechrześcijańskiego ekumenizmu

Dotychczas przedmiotem naszych rozważań była zmiana w nauczaniu, zgodnie z którą wszystkie kościoły powinny zjednoczyć się nie w Kościele katolickim lecz w Kościele Chrystusowym, zmierzając w kierunku centrum znajdującego się poza wszystkimi wyznaniami. Proponowana zmiana podstawy jedności pomiędzy różnymi chrześcijanami nieuchronnie przenosi się również na religie niechrześcijańskie, zmieniając koncepcję działalności misyjnej. Niechrześcijanie również mają stanowić część religijnie zjednoczonej ludzkości, lecz w ich przypadku, tak jak i w przypadku niekatolickich chrześcijan, jedność ma być osiągnięta nie dzięki ich nawróceniu na chrześcijaństwo, lecz dzięki pogłębionemu uświadomieniu sobie wewnętrznych wartości religii niechrześcijańskich, tak aby ostatecznie wszyscy ludzie zjednoczyli się na bazie głębszej prawdy tkwiącej we wszystkich przekonaniach religijnych. Wspomnianą koncepcję rozwija Jean Guitton. Utrzymuje on, że różnorodność jest dobrem i nikt nie musi porzucać czegokolwiek. Jest jednak oczywiste, że pewne różnice wynikają ze sprzeczności między prawdą a błędem i że są pewne błędy w religiach niechrześcijańskich, które należy porzucić. Jednak Guitton zdaje się twierdzić, że katolicyzm nie ma do zaoferowania jakiejś specyficznej doktryny, toteż powinien jedynie pomagać w coraz lepszym zrozumieniu wartości, które są pośrednio obecne we wszystkich doświadczeniach religijnych. Stąd też dla muzułmanina nawrócenie będzie znaczyło tyle co stać się lepszym, głębszym muzułmaninem, tak samo w przypadku żyda, buddysty itd. Powszechnie zaniechano dzisiaj wysiłków na rzecz nawracania ludzi, czyli aktywności specyficznie religijnej, a wzywanie ludzi do wstępowania do Kościoła katolickiego jest uważane za godny ubolewania prozelityzm. Nie porzucając tradycyjnych sformułowań definiujących działalność misyjną jako „prowadzenie ludzi do Chrystusa”, soborowy Dekret o działalności misyjnej Kościoła przyjmuje nowe spojrzenie uzasadniając misje obecną sytuacją świata, w którym „narastają nowe warunki życia ludzkości” („ex quo nova exurgit humanitatis conditio”). Zmiana taka pozbawia misje ich teoretycznego uzasadnienia. Jest to tylko jeszcze jeden przykład tendencji do odrzucania Boskiego statusu religii katolickiej. Sądzi się, że jedność między chrześcijanami będzie osiągnięta dzięki zbliżaniu się do Chrystusa, którzy zamieszkuje w sercach wszystkich wierzących na mocy chrztu. Dzięki temu charakter nadprzyrodzony, w ten czy inny sposób, ale jakoś towarzyszy wysiłkom na rzecz jedności. Jeśli jednak niechrześcijanie nie mają połączyć się z chrześcijanami dzięki wyjściu poza samych siebie i ku Chrystusowi, lecz zamiast tego mają pogłębiać swoje własne przekonania, to wydaje się, że Chrystus jako zasada jedności musi w jakiś sposób istnieć w głębi duszy ludzkiej jako takiej. Takie stwierdzenie jest jednak równoważne zaprzeczeniu istnienia nadprzyrodzoności lub zrównaniu natury z nadprzyrodzoną łaską. Zasada zbawcza wychodzi wtedy od podstaw, a nie pochodzi z góry – jest immanentna dla ludzkiej natury i może manifestować się u wszystkich ludzi jako takich. Paweł VI nie wyrażał się na ten temat z zupełną jasnością. W swoich rozmowach z Jeanem Guittonem stwierdza: „Tylko jeden Kościół jest osią zbieżności, jeden Kościół w którym powinny się zjednoczyć wszystkie kościoły”. Jednakże zjednoczenie w Kościele nie jest tym samym co wstąpienie do istniejącego już Kościoła, które samo w sobie doprowadzi do jedności. Przechodząc od wiary do miłości, papież stwierdza: „miłość prowadzi nas do respektowania całej należnej wolności”. Zapomina przy tym zauważyć, że ani sumienie ani wolność nie są autonomiczne, a katolicyzm oparty jest raczej na prawdzie niż na wolności.

Naturalistyczny charakter niechrześcijańskiego ekumenizmu.

Nauczanie Sekretariatu ds. Niechrześcijan

Od czasów Prologu Ewangelii wg św. Jana aż do czasu Rosminiego, a nawet jeszcze dalej, teologia katolicka poświęcała bardzo wiele uwagi idei, według której prawda religijna przekazywana jest poprzez światło, które oświeca każdego człowieka z głębi jego własnego sumienia. Słowo, tak jak światło naturalnego rozumu umożliwia nam rozpoznanie pozytywnych wartości obecnych w kulturach niechrześcijańskich, jednakże to samo Słowo nie pozwala nam uważać tych kultur za samowystarczalne, jeśli przyjdzie do osiągnięcia zbawienia. Mimo to przewodniczący Sekretariatu ds. Niechrześcijan sprowadza chrześcijańską aktywność misyjną do dialogu „nakierowanego nie na nawracanie, lecz na pogłębienie prawdy”. Czytamy, że „dla wzrastania w zgodzie z Bożymi planami, Kościół powinien rozwijać wartości zawarte w religiach niechrześcijańskich”. Taka linia rozumowania nie jest niczym nowym; myli ona kulturę z religią, podczas gdy konieczne jest staranne rozróżnienie obu tych pojęć. U podstaw takiej idei tkwi przekonanie, że chrześcijaństwo w sposób ukryty istnieje wewnątrz religii niechrześcijańskich, tak więc głębsze zrozumienie Słowa (Logos) natury odsłoni nadprzyrodzone rzeczywistości Wcielenia i łaski. Przykładowo, uważa się, że islam zawiera „ziarno” chrześcijaństwa, które musi jedynie dojrzewać i wzrastać. Tak jak w przypadku odłączonych chrześcijan, drogą, jaką się tutaj sugeruje nie jest nawrócenie na prawdę chrześcijańską, lecz uczynienie wyraźną, dojrzałą prawdy immanentnie zawartej we wszystkich religiach. Takie podejście sięga dalej niż soborowy dekret Ad gentes (9), który głosi, że „Cokolwiek zaś z prawdy i łaski znajdowało się już u narodów, dzięki jakoby ukrytej obecności Boga, uwalnia to od zaraźliwych powiązań ze złym i przekazuje na powrót ich Sprawcy, Chrystusowi (…). Dlatego jakikolwiek dobry posiew znajdujący się w sercach i umysłach ludzkich lub we własnych obrządkach i kulturach narodów, nie tylko nie ginie, lecz doznaje uleczenia, wyniesienia na wyższy poziom i udoskonalenia…”  Przedstawione powyżej opinie msgr Rosano, przewodniczącego Sekretariatu ds. Niechrześcijan, stanowią problem eklezjologiczny i teologiczny. Jeśli ktoś stwierdza, tak jak to czyni msgr Rosano, że Kościół w jakiś sposób podlega brakom i dlatego wymaga dopełnienia ze strony religii niechrześcijańskich, to tym samym zdaje się zaprzeczać, że Kościół jest w pełni wystarczającym środkiem ustanowionym dla osiągnięcia zbawienia. Myli się tutaj religię z kulturą. Kultury są tworami człowieka; są one zawsze częściowe lub jednostronne, wzajemnie ze sobą powiązane i wpływające na siebie nawzajem; wszystkie opierają się na tej samej podstawie, i czyli na naturze ludzkiej. Inaczej ma się rzecz z religiami – o tyle inaczej, że religia katolicka nie jest produktem ludzkiego umysłu, lecz tworem nadprzyrodzonym, który nigdy nie wypłynąłby z ludzkiej natury, bez względu na to, jak bardzo pogłębiona by ona była. Mamy tu do czynienia z sofistycznym pomieszaniem religii i kultury, które zniekształca transcendentne korzenie chrześcijaństwa. W ujęciu msgr Rosano, Kościół nie jest już postrzegany jako społeczność doskonała, czyli taka, która posiada wszystkie środki konieczne do realizacji swoich celów; przeciwnie, jest traktowana jako niedoskonała społeczność, która potrzebuje światła i wartości innych religii. Kultura nie jest religią, stąd też uniwersalnej religii, katolicyzmu, nie można rozumieć jako coś, co zostało utworzone z wszystkich kultur świata. W ujęciu teologicznym, pogląd msgr Rosano podważa katolickość Kościoła, jako że Kościół, który potrzebowałby zespolenia z czymś innym nie mógłby rościć sobie prawa do uniwersalnego zasięgu. W czasie kursu poświęconego aggiornamento na Uniwersytecie Katolickim w Mediolanie, msgr Sartori, wykładowca teologii dogmatycznej na Północnowłoskim Wydziale Teologicznym również mówił o tym rzekomo wybrakowanym lub cząstkowym charakterze katolicyzmu: „Katolicyzm – twierdzi msgr Sartori – odkrył swoją cząstkowość, która kłóci się z powszechnością; przy tym powtórnie odkrył ową pełnię, w której ta jego własna chrześcijańska cząstkowość się sytuuje.” Chrześcijaństwo przedstawiane jest tutaj jako zaledwie jedna z nieskończonej liczby możliwych, historycznych form wyrazu powszechnej, naturalnej religii, a jego nadprzyrodzone roszczenia zostały wchłonięte i sprowadzone do poziomu naturalnego. (…)

Teologiczna słabość nowego ekumenizmu

Gdzie indziej zwróciłem już uwagę, że doktryna o predestynacji doznała kompletnego zaćmienia na soborowym firmamencie. Nowy ekumenizm również cierpi na tę słabość, skoro debata na temat prawdziwej religii jest częścią teologii naturalnej, inaczej teodycei, czyli wyjaśniania działania Boga na tym świecie. W myśli katolickiej predestynacja wybranych jest szczytem i ukoronowaniem wszystkich opatrznościowych dzieł Bożych w stworzeniu. Nie jest rzeczą odpowiednią dla książki tego rodzaju wchodzenie w temat taki jak predestynacja, musimy jednak przynajmniej zwrócić uwagę na fakt, że niemożliwe jest podjęcie problemu zbawienia wyznawców religii niechrześcijańskich bez odniesienia się do zagadnień teologicznych leżących u podstaw takiego problemu. Gdybyśmy weszli w to zagadnienie, to okazałoby się tylko jak bardzo zmiana, która nastąpiła w Kościele podcięła korzenie myśli katolickiej.

