Wybuchowe podobizny

Początek lutego upłynął w światowych mediach pod znakiem informacji o narastających i coraz bardziej gwałtownych protestach społeczności muzułmańskiej przeciw publikacji karykatur Mahometa w szeregu europejskich tytułów prasowych. Wszystko zaczęło się od tego, gdy jeden z duńskich dzienników zamieścił rysunek założyciela islamu mającego apelować do muzułmańskich terrorystów „Stop. Stop. W magazynie brakuje już dziewic”. Będące fundamentami mahometanizmu Koran i Sunna kategorycznie zabraniają tworzenie wszelkich wizerunków religijnych. Połączenie rysunku człowieka, którego mahometanie mają za zesłanego przez Allacha proroka z satyrycznym wykpieniem części ich wierzeń, musiało zaowocować ostrymi protestami wyznawców islamu. Tysiące demonstrantów w krajach muzułmańskich wyległo więc na ulice demolując oraz paląc ambasady i konsulaty należące do państw, w których wspomniane ilustracje się pojawiły.

Jak zawsze przy takich okazjach odżyły spory o granice wolności słowa, obrażanie uczuć religijnych ludzi wierzących, etc. Obie strony konfliktu wymieniły się sporą dawką argumentów, jednak choć tylko jedna z nich miała rację, to pośród tysięcy zdań, jakie padło wokół sprawy podobizny Mahometa, bardzo niewiele przybliżało istotę sprawy. W zdecydowanej większości argumenty „pro” i „contra” były wyrazem błędnych i fałszywych doktryn, stanowiąc zazwyczaj odbicie dwóch stron tego samego medalu.

Cześć Boża czy „uczucia religijne”?

Koronnym argumentem przeciwników publikowania rysunkowej satyry na mahometanizm było powołanie się na zasadę „nie obrażania czyichś uczuć religijnych”. Można jednak zapytać, czy reguła ta jest święta? Czy wszystko w co wierzy człowiek jest godne szacunku i ochrony? Czy nie istnieją przekonania religijne, których fałsz, ohydę i niedorzeczność winno się demaskować w dobitnych, a nawet ostrych słowach, nie pomijając przy tym również broni satyry i ironii? Aby obalić tezę o bezwzględnej nietykalności czyichś uczuć religijnych wystarczy odwołać się do zdrowego rozsądku. Sam rozum sprawia, iż ze wstrętem wzdrygamy się na myśl o wierzeniach religijnych, które polecają składać dzieci w krwawej ofierze bożkom, palić wdowy na stosach czy też czynić z młodych dziewcząt świątynne prostytutki. Doktryny o absolutnej nienaruszalności ludzkich uczuć religijnych nie znajdziemy też w Piśmie świętym i wielowiekowym nauczaniu Kościoła katolickiego. Wprost przeciwnie – pradawną katolicką zasadą jest sentencja autorstwa św. Augustyna: „Kochaj grzesznika, ale nienawidź grzechu”. Zgodnie z tą regułą Magisterium Kościoła zawsze uczyło, iż to co – zarówno w sferze religijno-światopoglądowej, jak i w dziedzinie moralności – sprzeciwia się Bożej woli winno być przez chrześcijan zwalczane, nienawidzone i darzone pogardą. Gdy przejrzymy Biblię oraz żywoty Świętych bez trudu dostrzeżemy to co dziś jednoznacznie określono by jako „obrażanie czyichś uczuć religijnych”. Na kartach Starego Testamentu widzimy jak sam Wszechmogący rozkazuje niszczyć pogańskie ołtarze, bożki i gaje (Wyjść 34, 13). Przeczytamy tam również o tym, iż bożki pogan to „demony” (Psalm 95 – w tłumaczeniu Wulgaty) oraz „obrzydliwość” (Powt. Prawa 27, 15). Czcicielom złotego cielca niemiłym musiało się wydawać postępowanie Mojżesza, który z obiektem ich kultu religijnego bynajmniej nie obszedł się w aksamitnych rękawiczkach: „(…) porwawszy cielca, którego uczynili, spalił go w ogniu, starł na proch (…)” (Wyjść 32, 20). Podobnie wyznawcy Baala zapewne czuli się urażeni słysząc jak Eliasz naśmiewał się z adorowanego przez nich bożka: „Wołajcie głośniej, bo to bóg! Więc może zamyślony albo jest zajęty, albo udaje się w drogę. Może on śpi, więc niech się obudzi!” (I Król 18, 27). W Nowym Testamencie z kolei możemy przeczytać o tym, iż „to co poganie ofiarują, czartu ofiarują, a nie Bogu” (1 Kor 10, 20). Nie sądzę również, aby zwolennicy magii i czarnoksięstwa czuli się dobrze, kiedy widzieli jak nawróceni chrześcijanie palili księgi będące w ich oczach zbiorem mądrości i życiowej wiedzy (Dz. Apostolskie 19,19). Ojcowie Kościoła także niewiele przejmowali się „religijnymi uczuciami” politeistów. Inaczej trudno bowiem wytłumaczyć powszechne wśród Ojców Kościoła utożsamianie pogańskich bóstw z demonami oraz kultem ludzkich grzechów, wad i niegodziwości. Święci zachęcali i pochwalali także niszczenie pogańskich bożków. Czynił tak choćby św. Franciszek Ksawery, który w jednym ze swych listów donosił, iż nawrócone na wiarę katolicką dzieci tłuką figury bóstw, „rozbijają je na proch, opluwają je i depczą po nich nogami” (działo to się zresztą podczas organizowanych przez tego Świętego swoistych „rajdów” na ośrodki kultu bałwochwalczego w Japonii). Inni Święci sami osobiście dokonywali „dewastacji” czczonych przez pogan przedmiotów, np. św. Bonifacy ścinał drzewa, którym ówcześni mieszkańcy przypisywali nadnaturalną i boską moc.

