Czy religia jest prywatną sprawą człowieka?

Odpowiadając na tak postawione pytanie Sługa Boży Jan Paweł II nie zostawił nam żadnych wątpliwości:

,,Wiara i szukanie świętości jest sprawą prywatną tylko w tym sensie, że nikt nie zastąpi człowieka w jego osobistym spotkaniu z Bogiem, że nie da się szukać i znajdować Boga inaczej niż w prawdziwej wewnętrznej wolności” (Lubaczów, 3.06.1991 r.)

Pogląd mówiący iż religia i sprawy wiary są prywatną sprawą człowieka, jest dość stary. Jest to faktem pewnym i niepodważalnym iż autorami tego mitu obecnie pokutującego np. w Polsce są tzw. ,,ruchy oświeceniowe” (które w imię ,,postępu” i rozwoju naukowo-technicznego kwestionowały lub marginalizowały istnienie Boga) oraz ideolodzy marksistowscy którzy z pomocą liberałów, zakorzenili ten mit w umysłach wielu katolików. Mówi o tym dużo ks. bp Adam Lepa (członek Rady ds. Środków Masowego Przekazu Konferencji Episkopatu Polski) m.in. w wywiadzie pt. ,,Bądźcie wierni prawdzie”(,,Nasz Dziennik”, 22-23.01.2005 r.)

Pogląd o którym piszę polega m.in. na tym, że katolikom wolno głosić Ewangelię innym, ale w taki sposób aby nie narzucać się innym. W rzeczywistości ma to wyglądać jednak w taki sposób, iż należy głosić PRAWDĘ tylko tym, którzy mają na to ochotę. Wszystkich o których wiadomo, iż mają do religii stosunek obojętny lub wrogi należałoby z góry spisać na straty, gdyż jak głosi ten mit, ,,religia to prywatna sprawa człowieka”. Ta zasada miałaby dotyczyć również zwracania uwagi, gdy ktoś grzeszy. Wszelkie (bezpośrednie) inicjowanie debat o Bogu, namawianie do przeczytania artykułu katolickiego lub jednorazowego spotkania ewangelizacyjnego, osób niewierzących lub innowierzących, należałoby traktować jako przekraczanie swoich kompetencji i niedopuszczalną ingerencję w ludzką prywatność.

W konsekwencji tego, katolicy mieliby ,,nie wychylać się” spoza swojego kręgu z PRAWDĄ objawioną, zostawiając ją tylko dla siebie wzajemnie i nie dzielić się z resztą ludzi wiarą jak chlebem.

Na czym polegają konsekwencje takiego myślenia?

Proszę sobie wyobrazić misję św. Pawła Apostoła który by respektował tą zasadę, a mianowicie głosiłby Ewangelię tylko tam gdzie byłby mile widziany i tam gdzie by tego oczekiwano. Czy zdziałałby w ten sposób cokolwiek? Przecież wiadomo, że jest wielu ludzi którzy na początku mają alergiczny stosunek do Chrystusa, ale po dłuższym czasie (nawet latach) przekonują się do Ewangelii Chrystusowej dzięki wytrwałości i pozytywnemu uporowi wielu współczesnych apostołów. Wg wspomnianego mitu, wszyscy oni złamali ,,prawo do prywatności”. W Europie nigdy nikt nie poznałby Chrystusa, gdyby nasi przodkowie wyznawaliby tę zasadę. Można by powiedzieć, że gdy św. Paweł głosił Ewangelię, cały świat był na NIE PRAWDZIE i mimo iż wiedział, że w wielu miejscach nie przyjmą go życzliwie a nawet nie będą go słuchać (bo ,,religia to prywatna sprawa człowieka”), to nie zrażał się tym i nie poddawał.