Rzeczywisty stan ekumenizmu. Przejście od ekumenizmu religijnego do ekumenizmu humanitarnego

Niejednoznaczność, propaganda i myślenie życzeniowe („powiedz nam to, co chcemy usłyszeć – loquimini nobis placentia”) stały się w kwestiach ekumenicznych bardziej oczywiste niż w jakiejkolwiek innej sferze działalności posoborowego Kościoła. Około roku 1970 w kruchtach kościołów Włoch i włoskojęzycznej Szwajcarii pojawiły się plakaty przedstawiające spotkanie Pawła VI z patriarchą Konstantynopola Atenagorasem. Tekst zapowiadał powtórne zjednoczenie 600 milionów katolików i 250 milionów wschodnich prawosławnych. Pozostawiając na boku niedokładność statystyk i niemalże kompletny brak jurysdykcji sprawowanej przez patriarchę, nie można zapomnieć uroczystej deklaracji, jaką ten sam patriarcha złożył niedługo po swoim spotkaniu z papieżem: „W tym ruchu zjednoczeniowym nie chodzi o przesuwanie się jednego kościoła w kierunku innego, jest to raczej kwestia przesuwania się wszystkich kościołów w kierunku wspólnego dla nich wszystkich Chrystusa, kwestia odtworzenia jednego świętego, katolickiego i apostolskiego Kościoła”. Dla Kościoła katolickiego największą przeszkodą w przedsięwzięciach ekumenicznych są pozostałości jego własnego tradycyjnego nauczania. To te pozostałości powstrzymały Kościół przed wstąpieniem do Światowej Rady Kościołów, opartej na równości wszystkich wyznań. Ten pozostały rdzeń nauczania kłóci się z duchem soboru, dla którego jedność religijna jest kluczowym priorytetem. Dzieje się tak, jakby wymaganie jedności stało się samo w sobie rodzajem doktryny oraz, jak stwierdził kardynał Siri, tak jakby prawda musiała być zmieniona dla zaspokojenia wymagań niekatolików. Dla uniknięcia nieprzyjemnych prawd rzadko porusza się istotę problemu, za to po każdym spotkaniu ekumenicznych komitetów wyraża się ogromną ilość optymistycznych i tryumfalnych opinii. W bardzo ważnym i dramatycznym przemówieniu wygłoszonym w styczniu 1978 r., Paweł VI rozwiał pewne iluzje, poruszony realizmem, który musiał wyjść naprzeciw jego własnym utopijnym tendencjom: „Trudności w ustanowieniu autentycznej jedności pomiędzy różnymi wyznaniami chrześcijańskimi są tak wielkie, że paraliżują wszelkie ludzkie nadzieje na jej historyczne osiągnięcie. Zerwania, jakie nastąpiły wzmocniły się, okrzepły i stały się zinstytucjonalizowane do tego stopnia, że próba rekonstrukcji ciała podległego Chrystusowi jako głowie, które byłoby według stów św. Pawła dobrze zbudowane, stała się utopijna… Problem chrześcijańskiej jedności wydaje się nierozwiązywalny, i to przede wszystkim dlatego, że szuka się rzeczywistej jedności. Nie można zaakceptować jakiejkolwiek nieuprawnionej interpretacji świętego słowa „jedność”. Ta potrzeba autentycznej jedności w zderzeniu z konkretnymi historycznymi uwarunkowaniami różnych wyznań chrześcijańskich zdaje się zawodzić wszelkie ekumeniczne nadzieje: historia nigdy się nie cofa”. Papież kończył swoje pełne udręki przemówienie oddając się modlitwie i odwołując się od swojej historycznej rozpaczy w oparciu o teologiczną nadzieję. Paweł VI powiedział już, że łatwo być optymistą, jeśli nie wie się nic na ten temat, lecz dla każdego, kto zna problemy doktrynalne, historyczne i psychologiczne, które wiążą się (z kwestią jedności – przyp. tłum.) jest jasne, że „potrzeba będzie wiele czasu, a nawet specjalnej, niemalże cudownej interwencji łaski Bożej”. Tak jak i przy innych okazjach, papieskie przewidywania wychodzą od argumentu historycznego do idei cudu. Podobne realistyczne ujęcie problemu zaprezentował Jan Paweł II w przemówieniu wygłoszonym 21 stycznia 1982 r., potwierdzając istnienie zasadniczych różnic pomiędzy chrześcijanami. „Nie jest to jedynie kwestia uprzedzeń odziedziczonych w przeszłości, – mówił Papież – Jest- to często kwestia różnych ocen zakorzenionych w głębokich przekonaniach dotykających sumienia. Ponadto, pojawiają się niestety nowe trudności”, jak wyjaśnił arcybiskup poznański (chodzi o abp Antoniego Baraniaka – przyp. tłum.) w ważnym przemówieniu wygłoszonym podczas LXXVI sesji soboru, podstawowe różnice sprowadzają się do kwestii prymatu rzymskiego, celibatu i Eucharystii -arcybiskup zwrócił uwagę, że nieprawdą jest, jakoby protestanci nie znali Kościoła katolickiego; oni go znają i uważają go za podstawową przeszkodę w osiągnięciu jedności. Jasnym odzwierciedleniem obecnego charakteru ekumenizmu, zakładającego skuteczne wyrzeczenie się głoszenia wiary katolickiej, są przemówienia papieża wygłoszone w Nigerii w 1982 r. – nie ma tam wzmianki o nawróceniu do Chrystusa, za to w specjalnym przesłaniu, które nie doczekało się żadnego rzeczywistego przyjęcia i odpowiedzi ze strony jakiegokolwiek muzułmanina, papież wyrażał nadzieję co do współpracy pomiędzy dwiema religiami „w interesie jedności Nigerii” oraz dla „położenia wkładu w porządek lepszego świata w postaci nowej cywilizacji miłości.”  Zgodnie z tym, co zauważyliśmy poprzednio, zgoda na świecie nie jest już postrzegana w oparciu o pojęcie jednej religii, lecz jednej cywilizacji, lub, jak kto woli, jednej naturalnej religii doświadczenia życiowego i immanencji. Ekumenizm religijny coraz to bardziej i bardziej przekształca się w ekumenizm humanitarny, dla którego różne religie są zmiennymi, lecz jednakowo ważnymi manifestacjami historycznymi. Organizacja religijna rodzaju ludzkiego ma wzorować się na jego świeckiej kondycji, a dzisiejszy porządek jest zaczerpnięty z Księgi Micheasza (Mich 4, 5), którą wykorzystał w swoim przemówieniu prezydent Izraela Shazar, kiedy w styczniu 1964 r. żegnał Pawła VI opuszczającego Ziemię Świętą: „Niech wszystkie ludy występują w imię swego boga, a my występować będziemy w imię Pana, Boga naszego.”

Tłumaczenie; Adam Branicki

ks. Karl Stehlin

PROBLEM EKUMENIZMU:

HEREZJA WYNIKAJĄCA Z SOBORU WATYKAŃSKIEGO II

EKUMENIZM JEST ATAKIEM NA JEDNO Z FUNDAMENTALNYCH ZNAMION KOŚCIOŁA – JEDNOŚĆ. HEREZJA TA DOTYKA BOSKIEJ KONSTYTUCJI KOŚCIOŁA

Jedność w ujęciu Soboru Watykańskiego II i nauczania posoborowego: Kościół katolicki nie jest tożsamy z Kościołem Chrystusowym

Soborowa Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium głosi: „Kościół ten, ustanowiony i zorganizowany na tym świecie jako społeczność, trwa w (subsistit in) Kościele katolickim, rządzonym przez następcę Piotra oraz biskupów pozostających z nim we wspólnocie, choć i poza jego organizmem znajdują się liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy, które, jako właściwe dary Kościoła Chrystusowego nakłaniają do jedności katolickiej.”   Ks. Gregory Baum, ekspert na soborze, w następujący sposób komentuje treść tego paragrafu: „Ostateczny tekst Konstytucji głosi, że Kościół Chrystusowy „zawiera się” w Kościele katolickim. W konsekwencji, Kościół Chrystusowy otrzymuje konkretną formę w Kościele katolickim; i odwrotnie. Kościół katolicki jest realizacją Kościoła Chrystusa na ziemi – zgodnie z wiarą katolicką, jedyną hierarchicznie doskonałą realizacją tego Kościoła. Nie jest to jednak tożsamość absolutna” Do Kościoła Chrystusowego można należeć na trzy sposoby: w sposób pełny (plena communio), w sposób niedoskonały (coniunctum) oraz będąc przyporządkowanym (ordinatum). W Lumen gentium (nr 15) czytamy: „Co się zaś tyczy tych ludzi”, którzy będąc ochrzczeni noszą zaszczytne imię chrześcijan, ale nie wyznają całej wiary lub nie zachowują jedności wspólnoty (communio) pod zwierzchnictwem Następcy Piotra, to Kościół wie, że jest z nimi związany (coniunctam) z licznych powodów”. Ta sama Konstytucja (nr 16) głosi: „Ci wreszcie, którzy jeszcze nie przyjęli Ewangelii, w rozmaity sposób przyporządkowani (ordinantur) są do Ludu Bożego.”  Dekret o ekumenizmie Unitatis redintegratio (nr 3), głosi; „W tym jednym i jedynym Kościele Bożym już od samego początku powstały pewne rozłamy, które apostoł surowo karci jako godne potępienia. W następnych zaś wiekach zrodziły się jeszcze większe spory, a niemałe społeczności odłączyły się od pełnej wspólnoty z Kościołem katolickim, często nie bez winy ludzi z jednej i drugiej strony. Tych zaś, którzy obecnie rodzą się w takich społecznościach przepajają się wiarą w Chrystusa, nie można obwiniać o grzech Włączenia. A Kościół katolicki otacza ich braterskim szacunkiem i miłością. Ci przecież, co wierzą w Chrystusa i otrzymali ważnie chrzest, pozostają w jakiejś, choć niedoskonałej wspólnocie (communio) ze społecznością Kościoła katolickiego. Faktem jest, że z powodu rozbieżności utrzymujących się w różnej formie między nimi a Kościołem katolickim, czy to w sprawach doktryny, a niekiedy też zasad karności, czy odnośnie do struktury Kościoła, pełna łączność kościelna napotyka niemało przeszkód, częstokroć bardzo poważnych, które przełamać usiłuje ruch ekumeniczny. Pomimo to usprawiedliwieni z wiary przez chrzest należą do Ciała Chrystusa, dlatego też zdobi ich należne im imię chrześcijańskie, a synowie Kościoła katolickiego słusznie ich uważają za braci w Panu.”  Ks. Gustave Thils, członek Sekretariatu ds. Jedności Chrześcijan wyjaśnia: „Kościół Chrystusowy jest Komunią, jeśli rozważy się różne elementy składowe tej Komunii czy też Kościoła Chrystusa, takie jak np. Duch Święty, życie łaski Bożej, charyzmaty, urzędy, chrzest. Eucharystia, to w rezultacie trzeba przyznać, że te elementy mogą realnie istnieć z całą swoją zbawczą mocą we wspólnotach chrześcijańskich, które nie są Komunią katolicką. (…) Stąd też konkluzja, że Kościół Chrystusowy, na swym poziomie struktury sakramentalnej lub instytucji zbawczej rozciąga się o wiele dalej niż widzialne granice Komunii katolickiej, czyli Kościoła katolickiego.” Również abp A. Nossol stwierdza: „nie powinniśmy już patrzeć na inne chrześcijańskie wspólnoty tak, jakoby poruszały się wokół naszego Kościoła jako centrum. (…) subsystowanie jednego Kościoła w odniesieniu do chrześcijańskiego fenomenu Kościoła nie powinno tu być interpretowane w sensie ekskluzywnego „est” jako absolutna identyfikacja Kościoła Jezusa Chrystusa z Kościołem rzymskokatolickim.” Zgodnie z dekretem Unitatis redintegratio (nr 3) te wspólnoty, które „nie są w pełnej jedności” są również środkami zbawienia: „Same te Kościoły i odłączone wspólnoty, choć w naszym przekonaniu podlegają brakom, wcale nie są pozbawione znaczenia i wagi w tajemnicy zbawienia. Duch Chrystusa nie wzbrania się przecież posługiwać nimi jako środkami zbawienia, których moc pochodzi z samej pełni łaski i prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu.”   (…)

