Nie tylko ,,kurier z Warszawy”

Triumfy pierwszych lat

Jan Nowak-Jeziorański ma wszelkie powody, by wspominać z ogromną satysfakcją swe pierwsze lata zarządzania polską sekcją Radia Wolna Europa począwszy od 1952 r. W tym trudnym okresie początkowym znakomicie owocowały jego ogromna energia i przebojowość, siła woli, a także niewątpliwy wielki talent radiowca. Przybył do RWE z bardzo cennymi doświadczeniami z pracy w radiu BBC, gdzie był zatrudniony od 1948 roku. Doświadczenia wojenne, praca w konspiracji i w charakterze kuriera (tak świetnie opisana w jego bestsellerze „Kurier z Warszawy”) przyzwyczaiły go do błyskawicznego podejmowania różnych trudnych decyzji, co miało wielkie znaczenie w pracy takiego radia jak RWE. Dość szybko udało mu się również wyjść zwycięsko z rywalizacji z konkurentami na czołowe stanowisko w RWE. Dziś mało pamięta się fakt, że Jan Nowak-Jeziorański nie był w RWE od samego początku. Pierwsze programy radiowe polskiej sekcji RWE były nadawane od 4 sierpnia 1950 r. przez Lesława Bodeńskiego, byłego kierownika Referatu Prasy Polskiej w MSZ w latach 1935-1939. W 1951 roku miejsce Bodeńskiego zajął Stanisław Strzetelski, poprzednio kierownik Biura Studiów Komitetu Wolnej Europy. Strzetelski kierował Stacją Polską RWE w Nowym Jorku. Wraz z wojną w Korei Amerykanie uznali konieczność zintensyfikowania walki propagandowej z reżimami komunistycznymi poprzez uruchomienie profesjonalnego radia w Monachium. Wtedy właśnie pojawiła się i została przyjęta kandydatura Jana Nowaka-Jeziorańskiego na szefa sekcji polskiej RWE w Monachium. Początkowo jednocześnie funkcjonowało dwóch kierowników Stacji Polskiej – Stanisław Strzetelski w Nowym Jorku i Jan Nowak w Monachium. Dochodziło między nimi do ciągłych konfliktów i rywalizacji. Nowakowi-Jeziorańskiemu stosunkowo szybko udało się wygrać z rywalem i został formalnie dyrektorem obu ośrodków: w Monachium i w Nowym Jorku. Później udało mu się skutecznie przezwyciężyć próbę puczu wewnętrznego w polskiej sekcji RWE, zorganizowanego przez jego zastępcę Marka Święcickiego.

W ślad za tymi sukcesami w bojach personalnych w latach 1954-1955 miał przyjść ogromny sukces Nowaka w działalności RWE na Kraj. Było nim wykorzystanie w bardzo dużej serii audycji niezwykle demaskatorskich wyznań Józefa Światło, byłego wicedyrektora Departamentu X Śledczego MBP. Światło (Lichstein), „krwawy Żyd” (jak go nazywano w więzieniu na Mokotowie) był jednym z najokrutniejszych katów Polaków w dobie stalinowskiej. W grudniu 1953 roku, w poczuciu osobistego zagrożenia, po upadku Berii uciekł na Zachód. Znał doskonale od wewnątrz sytuację w partii i bezpiece, stając się bezcennym nabytkiem dla Amerykanów. W polskiej sekcji RWE rozgorzała zażarta dyskusja wokół tego, czy należy skorzystać z okazji nagłośnienia jego „zwierzeń” w audycjach od Kraju. Przeważająca część zespołu RWE oponowała ze względów moralnych, nie chcąc mieć nic do czynienia z krwawym katem Polaków. Nie chcieli, by „głos tego oprawcy sąsiadował z nimi na antenie” (wg wywiadu z J. Nowakiem-Jeziorańskim dla „Sztandaru Młodych” z 5 czerwca 1992 r.). Jan Nowak przeforsował jednak decyzję o wykorzystaniu Światły w ogromnej serii audycji „Za kulisami bezpieki i partii”. Okazało się, że miał rację – „rewelacje” Światły znacząco przyczyniły się do skompromitowania i osłabienia rządów terroru i bezpieki w Polsce. Był to ogromny spektakularny sukces RWE i osobiście Jana Nowaka-Jeziorańskiego. (…)