,,Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15,7)

Jeśliby rzeczywiście religia była prywatną sprawą człowieka, to cóż by znaczyły słowa Pana Jezusa:

,,Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony”. (Mk 16,15-16)

Jest wyraźnie powiedziane, że: wszelkiemu stworzeniu, a więc nie tylko tym którzy są zainteresowani PRAWDĄ. Nas katolików z powodu takiego pasywnego podejścia do dawania świadectwa PRAWDZIE, powinno ogromnie dręczyć sumienie. Nie dzielić się PRAWDĄ, to znaczy zakopać swoje talenty w ziemi. Chrystus w przypowieści mówi jaki los czeka tych którzy nie dzielą się chlebem PRAWDY i nie wykorzystują swoich talentów (por. Mt 25,14-30). W pewnym momencie św. Paweł Apostoł wyznaje:

,,Biada mi bowiem, gdybym nie głosił Ewangelii!” (1 Kor 9,16c)

Jakie są praktyczne przykłady niesłuszności omawianej tezy?

Jednym z praktycznych przykładów, że religia to jednak nasza wspólna sprawa, jest fakt, iż kapłanowi wolno odmówić podania Komunii św. osobie o której wie, że popełniła grzech ciężki. Pisze o tym chociażby Sługa Boży Jan Paweł II w encyklice ,,Ecclesia de Eucharistia”:

,,W sytuacji jawnego braku dyspozycji moralnej (Kościół) winien stosować normę Kodeksu Prawa Kanonicznego, mówiącą o możliwości niedopuszczenia do Komunii eucharystycznej tych którzy <<trwają z uporem w jawnym grzechu ciężkim>>” (EdE, 40)

Niestety, niektórzy tego nie rozumieją i dopatrują się w tym łamania prywatności. Wiadomo, że niedopuszczenie katolika do Komunii św. nie jest naruszeniem tajemnicy spowiedzi św., jak niektórzy uważają, bo nikt przecież nie zdradza w tej sytuacji grzechów penitenta. Odmowa podania Komunii św. odbywa się zazwyczaj w sposób dyskretny i mało widowiskowy. Rozsądny ksiądz zapobiega jedynie grzechowi świętokradztwa (grzech ciężki!) i pilnuje dyscypliny. Gdyby ten sam ksiądz zwrócił uwagę komuś przy ludziach z powodu jego bluźnierstwa lub dokuczania komuś, to czy naruszyłby jego prywatność, bądź tajemnicę spowiedzi? Wiadomo, że nie, bo nie wolno milczeć gdy ktoś grzeszy, jak uczy Mały Katechizm. A czy świętokradzkie przyjmowanie Komunii św. to już nie jest grzech?

Jednym z najbardziej klasycznych przykładów niesłuszności omawianej tezy, jest kardiognoza św. ojca Pio. Kardiognoza jest darem nadprzyrodzonym od Boga, dzięki któremu osoba nią obdarzona może czytać w ludzkich myślach, sumieniach i sercach. Posiadając ten niezwykły dar, o. Pio wielokrotnie wypominał ludziom grzechy które chcieli ukryć lub o których zapomnieli. Niejednokrotnie każdego tego który chciał wyspowiadać się niegodnie wyganiał tak długo, aż ów penitent nie poczuł szczerej skruchy i żalu za swe grzechy. Wielu ludzi widziało też jak niejednokrotnie ojcu Pio ,,cofała się” ręka przed daniem Komunii św. osobie będącej w grzechu. Również ,,cofała się” ręka przed błogosławieństwem kogoś kto nie był tego godzien. Ludzie ci przyznawali później, że powodem takiej powściągliwości kapucyna, były ich ukryte grzechy. Napominał i pouczał przypadkowo spotkanych ludzi, poruszając nawet ich osobiste sprawy. Można by powiedzieć: ,,Jak on tak mógł łamać prywatność tylu ludzi i ingerować w osobiste sprawy ludzkie?!” Ale tak przecież chciał Bóg!

Na podstawie opisanych świadectw osób świętych dostrzegamy wyraźnie, że sprawy wiary są sprawą osobistą, ale nie prywatną oraz to, że opisany w tym artykule sposób myślenia, jest błędny i bardzo szkodliwy- mogący doprowadzić do zagłady Kościoła.

