Stewia roślina słodsza od miodu! Drzemie w niej olbrzymi potencjał leczniczy

Stewia (Stevia rebaudiana Bertoni) to roślina, o jakiej mało kto słyszał, a szkoda – bo drzemie w niej ogromny potencjał leczniczy. Już dużo wcześniej zanim hiszpańscy i portugalscy żeglarze w XVI w. wylądowali na kontynencie południowoamerykańskim, znali ją i używali Indianie Guarani i Mato Grosso. Nazywali ją „Kaa-Hee”, co w ich języku oznacza miodowy liść. Słodzili nią potrawy i napoje np. herbatę mate, żuli liście, a także stosowali jako lekarstwo.

Ojczyzną stewii jest północno-wschodni region Paragwaju oraz graniczące z nim tereny Brazylii. Tam najpierw zaczęto ją uprawiać na większą skalę. Ponieważ zapotrzebowanie rosło, plantacje stewii pojawiły się w Chinach, Korei, Izraelu, Indiach oraz Hiszpanii. Nawet w Polsce niektóre gospodarstwa ekologiczne przymierzają się do jej uprawy. Jednak prawdziwą karierę zrobiła w Japonii, gdzie od 30 lat na stałe zadomowiła się w przemyśle spożywczym. Jest tam używana do produkcji słodyczy, lodów, gum do żucia. Słodzi się nią produkty mleczne, przyprawia tradycyjne sosy sojowe. W japońskich restauracjach i kawiarniach ma też stałe miejsce na stole, jako zdrowsza alternatywa cukru. „Kraj kwitnącej wiśni” jest swoistym rekordzistą, jeśli chodzi o produkcję i konsumpcję słodzika stewiowego, jego spożycie wynosi tam kilka tysięcy ton rocznie.

Choć stewia była znana Europejczykom od dawna, nauka zajęła się nią dopiero pod koniec XIX w. Jej klasyfikacji botanicznej podjął się szwajcarski przyrodnik Bertoni, zaś chemik dr Rebaudi jako pierwszy zbadał substancję odpowiedzialną za słodki smak liści. W publikacji z 1918 roku Bertoni podkreślił ogromne walory zdrowotne stewii oraz znaczenie jako substancji słodzącej, która – jego zdaniem – mogła zastąpić stosowaną już wtedy, szkodliwą sacharynę. Uwypuklił takie jej zalety, jak nietoksyczność, ogromny potencjał słodzący, możliwość stosowania w postaci naturalnej jako ususzone, sproszkowane liście.

Słodsza od cukru

Stewia jest rośliną wyjątkowo szczodrze obdarowaną przez naturę. Intensywny słodki smak (150 razy słodszy od rafinowanego cukru) zawdzięcza stewiozydom (glikozydy-dwuterepenowe), znajdującym się w liściach, również rebaaudiozydom i dulkozydom. Prócz tego zawiera białka, substancje tłuszczowe, bogaty asortyment cennych minerałów i mikroelementów takich, jak: wapń, potas, magnez, żelazo, chrom, mangan, selen, krzem, kobalt, cynk. W jej skład wchodzi również szereg witamin z grupy B, witamina C, beta-karoten itp. Zdaniem naukowców, posiada jeszcze kilkaset innych substancji biologicznie czynnych, których dotąd nie udało się zidentyfikować.

Słodki lek

Dzięki tym wszystkim składnikom znalazła bardzo szerokie zastosowanie terapeutyczne. Medycyna ludowa Indian z Paragwaju poleca ją szczególnie jako środek wzmacniający serce, układ krążenia, regulujący ciśnienie krwi. Stosuje się stewię w schorzeniach wątroby, bólach żołądka i nadkwasocie. Sprawdziła się również jako łagodny środek stymulujący układ nerwowy i naturalne „antydepresivum”. Z pewnością herbatka z dziurawca osłodzona liśćmi stewii byłaby wspaniałym antidotum na szaroburą, zapłakaną jesień.