Złe wnioski z sukcesów

Nowak-Jeziorański osiągnął tak duże sukcesy w pierwszym najtrudniejszym okresie swego „rządu” w polskiej sekcji Radia Wolna Europa, okresie najeżonym ogromnymi przeszkodami. Wtedy je wszystkie potrafił pokonać zwycięsko, ogromnie umacniając swoją pozycję. Jak więc na tym tle wytłumaczyć, że pomimo przybywających wraz z latami doświadczeń, musiał odejść z RWE po 24 latach w bardzo niekorzystnej dla siebie atmosferze. Odchodził nielubiany przez wielką część zespołu RWE, sam też go najwyraźniej nie lubiąc. Jakże wymowne pod tym względem były jego zwierzenia na temat sytuacji w RWE w momencie jego dymisji, wypowiedziane w liście do J. Giedroyca 14 października 1979 roku. Jan Nowak stwierdzał, że w momencie odchodzenia z RWE powiedział swemu amerykańskiemu partnerowi: „z tym zespołem polskim, jaki jest, nie byłbym już w stanie pracować z uwagi na obecność w nim i bezkarne działanie agentów reżimu oraz gruntowną demoralizację sporej ilości ludzi. Należałoby więc radio zamknąć i natychmiast odbudować je z powrotem, pozbywając się szkodników i elementów bezideowych” (J. Nowak-Jeziorański, J. Giedroyc „Listy…”, op.cit. s. 512). Moim zdaniem, to wszystko jest wręcz kompromitujące dla J. Nowaka. Przecież to on jako dyrektor polskiej sekcji RWE, rządzący nią zresztą twardą ręką, tyle razy usuwający niewygodnych mu ludzi, ponosił decydującą odpowiedzialność za stan rządzonej przez niego sekcji. A więc także za „bezkarne działanie” w niej „agentów reżimu” i za „gruntowną demoralizację sporej części ludzi”. Tej odpowiedzialności nie mógł przecież zrzucić na nikogo innego. (…)

Za ,,dobrymi komunistami” przeciw ,,złym komunistom”

Przyjęta przez Nowaka-Jeziorańskiego zasada popierania „dobrych komunistów” przeciwko „złym komunistom” spowodowała bardzo błędną jak się okazało decyzję bezkrytycznego zbyt długiego popierania Gomułki po październiku 1956 roku. Tak jakby nie było coraz wyraźniejszych dowodów jego gruntownego odchodzenia od obietnic zmian, tak mocno deklarowanych w słynnym październikowym przemówieniu. Jerzy Giedroyc wspominał na przykład w swej autobiografii, że Jan Nowak „w noc przed wyborami z 1957 roku wezwał w Wolnej Europie do głosowania bez skreśleń” na oficjalnych kandydatów przedstawionych przez PZPR. Giedroyc już wtedy uważał, że należy głosować ze skreśleniami. Zdumiewał się Giedroyc również faktowi, że „Nowak powstrzymywał się przez dłuższy czas od atakowania władz PRL”. Robił tak mimo coraz bezwzględniejszych działań Gomułki na rzecz umacniania władzy PZPR i zwalczania opozycji. Doszło do niesamowitego paradoksu. Kilku członków redakcji „Po Prostu”, w większości członków PZPR-u, w czasie spotkania z Janem Nowakiem-Jeziorańskim na przełomie lutego i marca 1957 r. wyrażało do niego pretensje za skrajne idealizowanie Gomułki. Sam Nowak-Jeziorański przyznawał we wspomnieniach, opisując to spotkanie: „Byli pełni pretensji do Wolnej Europy, że nie atakuje ostrzej Gomułki, że go raczej oszczędza. (…) Ja byłem dyrektorem antykomunistycznej radiostacji. I oto musiałem bronić się przed zarzutem, że przybierając ton powściągliwy i umiarkowany, udzielam pośrednio poparcia kierownictwu partii” (J. Nowak, op.cit., t. II, s. 23).