Można śmiało powiedzieć, że wielkie marzenie komunistycznych dygnitarzy o tym, aby odsunąć Kościół od spraw społecznych oraz zapuszkować katolików ze swoją wiarą bez możliwości dzielenia się nią z innymi, w ogromnej mierze spełniło się. 13 maja 1909 r. w gazecie ,,Praletarij” w opublikowanym artykule Lenin przypomniał wyznawaną przez siebie od zawsze antyideę: ,,Zaczęto komentować tezę programu erfurckiego w tym sensie, że my, socjaldemokracja, nasza partia, uważamy religię za sprawę prywatną, że dla nas, jako socjaldemokratów, dla nas, jako partii, religia jest sprawą prywatną”.(źródło: Włodzimierz Lenin, Dzieła wszystkie, tom 17)

Drodzy Bracia i Siostry! Zastanówmy się czy autorytetem dla nas (również w tej kwestii) jest zbrodniarz Włodzimierz Lenin czy może jednak św. Paweł Apostoł, św. o. Pio i Sługa Boży Jan Paweł II?

Urzeczywistnianie przekonań w powołaniu

Najsmutniejsze jest jednak to, że wielu katolików trwających w tym przeświadczeniu, swoje błędne myślenie i postępowanie przenosi i realizuje w powołaniu kapłańskim lub małżeńskim, szczególnie zaś w swojej rodzinie. Mała motywacja do podejmowania nowych inicjatyw i wyzwań ewangelizacyjnych, będąca jego skutkiem, niesie za sobą gorzkie owoce. To rodzice mają największy wpływ na formację katolicką swojego dziecka i jego poglądy. I to właśnie na swoich dzieciach najbardziej urzeczywistniają takie poglądy. Może przyjść taki moment, że syn lub córka – na przykład w okresie dojrzewania – będąc pod wpływem zdemoralizowanego środowiska w którym żyje, zacznie się buntować przeciwko moralnym pogadankom o Bogu i uczciwym życiu. Oznajmi wtedy rodzicom:

– Proszę więcej nie prawić takich kazań, bo mnie to w ogóle nie interesuje, mam prawo do swoich poglądów a poza tym religia to jest prywatna sprawa człowieka. Czyż tego właśnie was nie uczono?

I co w takiej sytuacji mają zrobić rodzice? Skoro religia jest sprawą prywatną, to nam nie pozostaje nic innego jak w akcie kapitulacji podnieść ręce do góry, ustąpić pola demonom i pozwolić aby nasze dziecko poszło ścieżką zatracenia! O tempora, o mores! Ile rodzin w ten sposób straciło wiarę? A jeśli rodzin, to też narodów. Nie twierdzę, że to musi stać się w ciągu jednego pokolenia. Na początku żar wiary może być nawet bardzo duży, ale z biegiem dziesięcioleci zaczyna on stygnąć. Letniejemy… Już nie ma w nas tyle ognia wewnętrznego, który płonął w sercach dziadków i skłaniał ich do największych poświęceń oraz nie pozwalał na żadne ustępstwa – nawet najdrobniejsze – w realizacji Nauki Kościoła Katolickiego. To co powoduje powolność i kilkupokoleniowość tego procesu stygnięcia żaru wiary, to dobre świadectwo życia dawane przez rodziców swoim dzieciom. Ale same świadectwo to też nie wszystko.

Przesiąkniecie takim poglądem i życie pod jego dużym wpływem powoduje, nawet jeśli rodzice starają się utwierdzić w wierze swoje dzieci (i nie braknie im dobrych chęci), to jednak dużą rolę będzie tu miało pasywne, przesadnie ostrożne, zbyt nieśmiałe i nie do końca konsekwentne podejście do ewangelizacji. To czego najbardziej może tu zabraknąć do sukcesu, to dynamizmu wiary, ducha walki, ducha gorliwości i ognia radykalizmu chrześcijańskiego. Należy nadmienić, że duch walki, gorliwości i radykalizmu musi być następstwem i owocem Ducha Miłości i łagodności a nie ducha nachalności i gwałtowności.

Uparta miłość czy nachalność?