JEDNOŚĆ W UJĘCIU NIEOMYLNEGO NAUCZANIA KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO

Kościół katolicki jest tożsamy z Kościołem Chrystusowym

Papież Pelagiusz l (559) naucza, że „Kościół jest założony przez Boga-Chrystusa na Księciu Apostołów”, i nie istnieje Kościół poza tym fundamentem, „w którym wszyscy zjednoczeni sq ze Stolicą Apostolską, jako z tym, który otrzymał klucze i któremu została dana władza związywania i rozwiązywania”. Papież Pelagiusz II (586) podkreśla, że „Kościół Boży jest ustanowiony na tych, którzy dzięki sukcesji zasiadają na Stolicy Apostolskiej” i cytuje św. Cypriana i św. Augustyna w celu ukazania, że podstawa i cały rozwój pochodzą z jedności, a „Prymat został nadany Piotrowi, aby ukazać jedyny Kościół i katedrę Chrystusa. (…) Ten, kto nie trwa w jedności Kościoła nie trwa również w jedności wiary”. W liście Świętego Oficjum do biskupów angielskich (1864) czytamy: „Prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa został z ustanowienia Bożego wyposażony w cztery znamiona umożliwiające jego rozpoznanie, o których stwierdzamy w symbolu, że należy w nie wierzyć. Każde z tych znamion w taki sposób łączy się z innymi, iż nie można go od nich oddzielić. Z tego wynika, że Kościół, który jest naprawdę katolicki i nazywa się takim, musi jednocześnie jaśnieć przymiotami jedności, świętości i sukcesji apostolskiej. Kościół zatem katolicki jest jeden przez wyraźną i doskonałą jedność na całym świecie i wśród wszystkich narodów, tę jedność, której zasadą, źródłem i doskonałym początkiem jest najwyższy autorytet i „szczególniejsze pierwszeństwo” Piotra, Księcia Apostołów i jego następców na Rzymskiej Katedrze. Nie ma innego Kościoła katolickiego, jak tylko ten, który powstaje w jedności i miłości, zbudowany na jednym Piotrze, „złożony i złączony w jedno ciało”  .”  Papież Pius XI w encyklice Mortalium animos (1928) podkreśla: „Skoro to mistyczne Ciało Chrystusa, Kościół, jedno jest, spojone i złączone jak ciało fizyczne, bardzo niedorzecznym człowiekiem okazałby się ten, kto by chciał twierdzić, że ciało mistyczne Chrystusa może się składacz odrębnych, od siebie oddzielonych członków. Kto więc nie jest z Kościołem złączony, ten nie może być jego członkiem i nie ma łączności z głową – Chrystusem. W tym jednym Kościele Chrystusa jest i pozostaje tylko ten, kto uznaje autorytet i władzę Piotra i jego prawnych następców, słuchając i przyjmując ją.”    Pius XII naucza w encyklice Mystici Corporis (1943); „Tak więc, aby zdefiniować i zobrazować Kościół Chrystusowy, – którym jest święty, powszechny, apostolski, rzymski Kościół- nie można znaleźć określenia bardziej szlachetnego, bardziej dostojnego, bardziej wreszcie Boskiego, nad to, które nazywa go „Mistycznym Ciałem Jezusa Chrystusa”  .”  Ten sam papież zauważa w encyklice Humani generis (1950): „Niektórzy sądzą, że nie obowiązuje ich nauka, jaką kilka lat temu, w oparciu o źródła Objawienia, wyłożyliśmy w encyklice naszej, że mianowicie Mistyczne Ciało Chrystusowe i rzymskokatolicki Kościół są jednym i tym samym.”    W Schemacie o Kościele przygotowanym na obrady Soboru Watykańskiego II czytamy: „Rzymskokatolicki Kościół jest Mistycznym Ciałem Chrystusa: ten Święty Synod uroczyście naucza, że istnieje tylko jeden prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa, ten, który określamy w Symbolu jako jeden, święty, katolicki i apostolski. Ten, który Zbawiciel nabył [swą Krwią] na krzyżu i z którym złączył się jako Głowa z Ciałem, jak oblubieniec z oblubienicą; ten który Zbawiciel po swym zmartwychwstaniu powierzył świętemu Piotrowi i jego następcom, papieżom rzymskim, aby nim rządzili. Dlatego też jedynie rzymskokatolicki Kościół ma prawo nosić miano Kościoła.”    Stąd też twierdzenie o braku absolutnej tożsamości między Kościołem Chrystusowym i Kościołem katolickim jest potępione przez niezmienną naukę Kościoła. Jest to szczególnie istotne, gdyż działania zmierzające do powtórnego zebrania różnych religii w celu stworzenia jedności (Unitatis redintegratio) mają swoją teologiczną podstawę w twierdzeniu o „szerszym” zakresie Kościoła Chrystusowego niż wyznaczają to ścisłe granice Kościoła rzymskokatolickiego. W ten sposób można odnaleźć „środki zbawienia” nawet w innych religiach.

Członkowie Kościoła

Pius XII w encyklice Mystici Corporis naucza: „Do rzeczywistych członków Kościoła zaliczać można tylko tych ludzi, którzy są odrodzeni wodą chrztu i wyznają prawdziwą wiarę, a którzy nie oderwali się od organicznej całości Ciała pożałowania godną samowolą lub nie zostali odłączeni przez prawowitą władzę z powodu ciężkich przestępstw.”  Aby być członkiem Kościoła, koniecznie trzeba być ochrzczonym. Jest to nieomylne nauczanie Soboru Florenckiego (DS 1314) i Soboru Trydenckiego (DS 1671). Ten chrzest może być także chrztem pragnienia, dlatego też człowiek pragnący chrztu może przynależeć do Kościoła in voto, czyli w pragnieniu, które może być nawet pragnieniem niewyraźnym, ale oznaczać musi gotowość do uznania woli Bożej (Deo oboedire paratus – por. DS 3870-3872).  Aby być członkiem Kościoła, należy wyznawać prawdziwą wiarę katolicką i być podporządkowanym władzy kościelnej. Według niezmiennego nauczania katolickiego, z jedności Kościoła wykluczeni są heretycy i schizmatycy – patrz np. bulla św. Piusa V Regnans in Excelsis przeciwko anglikanizmowi (1570), instrukcja Magnus Dominus Klemensa VIII (1595), encyklika Benedykta XIV Singulari nobis (1749) oraz encyklika In suprema Piusa IX (1852). Błędem jest więc zaliczanie heretyków i schizmatyków do (nawet niedoskonałych) członków Kościoła. Owa jedność Kościoła jest istotowo oparta na jedności wiary: Prawdziwy Kościół jest jeden, gdyż jego synowie we wszystkich czasach i we wszystkich miejscach są zjednoczeni w tej samej wierze, w tym samym prawie i w uczestnictwie w tych samych sakramentach, pod tym samym widzialnym kierownictwem, papieżem rzymskim.” Ta jedność nie zna stopniowania. Istnieje bądź nie istnieje – w jednostce, jak również w społeczności. Jeśli ktoś zaprzecza jednemu pojedynczemu artykułowi wiary, nawet najmniejszemu, nawet na jotę, mówi Pan Jezus, wtedy traci całą wiarę, gdyż poprzez swój czyn odrzuca Autorytet Boga objawiającego prawdy wiary, który to Autorytet, zgodnie ze stwierdzeniem św. Tomasza z Akwinu, stanowi tejże wiary formalną przyczynę. Teologiczna cnota wiary polega na przyjęciu objawionej Prawdy z uwagi na autorytet Boga. Jeśli ktoś zaprzeczy tylko jednej z tych prawd, podważa tym samym autorytet samego Boga – i w ten sposób traci wiarę.

(…)