Już wtedy w pierwszych latach po 1956 roku coraz wyraźniejsza stawała się taktyka Jana Nowaka stawania po stronie jednej „lepszej” jakoby frakcji komunistów tzw. „puławian” przeciwko „natolińczykom”. By użyć terminologii Witolda Jedlickiego z jego głośnego tekstu z paryskiej „Kultury” z grudnia 1962 r. o sporze „chamów” i „Żydów”, Nowak-Jeziorański stanął po stronie „Żydów” przeciwko „chamom” (natolińczykom). Nowak argumentował, że puławianie byli jakoby o wiele liberalniejsi niż ich przeciwnicy – natolińczycy, a później „partyzanci” (moczarowcy). Tezy te całkowicie obalał właśnie wspomniany tekst Witolda Jedlickiego z paryskiej „Kultury”. Jedlicki jednoznacznie wskazywał na to, że właśnie wśród „Żydów” (puławian) skupili się najgorsi stalinowcy. Pisał, że puławianie wykorzystywali sprawę żydowską do likwidacji tak bardzo niewygodnego dla nich problemu odpowiedzialności za wyczyny z okresu stalinowskiego. Żądających rozliczenia tych „wyczynów” natychmiast oskarżali jako „antysemitów”. Według Jedlickiego: „Doszło do tego, że ludzie naprawdę zaczęli wierzyć, że tylko antysemici żądają odpowiedzialności za zbrodnie stalinowskie i że po to, aby do antysemityzmu nie dopuścić, należy z żądań tych zrezygnować” (W. Jedlicki „Chamy i Żydy”, podziemne wydawnictwo Krąg, Warszawa 1981, s. 9-10). Według Jedlickiego, właśnie puławianie, rzekomi liberałowie, ponosili szczególnie ciężką odpowiedzialność za utrupienie zdobyczy Października 1956 r. w pierwszych latach rządów Gomułki (rola R. Zambrowskiego, A. Alstera i in.). Twierdzenia Jedlickiego o tej tak fatalnej roli frakcji żydowskiej (puławian) mają tym większą wagę, że ich autor nie może być oskarżany o „antysemityzm”, był pochodzenia żydowskiego i w końcu wyjechał na emigrację do Izraela. Na tym tle tym bardziej szokujące było maksymalne wspieranie przez Nowaka-Jeziorańskiego na antenie RWE żydowskiej frakcji puławian i związanych z nią publicystów czy pisarzy. Nowak-Jeziorański wybrał drogę wspierania jednej frakcji PZPR-owskiej, zamiast wspierania Narodu.

Z idealizowaniem żydowskiej frakcji puławian jako tych „lepszych” komunistów szło w RWE Nowaka-Jeziorańskiego pomniejszanie zbrodni żydowskich ubeków. Czy było to zupełnie przypadkowe? Nie wiem. Szczególnie znamiennym zafałszowaniem prawdy o stalinizmie, zawartym w książce Nowaka-Jeziorańskiego „Z oddali” było zawarte na s. 241 t. II jej londyńskiego wydania stwierdzenie, że to AL-owcy stanowili rzekomo trzon bezpieki w okresie stalinowskim. Przypomnijmy tu, że nawet tak zwana tropicielka antysemityzmu jak Alina Grabowska przyznawała na łamach paryskiej „Kultury” z grudnia 1989 r., że: „W pierwszych latach powojennych (a nawet i później) znakomitą, niestety, większość pracowników UB stanowili Żydzi”. Dodajmy, Żydzi najczęściej przybyli ze Wschodu po 1944 roku. (…)