Czy to wszystko ma jednak jakieś odniesienie do islamu? Wszak religia ta czci jedynego Boga i nieporozumieniem może się wydawać przypominanie tradycyjnie chrześcijańskiego stanowiska względem politeizmu w dyskusji wokół obrazy religii monoteistycznej. Po pierwsze: cała krytyka publikacji satyrycznych wizerunków Mahometa opiera się na założeniu „nie obrażania czyichś uczuć religijnych”, nie zaś na odróżnianiu Prawdy od fałszu, cnoty od występku. W tej optyce wszystko co w dziedzinie religijnej wymyśli sobie człowiek winno być chronione i respektowane. Przyjmując takie, a nie inne założenie należałoby więc równie gorliwie protestować przeciw niszczeniu pogańskich bożków, ośmieszaniu wiary w „święte” szczury, krowy, drzewa, kamienie, etc. Po drugie: islam w wielu fundamentalnych kwestiach sprzeciwia się Bożemu objawieniu głosząc rzeczy błędne i nieprawdziwe. Sam rdzeń tej religii jest fałszywy, albowiem zakłada on, iż Mahomet był Bożym posłańcem, który z ustanowienia Allacha przekazał ludzkości nowe, publiczne i ostateczne objawienie. Poza tym Koran dzieli od Ewangelii przepaść, gdy zaprzecza on m.in. Trójcy Świętej, Boskości i Ukrzyżowaniu Chrystusa, grzechowi pierworodnemu i związanej z tym potrzebie Odkupienia rodzaju ludzkiego. Także wiara w to, iż po śmierci będzie odbywać się stosunki seksualne z dziesiątkami dziewic jest absurdalna i niedorzeczna. Trudno zatem uznać, iż ukazywanie tym i podobnych błędów mahometanizmu, takich jakimi są w swej istocie; a więc jako fałszywych, ohydnych i niedorzecznych, stanowi rzecz, samą w sobie, niedopuszczalną. Nawet posługiwania się w tym celu ironią nie jest godne potępienia, albowiem jak wskazałem wyżej, taką posługiwał się choćby Eliasz, kiedy kpił on sobie z pogańskiego Baala. Pismo święte zresztą o samym Stwórcy mówi, iż „naigrywa się (On)” z buntujących się przeciw Niemu władców i narodów (por. Ps 2, 4). W historii Kościoła znajdziemy wiele wypowiedzi i postaw, przy których słynne wizerunki Mahometa można by uznać za dziecinadę. I tak przez wieki Magisterium Kościoła mówiło o założycielu islamu per „fałszywy prorok” albo „bezbożny” (co dla muzułmanów jest już wielką obrazą i bluźnierstwem). Wielu świętych męczenników ginęło z rąk muzułmanów ogłaszając, iż Mahomet jest fałszywym prorokiem, a ich religia stawowi drogę zwiedzenia. Jednym z najdobitniejszych tego przykładów jest, wielce wychwalana przez św. Wincentego a Paulo, postać Piotra Borguiny, który przed obliczem jednego z mahometańskich władców, po tym, jak przymuszony przez niego do przyjęcia religii Mahometa, postanowił w sposób jawny wyrzec się islamu i ponownie wyznać wiarę katolicką. Ów człowiek uczynił to rzucając o ziemię i depcząc turban (który był wówczas symbolem przyjęcia mahometanizmu) oraz wypowiadając głośno słowa: „Niech żyje Jezus Chrystus i niech triumfuje na zawsze wiara katolicka, apostolska i rzymska! Nie ma innej, w której można by się zbawić”.