Zasobna w witaminę C, selen i cynk stewia wzmacnia układ odpornościowy, zmniejszając tym samym częstotliwość przeziębień i grypowych infekcji. Ma również zastosowanie w medycynie dentystycznej. Być może wyda się to paradoksem, ale właśnie bardzo słodka stewia okazała się skutecznym środkiem w leczeniu paradontozy i próchnicy zębów. Zaś regularne płukanie jamy ustnej naparem z jej liści zapobiega tworzeniu się kamienia i osadu na zębach. Dzięki silnym właściwościom antybakteryjnym sprawdza się też doskonale w leczeniu oparzeń, skaleczeń i trudno gojących się ran. Od dawna zalecana jest do pielęgnacji skóry.

Indiankom Guarani znane są jej walory kosmetyczne: maseczki i okłady ze sproszkowanych liści ujędrniają cerę, poprawiają jej koloryt, wygładzają zmarszczki, szczególnie w okolicach oczu. W literaturze pojawiły się wzmianki o tym, że stewia jest pomocna w ograniczeniu uzależnienia od papierosów i alkoholu.

Diabetykom na receptę

W Paragwaju i Brazylii, gdzie medycyna ludowa nie została jeszcze tak zmarginalizowana jak w krajach „wysoko rozwiniętych”, a spora część ludności kupuje lekarstwa u zielarzy, stewię stosuje się w pierwszej kolejności jako lek na cukrzycę. Również tamtejsi lekarze pokładają w niej duże nadzieje. Na VII Kongresie Międzynarodowej Federacji Diabetycznej przedstawili wyniki badań, z jakich wynikało, że regularna konsumpcja stewii, nawet w małych ilościach, normalizuje poziom cukru we krwi. Podkreślili fakt, że w czasie terapii nie zauważono dotychczas żadnych skutków ubocznych. Wręcz przeciwnie, dr Miguel Ovidio, profesor National Universitet z Paragwaju, aplikując chorym na cukrzycę pół łyżeczki ekstraktu ze stewii dziennie, jako pierwszą reakcję zauważył ogólną poprawę samopoczucia u badanych pacjentów.

Bezspornie największą zaletą stewii z punktu widzenia chorego na cukrzycę jest to, że mimo intensywnej słodkości, jest absolutnie bezkaloryczna, nie podnosi poziomu cukru we krwi. Wspomaga utratę nadwagi przez redukowanie apetytu na potrawy tłuste, a przede wszystkim na słodycze. W przeciwieństwie do cukru nie powoduje procesów fermentacyjnych w jelitach. Stewią, będącą produktem natury, doskonale można zastąpić cukier w jadłospisie oraz niezdrowe, sztuczne słodziki. Ze względu na to, że nie ulega rozkładowi do temp. 200 st. C można ją z powodzeniem stosować do gotowania i wypiekania ciast (2 łyżeczki sproszkowanych liści odpowiadają 1 szklance cukru).

Bardzo ważnym atutem stewii jest jej nietoksyczność, co potwierdziły badania naukowe. Z relacji chorych na cukrzycę, którzy zastąpili stewią cukier i sztuczne słodziki, a jednocześnie pili herbatę z jej liści, wynika, że poprawiło się ich samopoczucie fizyczne i psychiczne, niektórzy nawet mogli zmniejszyć dawkę insuliny. To właśnie warto przemyśleć lub przedyskutować z lekarzem czy dietetykiem.

Ściśle tajne?

Można spokojnie wysunąć tezę, że stewia jest prawdziwym błogosławieństwem nie tylko dla cukrzyków, a dla wszystkich dotkniętych chorobami cywilizacyjnymi. W tym świetle kuriozalne wydaje się, że prawie nikt u nas nie zna tej rośliny, nikt jej nie reklamuje, jakby nikomu nie zależało na tym, żeby wieść o niej dotarła do społeczeństwa. A przecież żyjemy w czasach, kiedy informacja jest cennym towarem, zaś cukrzyca należy do najgroźniejszych chorób cywilizacyjnych! Częstotliwość z jaką występuje, nabiera wymiaru epidemii. Dotyka nie tylko dorosłych, choruje na nią coraz więcej dzieci.