Pralnia Brudnych Sumień

W parze z wyraźnym wspieraniem żydowskiej frakcji puławian na antenach RWE szła zadziwiająca pobłażliwość i „wielkoduszność” Jana Nowaka-Jeziorańskiego dla byłych stalinowskich politruków kultury, też zresztą głównie żydowskiego pochodzenia, od Jana Kotta po Adama Ważyka (Wagmana). Na antenie rozgłośni Nowaka nagłaśniano i wychwalano jako opozycjonistów byłych stalinistów, częstokroć nawet tych najgorszych, tych najbardziej skompromitowanych. Przedstawiano ich jako wyidealizowanych herosów ducha, przemilczając ich fatalne poplamienia z przeszłości, rolę odegraną w prześladowaniu inaczej myślących. Wśród nagłaśnianych i wybielanych w RWE znalazły się m.in. osoby tak niegdyś skompromitowane rolą w stalinizacji polskiej kultury jak Adam Ważyk, Wiktor Woroszylski czy Jan Kott. Adam Ważyk, wielki piewca na cześć Stalina, za rolę w stalinizacji literatury był nazywany jej „teoretykiem”. „Wsławił się” między innymi ordynarnym atakiem na poezję Cypriana Norwida, którą nazwał „napuszoną nędzą myśli”. Wiktor Woroszylski „wyróżnił się” m.in. wierszem wysławiającym „towarzyszy ze Służby Bezpieczeństwa” i antologią ku czci niezapomnianego szefa Czeki Feliksa Dzierżyńskiego. Jan Kott „zabłysnął” iście inkwizytorską pasją, z jaką przez całe dziesięciolecia powojenne „demaskował” różnych „wrogów” socjalizmu od Kościoła katolickiego, podziemia niepodległościowego i gen. W. Andersa po różnych „reakcyjnych” twórców. To on jakże skwapliwie odrzucał „na śmietnik historii” dzieła Z. Krasińskiego i S. Wyspiańskiego, S. Żeromskiego i J. Conrada. Sam naczelny paryskiej „Kultury” Jerzy Giedroyc w liście do Witolda Gombrowicza z 18 maja 1963 r. nazwał J. Kotta „szmatą i bezwzględnym narzędziem nieinteligentnego systemu”. (…)

W taki to sposób Radio Wolna Europa pod batutą Jana Nowaka przekształciło się w wielką Pralnię Brudnych Sumień dla osób najbardziej nawet splamionych udziałem w stalinizacji polskiej kultury. Nasiliło się to jeszcze bardziej po marcu 1968 roku wraz z napływem nowej fali pomarcowych emigrantów w niemałej mierze byłych członków PZPR, po uszy unurzanych w komunizmie.

Spór Leopolda Tyrmanda z Nowakiem-Jeziorańskim

(…) Skąd wynikała tak wyraźna prożydowskość Jana Nowaka-Jeziorańskiego, okazana w czasie jego maksymalnego poparcia dla walki żydowskiej frakcji puławian z „chamami” (natolińczykami)? Prożydowskość wyrażająca się również później w szczególnie dużym nagłaśnianiu byłych stalinowskich politruków kultury żydowskiego pochodzenia od Jana Kotta po Adama Ważyka, pomniejszaniu zbrodniczej roli żydowskich ubeków, a później w szczególnie mocnym forytowaniu emigrantów żydowskiego pochodzenia w RWE po 1968 roku. Pojawiały się sugestie (m.in. pisarza Janusza Kowalewskiego, Andrzeja Wąsewicza z chicagowskiego „Expressu” czy byłego współpracownika RWE Bohdana Stypułkowskiego w „Przeglądzie Podlaskim”), że Jan Nowak sam jest pochodzenia żydowskiego, pochodząc z rodu frankistów. Osobiście wątpię w twierdzenia o tym, że prożydowskość Nowaka-Jeziorańskiego wynikała z jego domniemanego żydowskiego pochodzenia. Przypuszczam raczej, że były zupełnie inne źródła tej prożydowskości. Z jednej strony mogły to być obawy przed ujawnieniem przez stronę żydowską niezbyt chlubnego dla Nowaka-Jeziorańskiego incydentu wojennego z pracą w zarządzie mieniem pożydowskim, i rozpętania hałaśliwej nagonki, która mogłaby zniszczyć całą karierę Jana Nowaka. I obawy te przypuszczalnie sprawiły, że wolał, jak to się mówi: „jeść Żydom z ręki”.