 

Wiadomo, że nie łatwo jest głosić Ewangelię i nie każdy umie czynić to dobrze. Do serca człowieka nigdy nie dotrzemy z PRAWDĄ w sposób nachalny, natarczywy i niecierpliwy. Dotrzeć można przede wszystkim ten który sam żyje tą PRAWDĄ, którą głosi i daje świadectwo całym swoim życiem oraz poprzez stopniowe zdobywanie zaufania, miłość, życzliwość oraz taktowny upór (we właściwym momencie), który tak jak kropla drąży skałę. Zdrowo myślący człowiek wie kiedy należy zrezygnować i kiedy przeciwstawianie się zatwardziałości nie ma już sensu. Najczęściej wtedy należy zrezygnować z powziętego planu dzielenia się Ewangelią z pojedynczym człowiekiem, gdy zauważamy po pewnym czasie, iż z powodu narastającej oporności tego człowieka wobec Prawdy, może przynosić to więcej szkód niż pożytku oraz wtedy, gdy na absolutnie żadnej znanej nam płaszczyźnie, nie możemy nawiązać współpracy. Ale dopóki jest cień nadziei, nie należy się poddawać i bez względu na efekty, gorąco się modlić.

Kiedy jakiś znany nam człowiek ma obojętny, pogardliwy lub alergiczny stosunek do Chrystusa, bardzo przydają się dobre, koleżeńskie stosunki z nim a tym bardziej przyjaźń. Kiedy wyraźnie daje on nam do zrozumienia, że nie chce słyszeć o Chrystusie, Miłości i Prawdzie, nie mówmy sobie w duchu: ,,poddaję się”. Odczekajmy dłuższy czas i spróbujmy do niego dotrzeć innym sposobem i metodą. Często to przytaczane żywe świadectwa życia ludzi którzy żyją wg zasad chrześcijańskich i promienieją szczęściem, ogromnie przybliżają do Prawdy i nią inspirują, nawet jeśli tymczasowo nie używa się słów takich jak Kościół, Ewangelia lub papież. To na czym powinniśmy się skupiać gdy widzimy nieugiętość tego człowieka w niechęci do Prawdy, to jeszcze bardziej go kochać i jeszcze goręcej modlić się do Boga w intencji jego nawrócenia. Doświadczenia wielu świętych pokazują, że mimo wielu lat oporności i sprzeciwu takiego człowieka wobec Prawdy, o jego ostatecznym nawróceniu, zadecydować może głęboko zacieśniająca się miłość między tymi ludźmi, co jest zawsze zasługą Ducha św.- Ducha Miłości. Albowiem Miłość zawsze przyciąga i buduje zaufanie najpierw do człowieka a później ewentualnie do Prawdy (którą delikatnie, taktownie, rozsądnie, ale też z miłością i upartością głosi). Jest wielu ludzi którzy przez wiele lat nie chcieli słuchać Prawdy, ale dzięki upartej miłości współczesnych apostołów, nawrócili się i dzisiaj są szczęśliwi. Olbrzymią rolę spełniają tutaj czasopisma katolickie, z których na najwyższe wyróżnienie zasługuje ,,Miłujcie się”. W kontekście poglądu mówiącego, iż religia jest prywatną sprawą człowieka, przykładowy człowiek o którym była mowa, w obliczu tych kilku lat upartości ewangelicznej, pierwszy raz przekroczył swoje kompetencje już na samym początku. Jak dzisiaj trudno rozróżnić upartą i konsekwentną miłość od nachalności. Co by się stało z Kościołem, gdyby jego słudzy już na starcie poddawaliby się bez walki? Jesteśmy przecież żołnierzami Armii Pana, których bronią nie jest miecz ani obraźliwe słowa, ale tylko Miłość i Prawda! Jeśli ktoś odrzuca naszą miłość, odrzuca i Prawdę którą chcieliśmy głosić. I my musimy się na to wtedy zgodzić, bowiem nikogo nie można zmusić do odwzajemnienia naszej chrześcijańskiej miłości jak i do przyjęcia Prawdy. Konsekwencją prawdziwej miłości – tzn. w Chrystusie – jest dzielenie się wszystkim tym co mamy, w szczególności zaś tym co jest dla nas najdroższe. A więc dzielmy się z bliźnimi chlebem, pomocą fizyczną, towarzystwem, budującym słowem, wiernością, uśmiechem, doświadczeniem… I nie bądźmy nigdy skąpi w dawaniu tego co ma wartość najwyższą, bo duchową i wieczną: PRAWDĄ!