Dzisiejsza medycyna stoi na stanowisku, że nie istnieje żadne lekarstwo ani zabieg mogący wyleczyć cukrzycę, a jedynym paliatywnym specyfikiem jest rzekomo insulina. Z drugiej zaś strony w 25. rocznicę jej odkrycia oficjalnie ogłoszono, że wcale nie jest tak skuteczna jak się wydaje. Np. w USA cukrzyca jest trzecią w kolejności przyczyną umieralności Amerykanów. Przed nią są choroby układu krążenia i nowotwory. Mimo miliardowych sum zainwestowanych w badania naukowe związane z poszukiwaniem nowych metod diagnostycznych, leków, lepszych możliwości aplikowania insuliny, zachorowalność na cukrzycę nie maleje. Wręcz przeciwnie, rośnie w szokującym tempie. W ostatnich kilkudziesięciu latach wzrosła o 1800 procent!

Trzeba więc postawić pytanie: Czy to właściwa droga? Bo koncentrując się tak bardzo na samej chorobie w ogóle nie dostrzega się chorego. Walcząc na ślepo z objawami (obniżanie cukru we krwi) zupełnie zapominamy o przyczynach, które – nota bene- znajdziemy na naszych talerzach! Owszem, objawy trzeba stabilizować, ale główne wysiłki zwalczania choroby muszą być kierowane na eliminację przyczyny i systematyczną profilaktykę. Prawdziwa sztuka medyczna polega bowiem na tym, by pacjent zażywając leki powracał do zdrowia bez konieczności ciągłego ich stosowania. Wiem, że teraz podniosą się krytyczne głosy pod adresem lekarzy przepisujących nam tony medykamentów. Bądźmy jednak sprawiedliwi – to nie lekarze zaopatrują nasze lodówki i nie oni gotują w kuchniach…

Lecz się sam!

My sami tworzymy nasz jadłospis. Nie przejmujemy się zbytnio tym, że posiłki są pozbawione ważnych składników odżywczych, enzymów, energii, że naszpikowane barwnikami, konserwantami, polepszaczami itp. oraz tym, że króluje w nich cukier, tłuszcz i zwierzęce białko. Najczęściej jedynymi kryteriami, jakie stosujemy w doborze potraw to estetyka, smak i ilość. No i oczywiście reklama!

Ważne byśmy zrozumieli, że nasze zdrowie zależy głównie od nas samych. Znacznie łatwiej i taniej jest przecież zapobiegać chorobie aniżeli ją leczyć. Zapobiegać – nie oznacza nic innego jak tylko przestać jeść, a zacząć się odżywiać.

Jolanta Miklar

RAMKA lub APLA

Gdzie można kupić stewię?

W USA i Europie Zachodniej można ją nabyć w aptekach, drogeriach i sklepach z żywnością ekologiczną. Jest dostępna w postaci suszonych liści, zielonego lub białego proszku, w postaci płynu jako wodny i alkoholowy ekstrakt oraz jako białe drobne tabletki, podobnie jak sztuczny słodzik. W Polsce widziałam stewię w sklepach zielarsko-medycznych w postaci suszonych liści. Do gotowania czy pieczenia można je lekko podsuszyć w piekarniku i zemleć na proszek w młynku do kawy. Napoje, np. herbatę możemy słodzić bezpośrednio suchymi liśćmi. Pamiętajmy o tym, że stewia jest bardzo słodka, jedną łyżeczką suszu osłodzimy 1litr herbaty.

Jolanta Miklar

(kwartalnik „Porady na zdrowie”, www.poradynazdrowie.manpol.pl )