Warto tu dodać, że obawy Jana Nowaka-Jeziorańskiego przed atakowaniem go ze strony żydowskiej nie były całkowicie bezpodstawne. Spotkał się z takim atakiem, ze strony jednej tylko wpływowej osoby, mimo że przez całe dziesięciolecia popierał frakcję żydowską w PZPR, maksymalnie nagłaśniał działaczy politycznych i intelektualistów żydowskiego pochodzenia. Tym atakującym był Anatol Shub, amerykański dziennikarz, pochodzący z rosyjskiej rodziny żydowskiej. Shub był kierownikiem centralnej redakcji dziennika radiowego, którego zadaniem było sprowadzanie i rozsyłanie materiału informacyjnego poszczególnym redakcjom w Monachium. W 1976 r. został jednym z dyrektorów BIB (tj. Board for International Broadcasting – Zarządu Radiofonii Międzynarodowej). Shub konsekwentnie rozgłaszał przeciwko Nowakowi-Jeziorańskiemu oskarżenia, że jest on „antysemitą i hitlerowskim treuhänderem, a jego wojenna kariera w AK została wymyślona” (wg: J. Nowak-Jeziorański, J. Giedroyc „Listy 1952-1998”, Wrocław 2001, s. 496). Nowak-Jeziorański spotkał się z takimi atakami, pomimo iż tak wiele zrobił dla nadania polskiej sekcji RWE charakteru filosemickiego. Można więc sobie wyobrazić jak by go potraktowano, gdyby w czymkolwiek naraził się lobby żydowskiemu. Wszystkie powiązane z tym lobby media rozpoczęłyby natychmiast niszczącą nagonkę na Nowaka-Jeziorańskiego, do skrajności wykorzystując nieszczęsny incydent z jego wojenną pracą w zarządzie mienia pożydowskiego. Nie można w tej sytuacji nawet wykluczyć, że Jan Nowak-Jeziorański był wręcz szantażowany przez jakichś Żydów groźbą ujawnienia faktu jego roli jako zarządcy mienia żydowskiego w czasie wojny.

Być może jednak skrajna prożydowskość Nowaka-Jeziorańskiego wynikała po prostu z zimnych, wyrachowanych obliczeń, skrajnego koniunkturalizmu. Doszedł po prostu do wniosku, że przy tak dużych wpływach Żydów w różnych sferach życia amerykańskiego, w tym polityki amerykańskiego Departamentu Stanu, warto im maksymalnie się przypochlebiać. Jako szef polskiej sekcji Radia Wolna Europa zależał przecież wyłącznie od łaski i niełaski amerykańskich zwierzchników, w tym jakże silnego lobby żydowskiego. Przypomnijmy, że nawet mający o ileż bardziej niezależną pozycję od Nowaka-Jeziorańskiego redaktor naczelny paryskiej „Kultury” – Jerzy Giedroyc zdobył się kiedyś na takie, jakże wiele mówiące szczere „wyznanie”: „Ważne jest, żeby przylegać do rzeczywistości. I żeby się liczyć ze światową opinią (…). Nastawienie żydostwa, szczególnie amerykańskiego, zawsze było niesłychanie antypolskie. Wobec tego j a w okresie po 1968 r. celowo przegiąłem pałę, jak to się w Polsce mówi. Cały szereg osób uważało, że przeholowuję w filosemityzmie. Ale to mi się opłaciło [podkr. – J.R.N.]. Dzisiaj, jeżeli korespondent ‚New York Timesa’ czy ‚Time’ – jedzie do Polski – to zajeżdża do mnie, by porozmawiać” (por. „Rozmowy z Jerzym Giedroycem sprzed dwunastu lat”, podziemny „Aneks” 1986, nr 44, s. 39-44).

