Klapsem w rodzinę

,,Kto miłuje swego syna, często używa na niego rózgi, aby w końcu mógł się nim nacieszyć”.

Mądrość Syracha 30,1

Według propagatorów antypedagogiki, w Polsce jest ok. 80 proc. ,,rodzin patologicznych”. Tylu bowiem Polaków przyznaje się, że zdarza się im dać klapsa dziecku, 73 proc. zdarza się (o zgrozo!) krzyknąć na dziecko. Tymczasem minister Magdalena Środa przedstawiła projekt ustawy zakazujący tych ,,patologicznych” praktyk. Wprawdzie za klapsa nie pójdzie się jeszcze do więzienia, ale będzie formalny zakaz prawny jego stosowania.

,,Gazeta Wyborcza” powtarza za piewcami antypedagogiki, że ,,na Zachodzie wprowadzenie zakazu stosowania kar fizycznych wobec dzieci było połączone z wielkimi kampaniami społecznymi. Wśród Szwedów po takich akcjach w ciągu 20 lat przyzwolenie dla kar fizycznych spadło z 60 do 11 proc.” (,,Gazeta Wyborcza”, 20 grudnia 2004). Zapomniano jednak przedstawić szwedzkie dane dotyczące trwałości życia rodzinnego, z których wynika, że w Szwecji rodzina jest już niejako przeżytkiem (większość dzieci rodzi się w związkach pozamałżeńskich, liczba rozwodów przybiera wymiar zatrważający). Zapomniano wspomnieć, że ogromna część młodzieży szwedzkiej zmuszona jest szukać pomocy psychiatrycznej, że zagubienie moralne przekracza tam wszelkie możliwe granice. Dlaczego tak się dzieje? Bo zatracono podstawowe normy moralne, a ideologia liberalna do szczętu zniszczyła rodzinę, ale dla ,,Gazety Wyborczej” najważniejsze jest, że rodzice nie dają dzieciom klapsów.

Idąc tropem wymysłów antypedagogów, można popaść w totalną depresję. Gdy bowiem spytamy kogokolwiek ze swego otoczenia, stwierdzimy, że każdy otrzymał kiedyś reprymendę wypowiedzianą podniesionym głosem, każdy dostał klapsa od rodziców. I tak towarzystwo spod znaku Magdaleny Środy chce nam wmówić, że wychowaliśmy się w patologicznych rodzinach. Według nich, klaps to patologia wyższego rzędu, wprost prowadząca do znęcania się nad dziećmi. Tak więc życie rodzinne w Polsce to mieszanina molestowania seksualnego, znęcania się psychicznego i patologicznych klapsów.

Wiele osób na szczęście uważa, że to nie polskie rodziny są patologiczne, ale obłędu doznał urząd pełnomocnika do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn. Przyczyny ostatnich pomysłów legislacyjnych dotyczących wychowania mają swoje podłoże intelektualne, ale z pewnością również psychologiczne. Gdy się bowiem dokładniej przyjrzeć, to można stwierdzić, że największe propagatorki tzw. aborcji miały najczęściej osobiste doświadczenia związane z tym haniebnym procederem. Tak samo liderki ruchu feministycznego spotkały się z faktyczną patologią w swojej rodzinie i wydaje im się, że wszystkie rodziny funkcjonują nienormalnie. Ludzie ci, w wielu wypadkach poranieni, patrzą na rzeczywistość przez pryzmat patologii, której byli uczestnikami.

Jeśli rozwiązania charakterystyczne dla rodzin patologicznych przerzucimy na rodziny zdrowe, to właśnie w ten sposób pomnożymy patologię. Tak będzie właśnie w kwestii zakazu klapsa w rodzinie. Nie pomyślała jednak pani minister Środa wraz z ,,Gazetą Wyborczą”, że to może 80 proc. Polaków ma rację w tej kwestii, a nie wąska grupa rozhisteryzowanych feministek. A może dobrze by było, gdyby posłuchano mądrości Polaków i do urzędu pani Środy właśnie wprowadzono klapsa za każdy następny głupi pomysł, jaki tam powstanie (było już ich przynajmniej kilka, np. akcja ,,Niech nas zobaczą”).

