Nie zabijaj tej miłości

 1997-05-04

Warszawa, Bazylika św. Krzyża

6 Niedziela Wielkanocna

Dz 10, 25-26.34-35.44-48, 1 J 4, 7-10, J 15, 9-17

Kochani moi!

Czytam dziś w Ewangelii św. Jana

fragment mowy arcykapłańskiej Chrystusa.

Najpiękniejsze słowa, jakie powiedział Bóg do człowieka:

Abyście się wzajemnie miłowali.

Nie ma większej miłości od tej,

gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół.

Wy jesteście przyjaciółmi moimi.

Już was nie będę nazywał sługami, ale przyjaciółmi.

Wytrwajcie więc w miłości mojej.

Słowo „miłość” nawet w kościele mówię ze drżeniem.

Dziś wszyscy znają tę miłość wyśpiewaną,

powiedzianą wierszem, sfilmowaną, narysowaną,

opisaną w podręczniku, nagą, sprzedaną.

Okłamaną, wykorzystaną,

potem zapłakaną, skrzywdzoną, zabitą.

Grecja stworzyła mądrość i piękno, Rzym – moc i prawo.

A wy – chrześcijanie, co przynosicie światu? H. Sienkiewicz „Quo Vadis”

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,

gdybym był tak bogatym iżbym posiadł wszystką majętność,

gdybym miał wiarę taką,

iżbym góry przenosił,

gdybym nawet był taki dobry,

iżbym wszystko rozdał na jałmużnę

i taki pobożny, że spaliłbym się dla innych, a nie potrafiłbym kochać, byłbym jak cymbał.

Jak miedź brzęcząca, byłbym niczym. (por. 1 Kor 13, 1-3)

Myślę więc o miłości, która się nie nadyma,

która nie szuka swego, która nie jest bezwstydna,

która jest cierpliwa, wszystko przetrwa,

bo taka z Boga jest i nigdy się nie kończy.

A Bóg jest Miłością.

O święta naiwności!

A gdzie jest taka miłość?

Gdzie ją ksiądz znajdzie?

Kto mi ją pokaże?

Kto tak potrafi kochać?

Ludzie kochani!

Chyba oczy mamy na uwięzi

albo rozum się nam zaciął i serce skamieniało.

Przecież taka jest w zasięgu oczu, rąk.

Tylko po błocie chodzi,

jest bezdomna i niechciana.

Masz ty ojca i matkę?

A to jest pierwsza i najdroższa miłość.

Z niej się narodziłem, przez nią żyję.

Wiem, że rodzice dali mi życie.

Wszystko kim jestem i wszystko co posiadam

mam z ich miłości.

Takich też mam nauczycieli, lekarzy, kapłanów,

robotników, uczonych, posługujących i rządzących,

którzy uczciwie pracują.

Życie tracą, obumierają jak ziarna wrzucone w ziemię

i obdarzają mnie stokrotnymi owocami swojej miłości.

Tylko ja jestem jamochłon.

I nie potrafię powiedzieć ?dziękuję?.

Pokazuję więc takich ludzi, którzy potrafili kochać.

I życie oddali Bogu, ciało ziemi, a serca Ojczyźnie.

Czytam ich imiona na Monte Cassino,

w Katyniu i na Powązkach.

To są Wojciechy, Stanisławy, Bobole.

To są Kościuszki, Rejtany, Sucharzewskie,

Baczyńskie, Wiśniewskie i Popiełuszki.

A to miłość właśnie.

Zobacz! Nazaretanka.

Matka siedliska niesie ulicą chore dziecko.

To siostry dziecko?

Nie, to nasze dziecko.

Matka Teresa wyjmuje robactwo z ran żebraka.

Myje go i dźwiga do domu.

Siostro! Ja bym za tysiąc dolarów tego nie zrobił.

Ja też nie.

Ale ty nie wierzysz w Boga.

A ja wierzę,

dlatego robię to za darmo.

Jadwigo!

Błogosławiona młodziutka królowo!

Upomniałaś się za losem pokrzywdzonych chłopów.

Król wyrównał im krzywdę.

Królu! Ale kto im za łzy zapłaci?

A to właśnie miłość.

Ojcze Maksymilianie!

Chyba oszalałeś!

Idziesz na śmierć za Gajowniczka?

Tak. Bo on ma rodzinę, dzieci.

Bracie Albercie!

Przecież to bydlęta nie ludzie!

A ty ich zbierasz do swego przytuliska?

Żyli jak bydlęta, niech chociaż umierają jak ludzie.

To też miłość właśnie.

Ludzie z Monaru, z zakładów dla zarażonych HIV-em!