Zaniechanie prac nad strategią alternatywną wobec komunizmu

Przez dziesięciolecia Radio Wolna Europa było bezcennym źródłem jedynie wolnych niekontrolowanych informacji, przebijających się przez zagłuszarki do słuchaczy w Kraju. Przyciągało niektórymi prawdziwie znakomitymi audycjami typu „Fakty, wydarzenia, opinie” czy „Odwrotną stroną medalu”. Posiadało bardzo cenną warstwę informacyjną. Dużo gorzej stało natomiast pod względem prac koncepcyjnych z myślą o przyszłości, wypracowywaniem programów dla Polaków. Trudno się nie dziwić z jakże krytyczną oceną autora antykomunistycznej „Contry” z 1990 r. – A.R., napisaną z okazji omówienia II tomu wspomnień Jana Nowaka „Z oddali”. Zauważył on: „Po lekturze książki sądzić można, że rozgłośnia czasów Nowaka popierała naprawę komunizmu i reformistów partyjnych w sytuacji, gdy społeczeństwo polskie było takiemu stanowisku przeciwne. Czyżby doskonalenie systemu i władzy komunistycznej leżało w interesie Stanów Zjednoczonych, finansujących rozgłośnię? (…) Dysponując ogromnym środkiem wpływu na opinię społeczną w kraju, czyli radiem oraz jedynym na emigracji zespołem polityczno-dokumentacyjnym, w którym pracowało ogółem ponad 300 osób – nie przekształcił Nowak rozgłośni w ośrodek myśli politycznej, alternatywny wobec PZPR. Nie stworzył niestety żadnej strategii alternatywnej wobec komunizmu. Koncentrował się jedynie na wytykaniu systemowi komunistycznemu jego wad i poszukiwaniu dróg dla jego naprawy. (…) Czytelnik dowiaduje się z ogromnym zdumieniem, że Dyrektor Radia Wolna Europa traktował swoją rozgłośnię jako uczestnika dyskusji i procesu decyzyjnego wewnątrz PZPR (…) występował jako strona w sporach frakcyjnych PZPR. Już w 1956 r. podzielił działaczy PZPR na gorszych i lepszych. Był wrogiem Natolina, a adwokatem Puławian (…)”.

To wikłanie się szefa rozgłośni Jana Nowaka w boje frakcyjne w PZPR było na próżno oprotestowywane przez niektórych pracowników RWE, którzy nie widzieli żadnego większego sensu w rozróżnianiu między „lepszymi” komunistami typu puławian czy nawet Gomułki (w połowie lat 60.!) kosztem wyjątkowo znienawidzonych przez Jana Nowaka moczarowskich „partyzantów”. Nader wymowne pod tym względem było stanowisko znakomitego komentatora politycznego – Jana Krok-Paszkowskiego. Po konflikcie z Janem Nowakiem zerwał on z RWE (został później kierownikiem polskiej sekcji w BBC). Jan Krok-Paszkowski tak pisał o istocie swego oporu wobec dyktowanej przez J. Nowaka polityki redakcyjnej: „Byłem zdania, że nasze audycje polityczne, przestrzegając stale społeczeństwo przed możliwością zmian na gorsze, gdy do władzy dojdą ‚partyzanci’ z Moczarem na czele, wzmacniają pozycję Gomułki. Według mnie, Gomułka reprezentował już wówczas najgorszy partyjny konserwatyzm, co oznaczało groźną i demoralizującą całe społeczeństwo stagnację polityczną i gospodarczą. Uważałem, że należy przede wszystkim zwalczać Gomułkę i podkreślać, że jego odejście nie musi koniecznie oznaczać dojścia do władzy Moczara, bo nie jest on jedynym konkurentem pierwszego sekretarza partii. W kwietniu 1965 roku na konferencji programowej w Feldafingu pod Monachium doszło na tym tle do publicznego sporu między mną a Nowakiem” (J. Krok-Paszkowski „Mój bieg przez XX wiek”, Londyn 1990, s. 250).

Realizm polityczny na pewno skłaniał w pierwszym rzędzie do prób popierania reform wewnętrznych, osłabiających policyjną naturę systemu. Trudno się jednak pogodzić z zupełnym zaniechaniem w RWE popularyzowania myśli koncepcyjnej na temat najbardziej upragnionej sytuacji – upadku komunizmu i rozpadu ZSRR. Pod tym względem liderom rozgłośni Wolna Europa zupełnie zabrakło wyobraźni politycznej. Ton nadawał pod tym względem sam Nowak-Jeziorański. Jeden z czołowych pracowników RWE Kazimierz Zamorski na łamach „Solidarności Walczącej” z lata 1994 r. przypomniał nader wymowne stanowisko Nowaka-Jeziorańskiego w dyskusji na konferencji polskiego zespołu RWE w Feldafing w kwietniu 1965 r.: „Powinniśmy podkreślić, że nie dążymy do restauracji kapitalizmu, tłumaczył Nowak, pragniemy ewolucji komunizmu w kierunku socjalizmu demokratycznego. Należy komunistom odebrać słowo socjalizm w tym znaczeniu, w jakim je używają” [podkr. – J.R.N.].