Porzucenie właściwej misji Kościoła

A. Nawrócenie czy dialog?

Sobór Watykański II zaprowadza nowy rodzaj stosunków pomiędzy Kościołem katolickim i religiami niekatolickimi. Całkowicie zaprzestaje się przypominania o koniecznym „powrocie dysydentów do jedności katolickiej”. Religie chrześcijańskie – niekatolickie otrzymują tytuł „Kościołów”, niechrześcijańskie określa się mianem „religii”, a stosunek do nich opisywany jest jako do „braci” (np. Nostra aetate, nr 5). Ich doktryny muszą być darzone „szacunkiem” (np. Nostra aetate, nr 3; Unitatis redintegratio, nr 12) i zasługują na „poszanowanie” (Nostra aetate, nr 4). Sposobem zjednoczenia religii jest „dialog”; termin ten w sensie ekumenicznym został użyty w tekstach soboru ponad 200 razy: „Do osiągnięcia tego wielce są pomocne zebrania, z udziałem obu stron, dla omówienia głównie kwestii teologicznych, gdzie by każdy występował jako równy wśród równych”. Słowo „dialog” było kompletnie nieznane i nieużywane w nauczaniu Kościoła przed soborem ani w encyklikach papieskich, ani w kazaniach, ani w praktyce duszpasterskiej. Dialog ten zakłada przede wszystkim pozytywne studium nad doktrynami innych religii (Unitatis redintegratio, nr 9) oraz teologiczną dyskusję nad kwestiami spornymi. Zasady obowiązujące stronę katolicką w tej dyskusji sformułowano następująco: „Sposób formułowania wiary katolickiej żadną miarą nie powinien stać się przeszkodą w dialogu z braćmi” (Unitatis redintegratio, nr 11). Komentując słowo „dialog”, msgr Spadafora pyta: „W jaki sposób katolicyzm może szczerze szukać prawdy, którą już posiada? Dialog zakłada sytuację równorzędności partnerów. Funkcja dialogu w zasadniczy sposób różni się od funkcji nauczania.”  Kierując się zasadą dialogu, ekumenizm jest więc sprzeczny z wolą Jezusa Chrystusa, który nakazał apostołom nauczać, a nie dialogować (por. Mt 28, 16-20; Gal 1, 1-12). Ekumenizm wnika po soborze we wszystkie aspekty życia Kościoła. Papieże Paweł VI i Jan Paweł II osobiście brali udział w ponad 50 spotkaniach ekumenicznych, powołane zostały oficjalne, stałe komisje ds. dialogu z religiami niekatolickimi (w tym 11 komisji z wyznaniami protestanckimi, kolejne z prawosławnymi, muzułmanami, judaizmem itd.) w celu podjęcia współpracy wszędzie tam, gdzie widać wspólne cele oraz wypracowania konsensusu w kwestiach spornych. W samym Kościele dla katolików publikuje się oficjalne teksty Stolicy Apostolskiej promujące ekumenizm, z których najważniejszym jest encyklika Jana Pawła II Ut unum sint. Pojawia się niechęć do jakichkolwiek form nawracania, określanego odtąd negatywnym w swoim zabarwieniu słowem „prozelityzm”. Taka forma „misji” jest odrzucana jako nie do zaakceptowania w naszych czasach. Wręcz przeciwnie, mówi Jan Paweł II, „w świętowaniu odkupienia wznosimy się ponad nieporozumieniami i kontrowersjami historycznymi, aby spotkać się na wspólnym fundamencie naszej chrześcijańskiej egzystencji”  (…)

Konsekwencje tej zasadniczej zmiany

A. Spadek liczby nawróceń

Jako że nawrócenie przestaje być uważane za przejście z jednej rzeczywistości do całkiem innej, za sprawę życia i śmierci dla zainteresowanej osoby – to logicznym jest, że liczba nawróceń na katolicyzm może tylko spadać. Jeśli wraz z przejściem na katolicyzm nic nie zmienia się w sposób zasadniczy, to nawrócenie staje się czymś nieistotnym, a osoba podejmująca taki krok może dojść do wniosku, że jej wysiłek jest tylko stratą czasu. Wybitny francuski pisarz Julien Green z goryczą ale szczerze stwierdził, że w obecnych okolicznościach, w czasach liberalnego traktowania wiary, nie miałby motywu aby przejść na katolicyzm: „po co opuszczać jedną religię dla innej w sytuacji, kiedy zanikły między nimi jakiekolwiek różnice, z wyjątkiem nazw?”  To dość stanowcze stwierdzenie dobrze wyraża atmosferę i ducha „dialogu” międzyreligijnego. Biskup ordynariusz diecezji Chur wyznał, że w jego diecezji, liczącej 150 000 dusz, między rokiem 1954 a 1964 było 933 nawróceń z protestantyzmu, lecz w ciągu następnych 10 lat liczba ta spadła do 318. W Stanach Zjednoczonych przed soborem było około 170 000 nawróceń każdego roku (!); obecnie liczba ta w spadła w bardzo znaczący sposób.  Michael Davies poświęcił ostatni rozdział swojej książki o Soborze Watykańskim II owocom ekumenizmu. Statystyki dotyczące spadku liczby nawróceń są zastraszające.

B. Koniec misji katolickich, początek synkretyzmu

Jeżeli poszczególne narody rzeczywiście zachowały zbawcze prawdy, ubrane w szatę swego własnego religijnego zrozumienia, wtedy głoszenie tych prawd przez chrześcijaństwo staje się czcze i próżne. Tymczasem nowy ekumenizm zdaje się głosić, że inne, fałszywe religie mogą posiadać prawdy, których brakuje katolicyzmowi. Przykładowo, ks. Basetti Sani powiedział w 1971 r., że Koran jest księgą natchnioną przez Boga. Biskup Plumey stwierdził, że „ponad różnicami w zakresie dogmatów i moralności, chrześcijaństwo i islam nauczają tych samych prawd i zmierzają do tego samego celu”  R. Panikkar pisze w „L’Osservatore Romano”, że „hinduizm jest skierowany w stronę Chrystusa i w istocie zawiera już w sobie symbol chrześcijańskiej rzeczywistości”. „L’Osservatore Romano” przytacza również bez żadnych zastrzeżeń przemówienie pastora Pottera, sekretarza Światowej Rady Kościołów, wygłoszone podczas światowej konferencji ekumenicznej w Vancouver w lipcu 1983 r.: „Od nieufności, od braku woli uznawania siebie nawzajem za Kościoły, od nawracania, od apologetyki na korzyść czyjejś konkretnej religii – przeszliśmy do odrzucenia prozelityzmu, po to, aby uczynić nasze wspólne świadectwo dawane Chrystusowi bardziej autentycznym i przekonującym”.  Zamieszanie potęguje dodatkowo udział Jana Pawła II w różnego rodzaju pogańskich kultach. I tak zaszokowani katolicy zobaczyć mogli papieża medytującego przed wizerunkiem Buddy (1986), palącego kadzidełka przed posągami hinduskich bożków (1986), a ostatnio nawet całującego Koran (maj 1999)!

C. Przekształcenie religii w kulturę i psychologię Podczas Czwartego Włoskiego Kongresu Misyjnego kardynał Ballestrero wskazał na pojęcie rozwoju jako celu działalności misyjnej. Stwierdził, że idea misji „stała się pełniejsza, gdyż misje są dziś pojmowane jako promocja człowieczeństwa; poprzez przemierzanie drogi ludzkiego postępu misjonarz zaczyna również głosić wiarę.” Jan Paweł II pisze w encyklice Redemptor hominis: „Chodzi o człowieka „każdego” – każdy bowiem jest ogarnięty Tajemnicą Odkupienia, z każdym Chrystus w tej tajemnicy raz na zawsze się zjednoczył. (…) to jest właśnie człowiek „każdy”, najbardziej „konkretny” i najbardziej „realny”: człowiek w całej pełni tajemnicy, która stała się jego udziałem w Jezusie Chrystusie, która nieustannie staje się udziałem każdego z tych czterech miliardów ludzi żyjących na naszej planecie, od chwili, kiedy się poczynają pod sercem matki”. Jeszcze wcześniej, bo w roku 1976 Karol kard. Wojtyła głosząc rekolekcje w Watykanie wypowiedział takie oto słowa: „Narodziny Kościoła, które dokonały się na Krzyżu, w momencie mesjańskiej, odkupieńczej śmierci Chrystusa, byty w swej najgłębszej istocie narodzinami Człowieka – w zasadzie każdego i wszystkich: Człowieka, który czy o tym wie, czy nie wie, czy to przez wiarę akceptuje, czy nie akceptuje – znajduje się już w nowym wymiarze swego bytowania. Wymiar ten najzwięźlej określa św. Paweł zwrotem en Christo – w Chrystusie.” Według powyższych słów nieuświadomione pragnienie Chrystusa popycha cały rodzaj ludzki (a więc również religie niechrześcijańskie) do ukazania światu z gruntu chrześcijańskiego charakteru, a idąc za tym pragnieniem wszyscy mogą dostąpić zbawienia. Takie nowoczesne teorie nieuświadomionego pragnienia negują jednak podstawową prawdę o akcie religijnym podejmowanym na poziomie rozumu i woli, sprowadzając go do poziomu mrocznych głębin świadomości. W ten sposób kwestia zbawienia wychodzi poza zakres moralnych wyborów człowieka, uwzględniających wiedzę, rozwagę i wolność.

EKUMENIZM, MASONERIA I RUCH NEW AGE

Analiza złożonego zagadnienia masonerii nie jest celem niniejszego studium. Ograniczymy się tu jedynie do udowodnienia, że istnieje ścisły związek między posoborowym ekumenizmem, a celami znamienitych przedstawicieli masonerii. Albert Pike, mason 33 stopnia, założyciel Rytu Szkockiego, pisał w 1889 roku: „Wokół ołtarzy Masonerii chrześcijanin, żyd, muzułmanin, buddysta, wyznawca Konfucjusza czy Zoroastra mogą zjednoczyć się jak bracia we wspólnej modlitwie do jedynego Boga ponad wszystkimi bogami; Masoneria musi koniecznie pozostawić każdemu z inicjowanych analizę podstaw jego wiary.”  W masońskim czasopiśmie „Le Symbolisme” czytamy: „Bracia, nie pozwólcie mówić, że Masoneria jest Antykościołem. Był to jedynie termin okolicznościowy. Zasadniczo Masoneria pragnie być Superkościołem, w którym zjednoczą się wszystkie inne”. Konstytucje wolnomularstwa napisane przez Andersona w 1723 r. operują pojęciem religii – jest to „religia uniwersalna, z która zgadzają się wszyscy ludzie”, od braci zaś wymaga się pozostawienia na boku ich „osobistych opinii”, które mogłyby wprowadzać podziały i niezgodę.  Laurent Dermott, który w 1752 r. założył tzw. masonerię równoległą, określaną jako „des anciens” („starożytną”), oświadcza: „Regularne loże mają być jedynym miejscem, gdzie człowiek może studiować, rozumować! uczyć się w sposób jasny i zgodny na temat swych obowiązków względem Boga i bliźniego. To zaś bez nawału gorzkich i zawistnych słów, niekończących się dyskusji i brutalnych kontrowersji, które nieszczęśliwi śmiertelnicy prowadzą od ponad 1000 lat i dzięki którym są podzieleni na wielka liczbę różnych sekt, zamiast zjednoczyć się w jednym świętym braterstwie (jako sługi Boga i bracia w jednym domu)”.  Filozoficzną podstawą tego „ekumenicznego” dzieła zjednoczenia wszystkich religii jest negacja zasady niesprzeczności, odmowa rozróżnienia pomiędzy religią prawdziwą i religiami fałszywymi, między prawdą i błędem. To odrzucenie zasady niesprzeczności pociąga za sobą negację logiki i logicznego myślenia. Dlatego też masoneria obniża znaczenie rozumowania i wyraża się w symbolach. Ten symboliczny język jest w stanie pogodzić najbardziej sprzeczne zdania. Francesco Brunelli, Wielki Mistrz dwóch ważnych rytów masońskich (Memphis Misraim i Rytu Martynistycznego), podsumowuje podstawy tego synkretyzmu, który jest celem masonerii i sprowadza się do zjednoczenia wszystkich religii pod jej opieką i przewodnictwem: „Inicjacja głosi i naucza: Śmierć Rozumowi. Tylko wtedy, gdy rozum będzie martwy, narodzi się Era przyszłości. Tylko wtedy runą mury świątyń – będzie to dzień, w którym na wschodzie pojawi się jutrzenka nowej ludzkości.”  Aby podać tylko jeden przykład tej abdykacji rozumu, zacytujmy chociażby fragment deklaracji Unitatis redintegratio (nr 11): „Sposób formułowania wiary katolickiej żadną miarą nic powinien stać się przeszkodą w dialogu z braćmi. Całą i nieskazitelną doktrynę trzeba przedstawić jasno”.  Co do metod stosowanych w celu zmiany doktryn i łatwej manipulacji umysłami, mason Nicolas de Benneville, jeden z ideologów rewolucji francuskiej, zalecił: „Chcąc wywołać rewolucję, rozpocznijcie od zmiany znaczenia słów.” (patrz punkt Stare terminy, nowe znaczenie, s. 72). Dziś spotykamy wypowiedzi w rodzaju: „Kościół naucza, że jakakolwiek forma nietolerancji religijnej i prozelityzmu narusza podstawowe prawo do wolności religijnej.”  Niestety, zdanie to jest w swej istocie masońskie. Spotkanie religii w Asyżu w październiku 1986 r. stało się dla papieża okazją do „zjednoczenia wszystkich religii świata w jednym chórze modlitwy i uwielbienia”, do zrozumienia „wspólnej płaszczyzny na najgłębszym poziomie człowieczeństwa”, do uświadomienia sobie „wspólnego pochodzenia i wspólnego przeznaczenia ludzkości”, do rozpoczęcia „braterskiej wędrówki”. Wszystkie te terminy były już wcześniej stosowane w manifestach masonerii.