Rzecz jasna nie wszystko czego naucza islam jest fałszywe. Bez wątpienia zarówno w Koranie, Sunnie, albo choćby w kazaniach muzułmańskich duchownych znajdziemy cały szereg prawd i pouczeń, które zostały zapożyczone z Bożego Objawienia lub też stanowią odbicie zasad prawa naturalnego wszczepionych przez Pana Boga w serce każdego człowieka. Wszystko to jest więc godne szacunku. Przed muzułmanami nie są też zamknięte bramy Nieba: „Ci bowiem, którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, szczerym sercem szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną starają się pod wpływem łaski pełnić czynem, mogą osiągnąć zbawienie wieczne” (patrz: Katechizm Kościoła Katolickiego 847). Obecność elementów prawdy i dobra w mahometanizmie nie przeczy jednak temu, iż w tej religii znajdują się rzeczy fałszywe i wstrętne, które prawdziwy chrześcijanin winien traktować z niekłamanym obrzydzeniem. Podobnie możność zbawienia dusz muzułmanów nie stanowi potwierdzenia tego, iż islam – jako taki – stanowi drogę do zbawienia, albowiem „Jedna jest tylko prawdziwa i święta religia, założona i ustanowiona przez Chrystusa, naszego Pana – Matka i opiekunka cnoty, karcicielka występków, wyswobodzicielka dusz, przewodniczka do prawdziwej szczęśliwości: jej imię to katolicki, apostolski i rzymski” (bł. Pius IX, alokucja do konsystorza z 18 lipca 1861); „utrzymywanie, iż owe religie (mowa jest tu o niechrześcijańskich religiach – przyp. moje MS) – rozważane w nich samych – są drogami zbawienia, nie ma podstaw w teologii katolickiej, także dlatego, że religie te zawierają pominięcia, niedostatki i błędy dotyczące podstawowych prawd o Bogu, człowieku i świecie” (Nota Kongregacji Nauki Wiary z 24 stycznia 2001).

Duch Oriany Fallaci

Mimo, iż ani wiara w to, że twórca islamu jest Bożym prorokiem, ani wizja raju jako luksusowego domu publicznego, nie zasługują na szacunek, trudno jest poprzeć zasadność umieszczania rzeczonych rysunków Mahometa. Nie sposób bowiem pominąć całego, szerszego kontekstu tej sprawy. Od kilku lat w krajach Zachodu narasta krytyka islamu, tyle że jest ona prowadzona w duchu Oriany Fallaci. Ów duch charakteryzuje się tym, iż mahometanizm jawi się zagrożeniem dla swobód obywatelskich traktowanych jako prawo do przeróżnego rodzaju grzechów: aborcji, eutanazji, rozpusty, cudzołóstwa, zboczeń, pijaństwa, bluźnierstw, bezbożności, nieskromności, wyuzdania, etc. Krótko mówiąc atakuje się religię muzułmańską bardziej za to co jest w niej dobre i prawdziwe, aniżeli tkwiące w niej zło i fałsz. To dlatego pragnie się dziś zrywać czarczafy z głów muzułmańskich dziewcząt. To z tego powodu niemieckie urzędy imigracyjne starającym się o obywatelstwo muzułmanom zadają pytania, czy nie mają oni nic przeciwko sprawowaniu urzędów publicznych przez zdeklarowanych homoseksualistów? Poplecznicy obrażających muzułmanów ilustracji używają też z gruntu zwodniczej argumentacji o tym, iż istnieć ma „prawo do bluźnierstwa i krytyki uznanych świętości”.

Z tych i innych powodów nie należy wpisywać się w nurt współczesnej islamofobii. Ja bynajmniej tego nie uczynię. O tysiąckroć wolę bowiem widzieć zakryte od stóp do głów muzułmańskie niewiasty, aniżeli tabuny nagich i półnagich „lasek”, jakich pełno jest na ulicach, plażach, bilboardach, w gazetach i telewizji. Wolę widzieć rzesze brodatych mahometan, niźli orgiastyczne, prowokacyjne i bezwstydne pochody sodomitów. Łatwiej jest mi słuchać wezwań muezinna do modłów, aniżeli nasłuchiwać wylewającej się zewsząd plugawej muzyki pop-rock, która wzywa do łamania każdego z 10 Bożych przykazań i zdeptania wszystkich z rad ewangelicznych. Wolę patrzeć na modlących się muzułmanów niż boleć nad chrześcijanami, którzy ze zwykłego strachu przed ludzką opinią nie modlą się przed posiłkiem, ani nie klękają przed Najświętszym Sakramentem niesionym przez księdza. Nie cieszy mnie widok nowych i pełnych meczetów, ale bardziej smutny jest dla mnie widok kin i teatrów w których co rusz prezentuje się coraz to nowe wykwity niemoralności, bezbożnictwa i bluźnierstw. Nie raduje mnie widok mahometan palących zagraniczne ambasady, jednak zdecydowanie nie dałbym uciąć ręki za to, iż mniej obrażają Pana Boga tłumy katolików, którzy wprost po niedzielnej Mszy św. śpieszą na promocje do hipermarketu. Nawet skażona fałszem i błędem, ale za to szczera, pobożność i bogobojność jest bowiem milsza Wszechmocnemu, niźli obojętność religijna i praktyczny ateizm. Bliższy Panu Bogu jest gorliwy i szczery mahometanin, aniżeli zły chrześcijanin.

Mirosław Salwowski

( www.fidelitas.pl )