Skutki takiego podejścia owocowały ogromnymi zaniechaniami w pracach nad badaniem tego, co należałoby zrobić w sytuacji, gdy jednak wreszcie dojdzie do upadku komunizmu. Zaniechania trwały przez całe dziesięciolecia i wskutek braku podjęcia przez RWE odpowiednich analiz politycznych, ekonomicznych, socjologicznych etc. społeczeństwo polskie okazało się całkowicie nieprzygotowane do przemian w 1989 r.

Nagłaśnianie w RWE dysydentów z PZPR typu Kuronia szło w parze z wyraźnym odrzucaniem, przemilczaniem, pomniejszaniem lub odrzucaniem przedstawicieli nurtów opozycji ostroantykomunistycznej i niepodległościowej. Nowak-Jeziorański sam mimo woli ujawnia swą skrajną prolewicową tendencyjność w drugim tomie swych wspomnień „Polska w oddali”. Całe strony poświęca na eksponowanie znaczenia buntu „młodych marksistów” od Kuronia, Modzelewskiego i Blumsztajna po Michnika i Toruńczyk. Znajduje miejsce nawet na łzawo-sentymentalne domniemania, że Barbara Toruńczyk musiała przypuszczalnie „głodować na paryskim bruku”. Jakoś nie znalazł natomiast miejsca na nawet jedno najdrobniejsze zdanie informacji o dużo wcześniejszej od opozycji Kuronia i Michnika narodowej prawicowej organizacji opozycyjnej ZMD (Związku Młodych Demokratów) i o wyjątkowo bezwzględnych represjach wobec jej liderów (por. A. Friszke „Opozycja polityczna w PRL 1945-1980”, Londyn 1994, s. 224-227). Dziwnie nie znalazł również miejsca na omówienie rozwijanej od lat 60. prężnie działającej i bezwzględnie represjonowanej przez władze nielegalnej prawicowej organizacji opozycyjnej „Ruch”. W tym szaleństwie jest metoda! Jakże zdumiewająca była przy tym ostra niechęć, wręcz nienawiść Nowaka-Jeziorańskiego do najbardziej ostrych antykomunistów poza RWE (J. Mackiewicz, M. Grydzewski i in.) i w samej RWE (W. Trościanko, J. Ptaczek i in.).

Ciekawe, że zapoczątkowaną przez Jana Nowaka linię odrzucania, a nawet zwalczania ostrego antykomunizmu i wspierania „socjalizmu demokratycznego” podjęli później kolejni dyrektorzy polskiej sekcji RWE. Jeden z nich, Zdzisław Najder nawet zabłysnął „odwagą” w cenzurowaniu wypowiedzi prezydenta USA Ronalda Reagana jako „zbytnio antykomunistycznych” (por. tekst J. Darskiego „Czerwona strategia i Radio Wolna Europa”, „Solidarność Walcząca” z lata 1994 r., s. 24).

Konflikt Jana Nowaka z prezesem Edwardem Moskalem

Na przełomie maja i czerwca 1996 roku doszło do otwartego ostrego konfliktu między prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwardem Moskalem a Janem Nowakiem-Jeziorańskim. Jak doszło do tego konfliktu? Główną przyczyną była decyzja prezesa Moskala o potrzebie stanowczego przeciwstawienia się antypolskiej postawie żydowskiego lobby w USA, wbrew bardzo ugodowej postawie Jana Nowaka. Sam prezes KPA Moskal długi czas unikał otwartego zderzenia się z żydowskim lobby w USA, zdając sobie sprawę z jego potęgi. W pewnej chwili uznał jednak, że przebrała się miarka, po wyświetleniu w USA dla wielomilionowej widowni skrajnie oszczerczego antypolskiego i antykatolickiego filmu „Shtetl” Mariana Marzyńskiego. Oburzenie Polonii amerykańskiej tym filmem spotęgował fakt, że szkalujący polskie duchowieństwo żydowski reżyser sam uratował życie w czasie wojny tylko dzięki pomocy polskich zakonnic.