Ekumenizm i New Age

A. Czym jest New Age?

Ruch New Age, wielki fenomen społeczny, znany jest pod tą nazwą od około 25 lat. Jawi się on jako ruch o charakterze duchowym i ma na celu narzucenie całemu światu nowej religii, rządu światowego, globalnej ekonomii oraz nowej wizji kosmosu. Jego korzeni należy upatrywać w Towarzystwie Teozoficznym oraz w najwyższych stopniach i założeniach masonerii (Lucifer Trust, później Lucis Trust i Lucis Press). Spośród wielu aspektów New Age, dla niniejszego opracowania istotna jest jedynie duchowa strona tego ruchu. Alice Ann Bailey, członkini masonerii i przewodnicząca Towarzystwa Teozoficznego od 1920 r., uważana jest za jednego z prekursorów New Age. W latach dwudziestych pisała ona o Kościele katolickim: „Pod koniec obecnego stulecia katolicki Kościół stanie się przedmiotem głębokiej transformacji poprzez zaprzeczanie dogmatom i fuzję z wolnomularstwem, które jednak zmieni swoje zewnętrzne nastawienie, aby pozyskać ludzi przyzwyczajonych do kościelnych zachowań”.  Inny ezoteryk H. G. Wells opisuje plan, który zamierza zrealizować New Age: „Plan ten dotyczy rozszerzenia ludzkiej świadomości. Objawi on człowiekowi prawdziwe znaczenie jego myśli i dzięki temu uczyni go wszechobecnym, a nawet otworzy wrota wszechwiedzy. Jego realizacja była celem wszystkich ezoterycznych wysiłków na przestrzeni ostatnich czterech stuleci. Ludzkość musi zdać sobie sprawę z istnienia planu i rozpoznać jego wpływ z rozwoju wypadków na świecie. (…) Plan zmierza do odbudowy rodzaju ludzkiego. Gdy istoty ludzkie zostaną poddane najwyższej inicjacji, rozpoznają prawdziwą naturę woli bożej. Mistrzowie realizują plan będący wielkim środkiem do osiągnięcia jedności światowej, plan naznaczony uniwersalizmem, zmierzający do rozszerzenia ludzkiej świadomości, w miłości i dobrej woii”.  Wspomniana wyżej Alice Bailey tak pisze o nadchodzącej nowej religii: „Od wielu lat duchowa hierarchia naszej planety zbliża się do człowieczeństwa, a zbliżenie to zaowocowało wielkimi koncepcjami wolności, tak bliskimi ludzkiemu sercu. Dlatego też marzenie o braterstwie, jedności, ogólnoświatowej współpracy i pokoju opartym na sprawiedliwych ludzkich relacjach staje się bliższe naszemu duchowi. Widzimy również nową, prężną światową religię, powszechną wiarę, mającą swoje korzenie w przeszłości, lecz odsłaniającą nowe, wschodzące piękno i ożywiające objawienie”.

B. NewAge a Kościół katolicki

Niektóre komisje Konferencji Episkopatów dokonały analizy ruchu New Age, poddając go ogólnej krytyce, a nawet potępiając. Przykładowo, w deklaracji komisji „Duszpasterstwo i Sekty” Konferencji Episkopatu Francji z 7 listopada 1988 r. czytamy: „New Age jest jednym z istotnych wyzwań, przed którym stanie chrześcijaństwo w nadchodzących latach, przede wszystkim dlatego, iż ruch ten stawia sobie za cel działanie na rzecz jak najszybszego zaniku chrześcijaństwa, które ma ustąpić miejsca przyszłej Światowej Religii”  Wbrew takim deklaracjom Kościół katolicki de facto angażuje się w inicjatywy i instytucje New Age, chociażby poprzez swój udział w powstaniu tzw. Świątyni Zrozumienia, założonej w 1960 r. w celu zadośćuczynienia duchowym potrzebom Organizacji Narodów Zjednoczonych. Wśród „przyjaciół założycieli” Świątyni Zrozumienia znajdujemy patriarchę Atenagorasa, Dalaj Lamę, Nehru, o. Thomasa Mertona oraz papieży Jana XXIII i Pawła VI. Inna instytucja New Age, Światowa Konferencja Religii dla Pokoju (WCRP) została zaszczycona wizytą Jana Pawła II podczas swych obrad w Watykanie w 1994 r. Jednym z najbardziej znamienitych przedstawicieli ruchu New Age był jezuita Teilhard de Chardin, który już w 1918 r. pisał: „Rozpoznaję, że moja siła i radość leży w tym, co samo w jakiś sposób dokonuje się dla mnie: w połączeniu Boga i Świata, w którym ostatni daje „bezpośredniość” Boskiemu, a pierwszy daje duchowość materialnemu. (…) Czyż Jezus Chrystus nie jest „ludzkością”. a nawet „Stworzeniem w osobie” ?”. Teilhardowska teoria ewolucji zastosowana do religii, potępiona przez papieża Piusa XII w encyklice Humani generis, jest bardzo bliska koncepcji New Age: fuzja pomiędzy materią i duchem, między Bogiem i stworzeniem, fuzja wszystkich rzeczy w procesie ciągłej ewolucji, przebiegającej w kierunku tego, co Teilhard de Chardin nazywał „kosmicznym Chrystusem” lub „punktem Omega”. Ks. Malachi Martin w swojej książce pt Jezuici ukazuje ogromny wpływ, jaki wywarł Teilhard de Chardin na wielu ekspertów oraz francuskich i innych zachodnioeuropejskich Ojców Soboru.

C. New Age i synkretyzm

l. Medytacja wschodnia. Jedna z głównych zasad New Age zakłada podejmowanie wysiłków na rzecz jedności, realizowanej poprzez rozszerzenie świadomości. Najlepszym środkiem służącym realizacji tego celu jest medytacja wschodnia, joga, zen itd. Wspomniane techniki medytacji zostały szeroko wprowadzone w Kościele katolickim. W 1978 r. Zgromadzenie Biskupów Azji wychwalało zeń i jogę jako „modlitwę rozwijającą się wewnątrz całej osoby ludzkiej, w ciele i w duszy”.  Wprowadzaniu medytacji do swych duchowych programów w sposób szczególny poświęciły się zgromadzenia zakonne. Aktywni zwolennicy stosowania tych wschodnich praktyk w Kościele katolickim są również gorliwymi piewcami idei wielkiego zjednoczenia religii. „Nikt nie może mówić, że hinduista, buddysta czy muzułmanin to niewierzący. Powiedziałbym raczej, że musimy odnaleźć w każdym z nich naszego brata w Chrystusie. Naszym zadaniem nie jest przyniesienie Indiom Chrystusa, tak jakby go tu nie było, lecz odkrycie Chrystusa obecnego i działającego w hinduskiej duszy” – mówi o. Będą Griffiths. Zaś słynny o. Thomas Merton wyznaje w Kalkucie (1968): „Odkrywamy tu bardziej starożytną jedność. Moi drodzy bracia, jesteśmy już zjednoczeni, lecz wydaje nam się że tak nie jest, dlatego też musimy jeszcze raz odkryć naszą pierwotną jedność”.

2. Spotkanie religii w Asyżu (1986). Podczas spotkania w Zurychu we wrześniu 1987 r. ewangelicy wydali deklarację zatytułowaną Jeden świat, jedna religia. Wspominają w niej spotkanie religii w Asyżu z października 1986 r., przypisując ideę jego zwołania w pierwszym rzędzie nie papieżowi, lecz New Age. Już w latach siedemdziesiątych filozof Karl Friederich von Weizaecker (brat byłego prezydenta Niemiec) i Dalaj Lama, obaj wielcy mistrzowie New Age, zapoczątkowali światowe zgromadzenie religii dla pokoju. Von Weizaecker, protestant „nawrócony” na hinduizm, został zaproszony na jedną z letnich akademii do Castelgandolfo. Zarówno on, jak i Dalaj Lama odwiedzili Jana Pawła II przed i po spotkaniu religii w Asyżu. Zgodnie zwoła papieża i przywódców innych religii „Asyż” ma być odnawiany corocznie w jednym z wielkich miast świata. W 1989 r. doszło do wielkiego ekumenicznego spotkania w Bazylei (Szwajcaria). W ramach przygotowań do tego przedsięwzięcia w okresie Wielkiego Postu władze katolickie i protestanckie opublikowały wiele dokumentów oraz kalendarz. Głównym motywem tego kalendarza było nowe „Sklepienie” symbolizujące Ziemię. Na jednej z kart kalendarza, pod dniem 5 marca znajdował się napis: „Matką wszystkich rzeczy jest Ziemia”. Inna oficjalna ulotka była zatytułowana Bóg jest zielony i zawierała cytat z indyjskiego pastora Anandy Veeraradesha: „Wszyscy tworzymy jedną wielką rodzinę wiary, jako synowie i córki Hirvy, zielonego Boga, i Bhomi, wielkiej matki Ziemi”. Jest to jasny i niezaprzeczalny znak penetracji Kościoła przez New Age. Innymi wysokimi agendami New Age są wspólnota z San Egidio, obecna na wszystkich większych spotkaniach ekumenicznych oraz ruch Focolari.