A czy im coś jeszcze pomoże?

Oni i tak przecież muszą umrzeć.

Tak. Ale niech uwierzą, że ktoś ich kocha.

A wy się nie zarażacie?

Zarażamy się.

Ale dopiero wtedy możemy mówić,

że „kocham ich ponad życie”.

Policjanci, strażacy!

W święto waszego patrona

– świętego Floriana – was pytam:

skąd macie tyle odwagi,

że narażanie swoje życie ratując innych?

Z Ewangelii.

Jeśli ktoś traci swoje życie dla innych, ten je odzyska.

Tak. To Miłość właśnie!

A stąd już wystarczy podnieść oczy

i zobaczyć Krzyż,

i Tego który do końca nas umiłował,

aby zrozumieć:

Nie ma większej miłości nad tę,

gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół.

Bóg mnie dziś nazywa swoim przyjacielem.

Tak. Ale tylko wtedy,

gdy spełnię Jego przykazania.

Jeżeli nie, to powie mi:

Sługo nieużyteczny i gnuśny,

nie byłeś wierny w małych rzeczach.

Ale to wszystko co ksiądz mówi,

jest dobre dla garstki wierzących,

a my jesteśmy…

Jacy jesteśmy?

Wolni, tolerancyjni, liberalni, demokratyczni,

ludzie dialogu, negocjacji, dyplomacji,

współcześni, postępowi oświeceni.

Tak, ale nie jesteście wierni.

A ja, Ciemnogród, zacofanie,

ciemnota, bigoteria, dulszczyzna,

państwo wyznaniowe, nietolerancja,

parchaiczyzna, kołtuneria,

dogmatyczny fundamentalista, klecha.

Uprośćmy sobie tą skomplikowaną epitetologię.

Ja tylko chcę być człowiekiem wiernym Bogu.

Przyjaciel, który jest niewierny jest zdrajcą.

Boję się niewiernego przyjaciela.

Przyjacielu, po coś tu przyszedł?

Pocałunkiem mnie zdradzasz.

Obraża mnie ksiądz.

Ja powinienem się wpierw obrazić.

Nie obrażajmy się.

Powiedzmy sobie prawdę.

Gdybym był prezydentem wszystkich Polaków,

to przy spotkaniu z Ojcem Świętym,

w imieniu tych wierzących,

ucałowałbym ręce Piotra –

Największego z synów mojego Narodu.

Nie miałem odwagi.

Tak, bo to trzeba kochać.

I być wiernym.

Jaśnie oświeceni panowie!

Gdybyśmy kochali ten Naród – grzeszny,

nieujarzmiony, zraniony, ale zawsze wierny,

to zaczęlibyśmy Konstytucję:

„W imię Boga, który nas wywiódł z domu niewoli,

który stał się człowiekiem

i umarł na Krzyżu dla naszego Zbawienia”.

Bez zawiłych i karkołomnych formuł,

dzielących konstytucyjnie Naród na

mądrzejszych i mniej mądrych.

Jeden jest i nie ma innego.

On jest początkiem i końcem,

Alfą i Omegą,

do Niego należą czasy, pokolenia i wieczność.

Dwieście lat temu umieli powiedzieć prosto:

„W imię Boga w Trójcy jedynego, ustanawiamy i stanowimy”.

Otrzymam Konstytucję przysłaną na moje nazwisko.

Pewnie ładną, niebieską.

Doceniam pracę Komisji Konstytucyjnych.

Ale przecież ktoś przedtem mnie obrażał.

Dlaczego chcesz, abym ciebie kochał?

Zbytnia uprzejmość.

Nie miałbyś żadnej władzy nade mną,

gdyby ci z góry nie była daną.

Dziękuję.

Uczycie mnie tolerancji.

Być tolerancyjnym to nie znaczy

patrzeć na grzech i pogłaskać złoczyńcę.

Nie, nie mogę.

To po co umarł Chrystus?

I za co oddali życie Piotr, Wojciech,

Bobola, Popiełuszko?

Bóg jest tolerancyjny, bo przebacza.

Ale i sądzi.

Bez uznania zła nie ma przebaczenia.

Być tolerancyjnym to znaczy potępić zło,

a obronić człowieka.

A kochacie wy dzieci i młodzież?

W czasach zorganizowanej bezbożności

osłaniałem ich jak mogłem,

aby zachować ich czystość i dziecięcą radość.

Powiedz dziecku, dziewczynie, chłopcu

całą prawdę o człowieku, o miłości,

o powołaniu, o jego godności.

Nic co ludzkie nie jest mi obce.

Ale prawdę tę należy powiedzieć z miłością.

Jak o cudzie, który dzieje się we mnie.