Zamach na polską rodzinę nie pojawił się w ostatnim czasie. Propaganda w tym zakresie jest intensyfikowana od lat. Niestety, z przykrością trzeba stwierdzić, że jako katolicy nie reagowaliśmy w porę. Gdzie bowiem było słychać znaczących ludzi Kościoła wobec wprowadzenia antyrodzinnego z definicji ministerstwa, na którego czele stanęła dziś minister Środa? Gdzie słychać było głos katolików, kiedy do szkół wprowadzono zwyrodniałe metody tzw. bezstresowego wychowania? Obecna ustawa o klapsie jest tylko logiczną konsekwencją tamtych akcji. Pamiętajmy, że medialne ,,przygotowanie artyleryjskie” do obecnych rozwiązań było dokonywane od dawna. W telewizji raz za razem pokazywano jednostronny obraz rodziny, skupiając uwagę widza wyłącznie na zwyrodnieniach i przemocy. Dziesiątki obrazów dotyczących maltretowania dzieci, morderstw na niemowlętach miały z jednej strony uzasadnić potrzebę tzw. aborcji (problem dzieci niechcianych), a z drugiej – pokazać, że polska rodzina jest po prostu chora. Nie było bowiem w telewizji analogicznej promocji rodzin normalnych, których jest u nas zdecydowana większość. Realny zakaz kar w szkole (wychowanie bezstresowe) doprowadził do upadku wychowania w szkole, symbolicznie ukazanego w wypadkach toruńskich (znęcanie się uczniów nad nauczycielem języka angielskiego). Do czego doprowadzi ,,bezstresowy” zakaz klapsa w rodzinie, można sobie tylko wyobrazić. Podkreślam jeszcze raz – jako katolicy nie reagowaliśmy w porę. Zbyt dużo było wzruszeń nad telewizyjnymi akcjami przeciwko przemocy w rodzinie, zbyt mało refleksji, w którym kierunku prowadzą nas elity liberalne. Tymczasem mniej nam trzeba w Kościele czułostkowości, więcej refleksji nad życiem współczesnym. Mniej ,,dialogowania”, a więcej katechezy. Mniej kokieterii z liberalizmem, więcej rzeczowej dyskusji. Mniej zajmowania się drugorzędnymi sporami o subtelności liturgiczne, więcej zaangażowania społecznego. Po prostu – brak wśród wielu środowisk katolickich w Polsce dostatecznej refleksji nad faktem, że liberalizm jest z punktu widzenia zasad chrześcijańskich ideologią nie do przyjęcia. Niemądre przyjmowanie za dobrą monetę akcji podejmowanych przez liberałów kończy się ogromną porażką.

Ów brak ofensywy społecznej dużej części chrześcijan w Polsce sprowadził nas na pozycje obronne. Wypowiedź minister Środy o wpływie katolicyzmu na przemoc wobec kobiet powinna nam uzmysłowić, w którym punkcie jesteśmy. Bo w wypowiedzi powyższej wcale nie chodzi tylko o taktyczną utarczkę z Kościołem, ale o coś więcej. Otwarcie napisał o tym w ,,Gazecie Wyborczej” Janusz A. Majcherek (publicysta ,,Rzeczpospolitej” i ,,Tygodnika Powszechnego”). ,,Kościół wprawdzie pomaga kobietom dotkniętym [przemocą – M.R.] – pisze Majcherek – lecz nie zezwala na zerwanie ze sprawcą ich niedoli (rozwód jest niedopuszczalny). Jeśli zatem ofiara nawet schroni się przed gnębicielem (np. przez separację), to nie może związać się z nikim innym (bo to cudzołóstwo). To oznacza życiową pułapkę, nie tyle nawet <<poświęcenie>>, ile skaznie skrzywdzonej kobiety na poniewierkę. Jeśli zaś jest bezdzietna, nie wolno jej zaznać macierzyństwa (ewentualnie tylko adopcyjnego) (J. A. Majcherek, Kościół, rodzina, przemoc, ,,Gazeta Wyborcza”, 20 grudnia 2004). Oczywiście, autor zapomniał dodać, że powyższe zasady tak samo dotyczą kobiet, jak i mężczyzn, więc trudno mówić o nierównym traktowaniu. Jednakże problem leży gdzie indziej. W tekście Majcherka została zdefiniowana jasno intencja liberałów zwalczających ,,przemoc w rodzinie”. Nie chodzi tu tak naprawdę tylko o maltretowane kobiety i dzieci. Chodzi o nierozerwalne więzi rodzinne, o których mówi w swej nauce Kościół. To przeszkadza liberałom nie uznającym jakichkolwiek relacji społecznych jako nierozerwalnych. Pewnie boli ich mała wciąż jeszcze statystyka rozwodów w Polsce, boli silna więź rodziców i dzieci. I to trzeba widzieć, przynajmniej powinni to widzieć odpowiedzialni katolicy w Polsce. W innym wypadku zostanie nam głupie fascynowanie się akcjami liberalnymi (walka z klapsem w rodzinie, świąteczne owsiakowanie) – za fasadą których kryje się olbrzymi błąd ideologiczny. Jeszcze raz warto powtórzyć: liberalizm jest z punktu widzenia katolickiego nie do przyjęcia, wystarczy sięgnąć do dokumentów Kościoła. Brak refleksji nad tym faktem może nas doprowadzić do ogromnego kryzysu.

Mieczysław Ryba

(,,Nasz Dziennik”, 5.01.2005 r.)