3. Jubileusz roku 2000. W pierwszej encyklice Redemptor hominis papież Jan Paweł II ogłasza program swojego pontyfikatu, który ma upływać pod znakiem „nowego Adwentu”, wyznaczanego przez rok 2000. Papież mówi o „nowym Adwencie Kościoła” i „Kościele nowego Adwentu”. Czy ten Nowy Adwent, ze swoim celem zjednoczenia wszystkich ludzi pod znakiem Chrystusa, który „przez Wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem” jest czymś innym od Nowej Ery, która ma się rozpocząć w tym samym roku 2000? Perspektywa jedności świata i wszystkich religii, skoncentrowanej na Chrystusie, jest wyrażona wprost w liście apostolskim Jana Pawła II Tertio millenio adveniente: „Słowo Wcielone jest zatem spełnieniem tęsknoty obecnej we wszystkich religiach ludzkości. (…) Jezus Chrystus jest nowym początkiem wszystkiego. Wszystko w Nim odnajduje siebie, zostaje przyjęte i oddane Stwórcy, od którego wzięło swój początek. W ten sposób Chrystus jest spełnieniem pragnień wszystkich religii świata i dlatego jest ich jedyną i ostateczną przystanią”. Analogie do pism Teilharda de Chardin są oczywiste: „Przy pierwszym zetknięciu katolicyzm rozczarował mnie poprzez swoje wąskie przedstawienie świata, poprzez niezrozumienie roli materii. Teraz wiem, że po Objawieniu Wcielonego Boga mogę być zbawionym tylko będąc jednym ciałem z wszechświatem. Tym samym moje najgłębsze „panteistyczne” aspiracje zostały zaspokojone, zabezpieczone i ukierunkowane. Świat wokół mnie staje się Boskim”.  „W Duchu Świętym – mówi Jan Paweł II – każdy z osobna i wszyscy razem poprzez krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa stali się dziećmi Bożymi, uczestnikami Boskiej natury i dziedzicami życia wiecznego. Wszyscy, bez względu na język, rasę, naród czy kulturę są odkupieni i wezwani do uczestnictwa w chwale Jezusa Chrystusa”‚.

4. Konkluzja. Ekumenizm praktykowany przez Kościół katolicki całkowicie odpowiada jedności poszukiwanej przez New Age.

HERETYCKA PODSTAWA EKUMENIZMU:

POMIESZANIE PORZĄDKÓW NATURY I ŁASKI. PELAGIANIZM

Podstawową cechą nowego, ekumenicznego systemu jest jego odchylenie pelagiańskie. Nowe spojrzenie nie przyznaje już chrześcijaństwu unikalnego. Boskiego statusu. Tym, co przynosi zbawienie, nie jest już łaska, czyli specjalna Boska interwencja w wypadki historyczne, lecz raczej powszechne komunikowanie się Boga z umysłem człowieka poprzez światło naturalnego rozumu. Historyczną rzeczywistość porzucono na korzyść ponadczasowego ideału. Zwrócenie się człowieka w kierunku dóbr naturalnych, będące podstawą ludzkiej kultury, jest jednak czymś innym od zwrócenia się w kierunku dóbr nadprzyrodzonych, stanowiących fundament chrześcijaństwa; nieuprawnionym jest zasypywanie przepaści pomiędzy tymi dwoma porządkami i nauczanie, jakoby chrześcijaństwo było immanentne w obrębie religijnego zmysłu rodzaju ludzkiego. Soborowa deklaracja Nostra aetate (nr 2) cytuje fragment Ewangelii wg św. Jana o „świetle oświecającym każdego człowieka”. Fragment ten ma obrazować autentyczną zasadę obecną w każdej religii. Sobór powstrzymuje się jednak od mówienia o nadprzyrodzonym świetle Słowa. Fakt, że dwa soborowe dokumenty, Nostra aetate i Ad gentes są naznaczone pewnym naturalizmem, widać z samej ich terminologii: w żadnym z nich nie pojawia się słowo „nadprzyrodzony”. Ta optymistyczna wizja religii niechrześcijańskich nieuchronnie prowadzi do podkreślenia tych elementów religii naturalnej, które są wspólne dla islamu i chrześcijaństwa. Sobór wspomniał wiarę islamu w Opatrzność, wszechmoc Bożą i Sąd Ostateczny, lecz pominął milczeniem jego odrzucenie wiary w Trójcę i boskość Chrystusa, dwie najważniejsze prawdy chrześcijaństwa. Wreszcie podstawowy błąd głoszony wraz z ekumenizmem dotyczy osoby Chrystusa. Ekumeniści mówią, że Słowo Boże, które jest słowem Wcielonym w Chrystusie, jest źródłem wszystkich dóbr stworzonych. Stąd też podążanie za Słowem, czy to na poziomie natury czy to na poziomie nadprzyrodzonym, jest w istocie podążaniem za tą samą zasadą. Chrystus jest powszechnym źródłem racjonalności, jest Bogiem, który przyjął człowieczeństwo jako instrument naszej odnowy i odkupienia. Z uwagi na to, że wszyscy ludzie są stworzeniami racjonalnymi mając uczestnictwo w Chrystusie – pierwotnym źródle Rozumu, wszyscy są pośrednio chrześcijanami, nie muszą odnajdywać tego faktu bezpośrednio w religii chrześcijańskiej. Jak uczy Karl Rahner, są oni anonimowymi chrześcijanami, przynależącymi do Chrystusa przez nieuświadomione pragnienie i w ten sposób osiągają życie wieczne. Stoi to w sprzeczności nie tylko z dogmatem o konieczności należenia do Kościoła katolickiego w celu  osiągnięcia zbawienia, lecz również z dogmatem o historycznym Odkupieniu poprzez Ofiarę Krzyżową i konieczności współpracy z tym dziełem odkupienia. Jest to wreszcie sprzeczne z powszechnym panowaniem naszego Pana Jezusa Chrystusa, któremu każdy powinien się poddać.

(…)

ks. Karl Stehlin

EKUMENIZM GRZECHEM PRZECIWKO MIŁOŚCI

Św. Jan Ewangelista w swoim liście pisze: “Bóg jest Miłością”. Tylko z miłości Stworzyciel mógł stworzyć niebo i ziemię. Z czystej życzliwości i dobroci stworzył wszystko, albowiem, jak określa to św. Tomasz z Akwinu, “bonum diffusivum sui” – właściwością dobra jest promieniowanie, rozpraszanie się i udzielanie samego siebie. Zatem każde stworzenie musi uznać: nieskończona miłość powołała mnie do bytu, odwieczna miłość dała mi wszystko – istotę i istnienie.

Dzieło jest własnością tego, kto je wykonał. Bóg jest właścicielem swego stworzenia, a skoro właściciel i wykonawca dzieła prowadzi je i wyznacza mu cel, to więc Bóg przeznaczył człowieka do tak wysokiego celu, jakiego człowiek sam nie mógłby nawet wymyślić. Celem człowieka nie jest naturalne szczęście, zadowolenie władz jego ciała i duszy, rozumu, woli i serca. Celem człowieka jest uczestnictwo w nieskończonym życiu Trójcy. I tak Ojcowie Kościoła wołają: znikoma kropla ma odziedziczyć nieskończony ocean Bożej światłości. Miłość Boga chce wypełnić człowieka bezmiarem szczęścia przekraczającym nieskończenie wszystko, co człowiek w najwznioślejszych marzeniach mógłby sobie wyobrazić jako szczyt i pełnię szczęścia: Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują”, mówi Pismo święte.

Aby osiągnąć ten wzniosły cel, Bóg chce, abyśmy powracali do Niego drogą, jaką On sam nam wyznaczył. św. Maksymilian Kolbe często mówił o tej zasadzie, która znajduje swoje odbicie już w naturalnym, fizycznym prawie: wszystko na ziemi jest akcją i reakcją. Albo mówiąc teologicznie: Exitus-Reditus: Pan Bóg zbliża się do nas bardzo szczególną drogą pokazując nam całą swą miłość, a nasz powrót do Boga (reditus) odbywa się tą samą drogą, która pokazuje jemu całą naszą miłość. I na tym polega sens naszego życia: człowiek stworzony jest dla miłości! Jest tylko jeden Bóg i dlatego też tylko jedna droga do Boga. Tej drogi nie możemy sami sobie wybrać, gdyż wyznacza ją Bóg, będący naszym początkiem i celem, i tylko On jest w stanie wyznaczyć cel i drogę wiodącą do niego. Nasza pełna miłości odpowiedź polega więc na szukaniu Jego Woli: przez to uznajemy Jego suwerenność i całkowitą naszą od Niego zależność.

Chrystus jest Miłością

Człowiek nie podążał jednak drogą wyznaczoną przez swego Stwórcę. Dzieło chciało być niezależne od wykonawcy. Zwiedziony przez szatana człowiek szukał szczęścia gdzie indziej, jednak go nie znalazł. Sam chciał wybierać swoją drogę. Miłości Bożej odpowiedział niewdzięcznością, nieposłuszeństwem, obojętnością, obelgą. Zdradził Bożą miłość i przygotował sobie wieczne potępienie.

Bóg nie odrzucił człowieka pomimo, że ten po tysiąckroć na to zasłużył. Ten, który “przedziwnie stworzył świat, jeszcze w bardziej przedziwny sposób świat zbawił, wysłał swego Jednorodzonego Syna na ziemię, aby uratować nas od wiecznego piekła. Odwieczny Syn Boży stał się najmniejszym i najbiedniejszym człowiekiem, aby grzeszny, zgubiony człowiek mógł znowu stać się synem Bożym. Nieskończony ocean Boskiego bezmiaru ukrył się w małej “kropelce” natury ludzkiej. Chrystus w nieskończonej miłości dokonał swego dzieła Odkupienia: ogołocił się, urodził w skrajnej nędzy, żył jak najuboższy z ludzi, głosił dobrą nowinę zbawienia, a na końcu ofiarował samego siebie na drzewie krzyża. Jego śmierć na krzyżu jest aktem największej miłości: przez posłuszeństwo zapłacił za nieposłuszeństwo człowieka. Zapłatę, jaką człowiek miał wziąć za swoje zbrodnie, On wziął na swe ramiona i odkupił nas z więzów szatana. Byliśmy Jego najgorszymi wrogami, On za swoich wrogów oddał życie! I tak utorował nam drogę powrotną do Boga i otworzył bramy niebios, odtąd istnieje jedna jedyna możliwość zbawienia, jedna jedyna deska ratunku od wiecznego piekła. Dla każdego człowieka przychodzącego na ten świat Chrystus zbudował (facere) most (pons) nad przepaścią, która nas oddzielała od Boga, stał się naszym pośrednikiem (pontifex), najwyższym kapłanem, aby połączyć to, co najniższe z Tym, który jest Najwyższy (Ima sumis)! Odtąd człowiek odnalazł sens w życiu, odnalazł stracony cel, ma możliwość osiągnięcia nieskończonego szczęścia – ale tylko tę jedną i jedyną możliwość, bo “nie ma innego Imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni!”. To dzieło naszego odkupienia Chrystus powierzył swoim apostołom, założył swe Królestwo na ziemi dla wszystkich, którzy zechcą powrócić do Niego: tym Królestwem jest Jego Kościół, w którym jedynie człowiek dobrej woli znajdzie Chrystusa, Jego miłość, Jego krew, Jego światło, Jego prawdę, Jego łaskę, Jego siłę i drogę powrotną do domu Ojca.