Przeczytałem proponowane podręczniki.

I gdybym był dzieckiem,

pewnie bym miał wstręt do rodziców,

pewnie bym miał wstręt do każdej dziewczyny.

O rzeczach świętych nie może mówić profan.

To robią lepiej chłopaki z podwórka.

A może niektórzy powinni mieć kuratorów seksualnych?

Bo to jest choroba myślenia i woli.

To jest zaraźliwe.

Wstręt rodzące.

Przeniosę się chyba do Papuasów;

oni są czyści.

Albo popatrzę na zwierzątka,

bo one to czynią i przeżywają ładniej.

Wy nie kochacie dzieci.

One też nie będą kochać.

Bo nie będzie matki, ojca; będą tylko partnerzy.

Dzieci będą wychowywane w żłobkach, w domach

dziecka, niepotrzebne będziemy zabijać.

A rodzić się będą przez klonowanie albo inaczej.

Miłości już nie będzie.

Gdyby papież i Kościół nie był taki

dogmatycznie fundamentalny,

to łatwiej byłoby wynegocjować

konkordat, ustawy okołokonkordatowe,

wejście do Unii, do NATO, pewnie tak.

Jestem bardzo za tym,

aby ludzie się stali jedną rodziną,

ale negocjacje nie mogą być za cenę prawdy.

Przecież Prymas Tysiąclecia podpisał porozumienie

i sygnatariusze wsadzili Go do więzienia.

Mieliśmy podpisane z sąsiadami umowy o nieagresji,

a zaatakowali nas z obu stron.

Podpisaliśmy porozumienie z aliantami.

Dotrzymał ktoś słowa,

gdy rozpaczliwie wołaliśmy o pomoc?

Patrzyli, aż się wykrwawią, a resztę zdradzili.

Przyjaciół poznaje się w biedzie.

Trzeba negocjować, ale nie za cenę prawdy.

Non possumus.

Nie możemy.

Bo Naród sprawiedliwie czasem osądzi

Kossakowskich, Masarskich i Ponińskich.

Chcę byśmy byli bezpieczni i w Europie.

Ale za jaką cenę?

Powiedzmy sobie prawdę.

Niech nam policzą Grunwald,

wiktorię wiedeńską, rozbiory,

bitwę pod Warszawą, okupację, niewolę, obozy i ofiary.

Czy to nic nie warte?

Czy ofiary życia nic są dziś nie warte?

Pewnie nie.

Dla tych co nie kochają,

pewnie to naiwne, głupie i nic nie warte.

To w takim świecie nie warto żyć.

Bo i wiedza lekarzy nic nie warta,

i chleb z polskiego pola nic nie wart,

i praca górników i stoczniowców

też nic nie warta.

Więc sprzedajmy się za darmo.

Kochacie wy Polskę,

Ojczyznę moją, Matkę?

Popatrzcie co potrafi miłość.

Ci najbiedniejsi,

oszołomy z Radia Maryja,

dali grosze swej biedy,

aby uratować rodziny Stoczni. Pierzemy brudne pieniądze,

ale czy grosz wdowi nic nie jest wart?

Wart.

Bo dawany jest z wiarą i miłością.

On przeważył nawet królewską szalę złota.

Tylko miłość się liczy,

więc nie zabijajcie tej miłości.

Ludzie dobrej woli.

Przecież w tej Ojczyźnie jest Matka

pięknej miłości, sprawiedliwości

społecznej i dobrej przemiany.

Trzeba iść do Matki.

Trzeba iść do Królowej.

Zapomnieliśmy, że tylko Ona tu jest Królową.

Królewskiego Aktu Ślubowań nikt nie odwołał,

i żadnym dekretem nie zniósł.

Miłość tej Matki przewyższa wszelką wiedzę.

Ale wyście na religię nie chodzili.

Pójdź dziecię, ja cię uczyć każę,

abyś urósł i był mądry i dobry.

Co nam powie Ojciec Święty?

Nam już nic, bośmy nie przekroczyli progu nadziei.

Weźmie dzieci za rękę i przeprowadzi przez bramę nadziei.

A nowych ludzi plemię uprosi:

daj nam rządy mądrych, dobrych ludzi.

Dzielmy się chlebem, dzielmy się niebem.

Niech się odnowi oblicze ziemi, tej ziemi.

Wiek przyszły będzie wiekiem miłości.

Przyjdzie królestwo

sprawiedliwości, miłości i pokoju.

Wytrwajcie więc w mojej miłości.

„Już was nie nazywam sługami, ale przyjaciółmi.

Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem”.

Więc niech się tak stanie.

Amen.

bp Józef Zawitkowski