Na tle bardzo ostrych stwierdzeń prezesa Moskala w sprawie filmu „Shtetl” doszło do jego otwartego zderzenia z Janem Nowakiem-Jeziorańskim. Sam Jan Nowak przyznawał, że „Shtetl” był oszczerczym filmem antypolskim. Pisał na ten temat: „Padłem także ofiarą perfidnie antypolskiego filmu ‚Shtetl’. Każdy Polak amerykański mógł się sam przekonać, w jaki sposób poglądy wyrażane przez Polaków przed kamerami telewizyjnymi były zniekształcone w tłumaczeniu na angielski po to, by przestawić Polskę i Polaków przed milionami amerykańskich telewidzów w możliwie jak najgorszym świetle i wyrządzić jak największą szkodę naszemu dobremu imieniu i reputacji. Zarówno groźby ze strony Światowego Kongresu Żydów, jak i ten film wyprodukowany przez żydowskiego reżysera uratowanego z Holocaustu przez polskie zakonnice wywołały wybuch emocji i gniewu społeczności polsko-amerykańskiej. Właśnie pod wpływem tych nastrojów gniewu prezes KPA złożył swoje niefortunne oświadczenie, które spowodowało moją rezygnację” (cyt. za: J. Nowak-Jeziorański „Polska wczoraj, dziś i jutro”, Warszawa 2000, s. 191). Jak widzimy, sam Nowak-Jeziorański przyznawał, że prezes Moskal miał powody do wzburzenia. Oburzał się jednak na jego bardzo ostre słowa krytyczne pod adresem Żydów, zwłaszcza zaś za porównanie śmierci niewinnych arabskich cywili zamordowanych przez Izraelczyków do zbrodni Holocaustu. Nowak-Jeziorański był przeciwny stanowczym protestom ze strony polskiej wobec Żydów, uważając, że tylko zaogniają sytuację i odbiją się niekorzystnie na Polakach ze względu na siłę żydowskiego lobby. Opowiadając się za dużo bardziej ustępliwą postawą, sugerował, że jedynym wyjściem pozostaje spokojne znoszenie uraz i cierpliwe poszukiwanie dialogu z Żydami.

Ustępliwość J. Nowaka wobec Żydów wyraźnie przebijała z jego ówczesnego listu do naczelnego dyrektora Komitetu Żydów Amerykańskich Dawida A. Harrisa. Nowak-Jeziorański bił się w tym liście jako Polak w piersi za tych Polaków, którzy w czasie wojny „wydawali Żydów wrogowi dla osobistego zysku”, przypominał „antysemicką czystkę” gen. M. Moczara. Równocześnie ani słowem nie wspomniał o fatalnym antypolskim zachowaniu dużej części środowisk żydowskich na Kresach w latach 1939-1941 czy o jakże licznych zbrodniach żydowskich ubeków w dobie stalinizmu. O wspomnianym niegdyś przez niego samego jako sygnatariusza listu 3 kurierów i 3 żydowskich działaczy społecznych we wrześniu 1983 r. fakcie, że „w okresie stalinowskim wiele kluczowych stanowisk w aparacie terroru i w partii było obsadzonych przez Żydów”.

Szybko okazało się, że Polonia amerykańska w ogromnej większości popiera stanowisko prezesa Moskala. Całkowicie izolowany Jan Nowak-Jeziorański nie widział w tej sprawie innego wyjścia niż demonstracyjna dymisja ze stanowiska jednego ze 164 dyrektorów krajowych Kongresu Polonii Amerykańskiej.

prof. Jerzy Robert Nowak

(,,Nasz Dziennik”, 20.05.2003 r.; fragmenty książki Życiorysy bez retuszu. ‚Kurier z Waszyngtonu’ Jan Nowak-Jeziorański, Wydawnictwo MaRoN, Warszawa 2003)