Człowiek stworzony dla Miłości

Człowiek ma oddać Bogu to, co należy do Boga, odpowiadać na Bożą Miłość swoim życiem: orientować wszystko ku celowi, dla którego został stworzony. Ma przyjąć dzieło Odkupienia i w ten sposób uratować duszę. Jeśli nie wróci do Boga, jeśli nie nawróci się do Niego, będzie na wieki potępiony. Będąc grzesznikiem, potrzebuje ciągle oczyszczającej miłości Bożej chylącej się miłosiernie nad nim, jak dobry Samarytanin nad pół-umarłym w drodze do Jerycha. Korzystając ze środków zbawczych, które Chrystus mu pozostawił, człowiek oczyszcza się, powraca do Boga, okazuje Mu swą miłość szukając możności wypełnienia woli Bożej, życia według Jego przykazań, życia z Chrystusem, (który jest jego Panem, Królem, Zbawicielem, a także najlepszym przyjacielem), którego nie chce już obrażać. Kocha całym sercem również Matkę Zbawiciela, która stała się pod krzyżem jego Matką, przez którą otrzymuje wszystkie łaski potrzebne do zbawienia. Miłuje Boga z całego serca, ze wszystkich sił.

Miłość ta pragnie, aby i inni osiągnęli ten cel i przyjęli jedyną deskę ratunku. Głównym zatem działaniem człowieka wobec swych bliźnich jest torowanie im drogi do prawdziwego dobra i szczęścia; przez modlitwy, ofiary, dobry przykład oraz dzieła miłosierdzia pracuje on dla zbawienia dusz, pokazując im Chrystusa i Jego Kościół. Ekumenizm diametralnie zaprzecza temu wszystkiemu: jest wrogiem Bożej stwórczej Miłości, jest śmiertelnym wrogiem Chrystusa i Jego dzieła Odkupienia, jest także wrogiem człowieka, niszcząc jego miłość do Boga i do ludzi, jest wreszcie wrogiem narodów i cywilizacji. Ekumenizm jest największym grzechem przeciw Miłości!

Ekumenizm jest wrogiem Bożej stwórczej Miłości

Ekumenizm i dialog międzyreligijny postawiły sobie za cel pojednanie wszystkich religii, a jeśli okaże się to niemożliwe, to przynajmniej porozumienie i wzajemny szacunek pomiędzy ich wyznawcami. Aby to osiągnąć, niezbędne jest przedstawianie innych wyznań w pozytywnym świetle oraz przemilczanie tego wszystkiego, czym różnią się one od katolicyzmu. Efektem ma być doczesne porozumienie, wykluczające nadprzyrodzone spojrzenie na świat i życie ludzkie.

Ekumenizm – wrogiem miłości

Biorąc pod uwagę, że człowiek został stworzony przez Boga i wobec tego Jemu wszystko zawdzięcza, od Niego jest całkowicie zależny, od Niego codziennie otrzymuje wszystko: życie, zdrowie, talenty, rozum, siłę etc. – ekumenizm okazuje się być niszczącą siłą, która odrywa człowieka od jego własnego Stworzyciela, jako że trudno jest przecież “dialogować” o Bogu z przedstawicielami tych religii niechrześcijańskich, które negują albo samo istnienie osobowego Boga (jak buddyzm), albo Jego Opatrzność (jak islam). Wiedząc, że nasz Stwórca jest Bogiem w Trójcy Jedynym, katolik w dialogu z judaizmem (i z różnymi sektami antytrynitarnymi) musi abstrahować od tego zasadniczego przecież aspektu Bożej istoty. Kogóż więc człowiek ma uznać za swój początek i za swego Pana? Skoro odpowiedzi udzielane przez różne wyznania są tak radykalnie różne – i wzajemnie sprzeczne – problem ten najlepiej jest… przemilczeć. A przemilczając tak ważną sprawę, stopniowo popada się w religijną obojętność.

Wyobraźmy sobie umierającego z nędzy żebraka, którego znalazł pewien człowiek. Wziął go do siebie do domu, dał mu jedzenie, ubranie, mieszkanie, majątek – wszystko. Teraz ten były żebrak udaje się do innych osób, które wiele złego mówią o jego dobroczyńcy, choć i one wszystko od niego otrzymały: nie znając go, mają jednak o nim zupełnie błędne wyobrażenie. Zamiast okazać swemu wybawicielowi wdzięczność chociażby przez próbę sprostowania błędnych sądów tych osób i pokazania im prawdy, woli on zachować z nimi dobre stosunki i współpracować w zorganizowaniu sobie życia niezależnego od dobroczyńcy. Dlatego najpierw przemilcza prawdę o nim oraz pozwala, aby ludzie, z którymi przyszło mu żyć, nadal źle i błędnie o nim mówili; następnie – używa darów, które otrzymał od swego dobroczyńcy, aby budować społeczeństwo, w którym jego wybawiciel będzie nieznany, lekceważony, karykaturalnie przedstawiany lub całkowicie ignorowany. Owa skrajna niewdzięczność, obojętność i wzgarda wobec najlepszego Dobroczyńcy – oto dzisiejszy ekumenizmem!

Głównym celem ekumenizmu jest pojednanie religii w celu zjednoczenia całego świata. W ten sposób zapomina się jednak o prawdziwym celu człowieka. Na czym polega prawdziwe szczęście? Dokąd zmierza świat? Kim jest człowiek? Kim jest Bóg? – Każda religia daje na te pytania inną odpowiedź. Dlatego istnieją i zawsze będą istniały tylko dwie możliwości: albo wyjaśnić niekatolikom ich błąd i nakłonić ich do nawrócenia, albo całą sprawę przemilczeć.

Rezultaty ekumenizmu są straszliwe. Wszystkich swych aktów człowiek dokonuje po to, aby osiągnąć pewien cel (omnis agens agit Procter finem); jeśli człowiek zapomina o swoim celu, jest jak kierowca, który zapomniał, dokąd chciał jechać. Przez ekumenizm człowiek a) lekceważy i zapomina, po co został stworzony, b) stawia sobie inny cel, który jest przeciwny jego przeznaczeniu:

a) Człowiek jest po to stworzony, aby Boga, Pana swego, chwalić i czcić, Jemu służyć, a przez to zbawić swą duszę. Nieskończone szczęście w wieczności, do którego ma prowadzić ziemska pielgrzymka, człowiek traci z oczu poprzez dialog z innymi wyznaniami. Sam dialog ma swoją wewnętrzną dynamikę: rzuca człowieka w doczesność tak, że głównie zajęty jest sprawami “stosunków międzyludzkich” i poprawą warunków życia.

b) Człowiek stawia przed sobą inny cel, cel czysto ziemski: stopniowo świat staje się dla niego coraz ważniejszy, przesłaniając rzeczywistość nadprzyrodzoną.

Spójrzmy raz jeszcze na naszego żebraka: oto jego dobroczyńca, który obdarował go tymi wszystkimi skarbami, pokazuje mu na wysokiej górze wielki, wspaniały pałac o nieskończonej piękności. Zobacz, powiada, dałem ci to wszystko, abyś mógł wytrwać w długiej drodze do celu: tam będziesz nieskończenie szczęśliwy, tam czeka na ciebie dobro miliony razy przekraczające twoje najśmielsze marzenia. Jeśli jednak nie osiągniesz tego celu, będziesz na wieki nieszczęśliwy!

Nasz były żebrak postanowią jednak inaczej: jego dążenie do utrzymania za wszelką cenę dobrych stosunków z ludźmi, którzy nie uznają tego celu, zmusza go do milczenia. W ten sposób stopniowo traci z oczu swój właściwy cel, angażując się wraz z innymi w rozwiązywanie doczesnych problemów, w walkę o pokój na świecie, o sprawiedliwość społeczną etc. Ekumenizm jest kłamstwem, gdyż przedstawia jako cel marzenie, które nigdy się nie spełni, po wtóre zaś dlatego, gdyż stwarza wrażenie, że cel życia człowieka zależy od jego wolnego wyboru. W ten sposób dialog ekumeniczny zamyka wielu drogę do wiecznego szczęścia…

Ekumenizm jest wrogiem Chrystusa

Ekumenizm przez swe twierdzenie o możliwości zbawienia w innych religiach poddaje w wątpliwość fakt, że Chrystus jest jedynym Zbawicielem wszystkich ludzi. Jak uczy Magisterium Kościoła, Chrystus zbudował jedyny most nad przepaścią pomiędzy nami a Bogiem, On sam jest tym mostem. Dlatego wszystkie inne opcje religijne są błędem i fałszem. Dialog ekumeniczny przemilcza ten fakt i tym samym hańbi Chrystusa w oczach innych. Jeśli islam, judaizm etc. są autentycznymi drogami zbawienia, po co potrzebne były śmierć i męka Chrystusa?

Dialog ten musi omijać naukę Chrystusa, zawartą w Piśmie świętym, w którym niemal na każdej stronie jest potwierdzona konieczność nawracania się do Niego i do Jego świętej nauki: “Kto uwierzy i będzie ochrzczony, będzie zbawiony, kto nie uwierzy, będzie potępiony!”, “Idźcie na cały świat, nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha świętego”. Zwolennicy tego dialogu muszą więc albo przekręcić słowa Zbawiciela zawarte w Piśmie, albo wykreślić część samego Pisma świętego. W obydwu wypadkach ekumenizm niszczy Słowo Boże. Dialog ten jest czymś krańcowo różnym od działania Chrystusa Pana i Jego apostołów: ich “ekumenizm” zupełnie inaczej wyglądał. Dzieje apostolskie są dziejami nawracania: św. Piotr, św. Paweł i inni apostołowie głoszą nawrócenie jako absolutnie potrzebne do wiecznego zbawienia. Tak samo we wszystkich wiekach chrześcijaństwa. Ojcowie Kościoła w tym punkcie są jednoznaczni: nie ma żadnego wyjątku.

Ekumenizm jest śmiertelnym wrogiem Chrystusa Pana, ponieważ relatywizuje Jego dzieło Miłości “aż do śmierci krzyżowej”. Wylanie krwi Boskiego Zbawiciela aż do ostatniej kropli, staje się czymś drugorzędnym, zbędnym w obliczu innych możliwości zbawienia. Ekumenizm detronizuje Chrystusa stawiając go obok bożków albo założycieli innych religii: ekumenizm to Chrystus i Barabasz postawieni obok siebie, a tłum woła: “wypuść Barabasza!”.

Ekumenizm jest wrogiem Kościoła katolickiego

Chrystus założył swój Kościół, aby kontynuować dzieło Odkupienia. Kościół jest ze swej istoty misyjny: przynosi wszystkim ludziom dobrej woli Chrystusa i Jego łaskę. Misjonarze na całym świecie, wierni rozkazowi Chrystusa, czynią dokładnie to, co czynił On: odnawiają i uobecniają Jego Ofiarę Krzyżową na ołtarzach, przez nich On odpuszcza grzechy, wypędza szatana, błogosławi, naucza objawionej Prawdy, poświęca i uświęca. Misjonarze oddawali swe życie, by wykonać ten rozkaz: stali się męczennikami dla szerzenia Wiary.

Ekumenizm niszczy istotę Kościoła:

a) Dialogując z wyznaniami, które bez wyjątku kwestionują wyłączność zbawczą Kościoła, ekumenizm przedstawia Oblubienicę Chrystusa jako instytucję ludzką, może najlepszą ze wszystkich, ale rezygnuje w praktyce z dogmatu “extra Ecclesiam nulla salus!”. Kościół staje się partnerem dialogu, wyznaniem jak wszystkie inne, członkiem parlamentu religii. Tym samym środki zbawcze przekazane przez Kościół stają się relatywne, obowiązujące tylko dla jego członków, lecz niepotrzebne wszystkim. Taka eklezjologia uderza w same podstawy Kościoła: cała praca misyjna, którą dotychczas podejmował, okazuje się wielką pomyłką. Cała przeszłość Kościoła jawi się jako budowana na fałszywym fundamencie, na zasadzie głoszącej, że jest On jedyną drogą zbawczą. Cóż to za instytucja, która podczas prawie dwóch tysięcy lat swego istnienia myliła się, a która dalej praktykując te wszystkie pomyłki (bo oficjalnie Kościół nie wycofał się przecież z tego “błędu” i dalej sugeruje swą jedynozbawczość w pieśniach, nabożeństwach etc.) znajduje się obecnie w skrajnych sprzecznościach?

b) Od kiedy istniały próby “ekumeniczne”, spotykały się zawsze z wyraźnym potępieniem ze strony Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Czy więc wszyscy poprzedni papieże, tak uroczyście potępiając ekumenizm – mylili się? Jeśli tak, to i obecna, posoborowa orientacja jeszcze bardziej może się mylić, bo nie ma żadnych podstaw we własnej Tradycji. Jeśli tak, to zakwestionowany zostaje autorytet Kościoła, a wtedy wszystko jest już wątpliwe i nic nie jest stałe.

c) Kościół żywi bardzo rozwinięty kult świętych. Żaden papież w historii nie dokonał tylu beatyfikacji i kanonizacji jak Jan Paweł II. Tymczasem wszyscy ci święci odznaczali się heroiczną miłością do Chrystusa Pana i Jego Najświętszej Matki, do Kościoła katolickiego i do wszystkich dogmatów wiary. Ich jedynym pragnieniem było uznanie przez wszystkich prawdziwej katolickiej religii oraz ich zbawienie. Życie i przykład świętych są zaprzeczeniem ekumenizmu, nic więc dziwnego, że ekumenizm zajmuje wrogą postawę wobec wszystkich świętych Kościoła i wobec samej świętości Kościoła!

d) Kościół ma przekazywać naukę Chrystusa. Ekumenizm robi z tej nauki karykaturę: według zasady wyrażonej w dekrecie Unitatis Redintegratio (nr 3) Soboru Watykańskiego II trzeba tak głosić naukę, aby w niczym nie urazić lub obrazić odłączonych braci. Konkretnie mówiąc, trzeba usunąć na bok “kontrowersyjne punkty” albo tak je reinterpretować, żeby przy tej samej formie, treść nauki została całkowicie zmieniona. Tak np. posoborowa ekumeniczna nowa mariologia zdezawuowała całe Magisterium Kościoła nt. Matki Bożej Pośredniczki Wszystkich Łask i Współodkupicielki. Nauka o Mszy świętej została tak sprotestantyzowana, że pomija się w niej aspekt ofiary i zadośćuczynienia. I tak jeden artykuł wiary po drugim ulega nowej ekumenicznej interpretacji, nauka Chrystusa zostaje zmieniona w naukę teologów, którzy stracili wiarę w Chrystusa. Obecne nauczanie przesiąknięte ekumenizmem nie jest już aktem Magisterium, lecz doktryną modernistycznej sekty, która rządzi Kościołem.

Ekumenizm jest wrogiem człowieka

Ekumenizm jest wrogiem człowieka, niszczy bowiem jego miłość do Boga oraz troskę o zbawienie własnej duszy.

Miłość do Boga polega na poznaniu Jego Prawdy, na poznawaniu i wykonaniu jego Woli, na przyjęciu Jego Objawienia. Jest ona odpowiedzią na wszystkie dary, które Bóg nam dał: jak można z całego serca nie kochać Chrystusa, który każdemu osobiście “wszystko dał”, aż do ostatniej kropli krwi, aby nas zbawić? Miłość nasza jest zatem stanowczym uznaniem i proklamacją Chrystusa Króla, Jedynego Zbawiciela wszystkich, i to “w porę – nie w porę”, jak uczy św. Paweł. Serce kochającego sługi, który wszystko zawdzięcza swojemu Panu, nie może nie mówić wszystkim o Jego dobroci, o Jego wielkości, o Jego ofiarnej miłości aż do śmierci na krzyżu. A jaki jest stosunek islamu, judaizmu lub innego wyznania niechrześcijańskiego do Chrystusa? Religie te po prostu Go ignorują: “Nie znam tego Człowieka!”. Nie trzeba wiele analizować spotkań ekumenicznych, aby zauważyć, że może być tam mowa o wszystkim, ale nigdy o najważniejszym i jedynie ważnym (unum necessarium): Chrystus nie może być na tych spotkaniach uznany za Króla, nie może być mowa o konieczności nawróceniu do Niego. “Scelesta turba clamitat: regnare Christuin nolumus – Tłum przewrotny ciągle woła: Chrystus niech nam nie panuje!” – a ekumeniści są bardzo wrażliwi na głos tego tłumu…

Ekumenizm – wrogiem miłości

Sens i cel życia człowieka polegają na tym, aby zbawił swą duszę. Ponieważ tylko dzięki Chrystusowi i Jego męce na Krzyżu możemy się zbawić, gdyż tylko On przywraca nam przyjaźń Boga – stan łaski – to należy stwierdzić wyraźnie, że ekumenizm niszczy bezpośrednio lub pośrednio tę przyjaźń, sprowadzając zagrożenie wiecznego potępienia.

Ekumenizm niszczy stan łaski, jest bowiem grzechem przeciw I Przykazaniu, które każe nam czcić jedynego prawdziwego Boga, a odrzucać wszystkich fałszywych bożków. Ekumenizm jednak nie tylko ich nie odrzuca, lecz często odnosi się do nich z szacunkiem i uznaniem. Pośrednio prowadzi do grzechu, ponieważ głosi szacunek dla błędnych systemów moralnych, zezwalających na grzech. Ekumenizm prowadzi do obojętności religijnej, bo pod wpływem jego fałszywej ideologii katolik zaczyna zadawać sobie pytanie dlaczego ma stosować się do tak surowego (katolickiego) kodeksu moralnego, jeśli inne wyznania – mniej wymagające – są równie dobrymi drogami do wiecznego szczęścia? A jeśli nie wiadomo, kto ma rację, może żadne z wyznań nie ma jej całkowicie? Człowiek zatem wybiera to, co mu pasuje, stwarzając swój własny kodeks religijny i moralny. Sam chce decydować, co jest dobre, a co złe, powtarzając w ten sposób grzech Adama i Ewy!

Ekumenizm jest wrogiem narodów i cywilizacji

Ekumenizm jest wrogiem narodów i cywilizacji, ponieważ niszczy gorliwość ludzi, zachęcając do obojętności i zaniedbania oraz propagując życie w niemoralności! Na całym świecie cywilizacja szła zawsze w parze z ewangelizacją. Nakaz przestrzegania Bożego prawa stwarzał porządek i ład, na którym rozwinęły się państwa. Szczególnie historia narodu polskiego jest nie do pomyślenia bez łacińskiej, katolickiej cywilizacji, dzięki której, mimo wielokrotnych prób, ze wszech stron, zniszczenia jego egzystencji, naród ten cudownie wytrwał, rozwinął wysoką kulturę, stał się punktem wyjścia dla cywilizowania terenów wschodnich, a przede wszystkim zasłużył na nazwę “przedmurza chrześcijaństwa”. Tylko religijna siła, a szczególnie maryjność Polski tłumaczy fakt, że najpotężniejsze inwazje ze Wschodu zostały rozbite. Ekumenizm osłabia historyczną tożsamość katolickich narodów i rzuca je w paszcze tych, którzy pragną rządzić światem bez Boga.

Podsumowanie

Ekumenizm jest głównym powodem kryzysu w Kościele i, siłą rzeczy, kryzysu na świecie. Pod jego wpływem życie katolickie zamiera, ku wielkiemu zadowoleniu wszystkich wrogów Kościoła. Ekumenizm jest najgorszym wrogiem Boga i ludzi.

Sytuacja wydaje się beznadziejna, jako że ekumenizm uważany jest obecnie za jedyny obowiązujący kierunek. Trzeba jednak pamiętać, że to zjawisko nie jest pomysłem czysto ludzkim: ekumenizm jest bronią szatana, mającą na celu zniszczenia Kościoła i zgubienie ludzi na wieki. Dlatego reakcja na ekumenizm nie może być tylko ludzka, musi być nadprzyrodzona. Musi opierać się na obietnicy Pana Jezusa, wyrażonej w Jego Ewangelii, szczególnie w mowach o rzeczach ostatecznych, musi opierać się na obietnicy Matki Najświętszej wielokrotnie wyrażonej w uznanych przez Kościół objawieniach.

Ekumenizm jest bardzo mocną twierdzą, ale zbudowaną na piasku. Bóg nie pozwoli na zniszczenie swej mistycznej Oblubienicy. Naszym obowiązkiem jest wierność Chrystusowi i odrzucenie ekumenizmu przez zachowywanie nauki Kościoła, uczestnictwo w tradycyjnej Mszy św. szerzenie kultu Matki Bożej, duchowości świętych. Tradycyjne ruchy katolickie są największym wrogiem modernistów, ponieważ najsilniej stawiają opór ekumenizmowi. Choć ich liczba jest znikoma, to właśnie one zachowują płomień Chrystusowej Prawdy i przekazują go ludziom. Ich siła nie leży w ludziach, ale w Bogu, który powiedział: “Niebo i ziemia przeminą, ale Moje Słowa nie przeminą!” – i w Najświętszej Maryi Pannie, która powiedziała: “No końcu Moje Niepokalane Serce zatryumfuje!”.