Problem sekularyzacji

 

Odsuwanie Kościoła św. od wpływów na życie społeczne, publiczne i polityczne narodu, to nic innego jak sekularyzacja. Nie jest to jednak jedyne znaczenie tego słowa. Oznacza ono również zeświecczenie dóbr i stanowisk kościelnych. Niestety często te dwa osobne znaczenia są łączone i mieszane, przez co powstaje doskonały grunt do przekręcania w mediach słów papieża Benedykta XVI n/t sekularyzacji. W swoim przemówieniu 8.03.2008 r. do uczestników zgromadzenia plenarnego Papieskiej Rady ds. Kultury, zwrócił uwagę na to, że sekularyzacja ,,oddalając się od pozytywnej koncepcji świeckości, wystawia na trudną próbę chrześcijańskie życie wiernych i pasterzy”. Według papieża problem ten również ,,daje się zauważyć w łonie samego Kościoła”. Wyraźnie ostrzega nas, że taka ,,sekularyzacja”, która nawet częściowo (tzn. w niektórych dziedzinach życia publ.) prowadzi do braku odniesienia do Boga (moralności), ,,głęboko wynaturza ona od wewnątrz wiarę chrześcijańską, a w konsekwencji styl życia i codzienne postępowanie wierzących”. Na koniec tego ważnego przemówienia, Ojciec święty zaapelował:

,,Wzywam przede wszystkim pasterzy owczarni Bożej do nieustającego i wielkodusznego wysiłku, by przeciwstawić się, na płaszczyźnie dialogu i spotkania z kulturami, głoszenia Ewangelii i dawania świadectwa, budzącemu niepokój zjawisku sekularyzacji, która osłabia człowieka i przeszkadza w jego naturalnym dążeniu do całej Prawdy”.

Pozostaje nam jeszcze jedno, bardzo istotne w sprawie pytanie:

Dlaczego Kościół powinien mieć wpływ na życie publiczne i społeczne narodu?

To bardzo proste! Bo wszystko co jest na Skale – Bogu budowane, jest trwałe i dobre! Gdyby wszystkie sektory naszego życia publicznego i społecznego były budowane na fundamencie Przykazań Bożych i Nauki Kościoła świętego, to zniknęłoby zjawisko pogwałcania praw człowieka i korupcja, zmniejszyłaby się przestępczość, strajki byłyby niepotrzebne, system opieki zdrowotnej stałby się bardziej wydolny a konstytucja i prawodawstwo silnie sprzyjałyby rozwojowi moralnemu i demograficznemu naszych rodzin. Dlaczego? Dlatego, że ludzie odpowiedzialni za najważniejsze funkcje w państwie przestaliby kierować się ekonomią swoich własnych portfeli i interesami wąskich elit, lecz sumieniem, a w konsekwencji dobrem moralnym i gospodarczym całego narodu.

Dlatego też Kościół mając ogromną świadomość tego jak gigantyczny wpływ na życie każdego człowieka ma działalność ludzi władzy, musi obowiązkowo angażować się w sprawy społeczne, w tym m.in. polityczne, aby stanąć po stronie ludzi pokrzywdzonych przez polityków i samorządowców popełniających błędne i celowo szkodliwe decyzje, przede wszystkim w kontekście moralnym.

,,Kiedy działalność polityczna prowadzi do konfrontacji z zasadami moralnymi, które nie dopuszczają odstępstw, wyjątków ani żadnego kompromisu, wówczas zaangażowanie katolików staje się bardziej oczywiste i nabrzmiałe odpowiedzialnością”. (Kongregacja Nauki Wiary: Nota doktrynalna dotycząca pewnych kwestii związanych z udziałem i postawą katolików w życiu politycznym– podpisana przez ks. kard. Josepha Ratzingera)

Jak wiadomo kapłani zostali powołani po to aby nieść wszystkim Dobrą Nowinę i być dla wszystkich przewodnikami moralnymi- strażnikami wiary. A to związane jest z pouczaniem i napominaniem innych. Kapłani mają być przewodnikami wszystkich ludzi, a więc również polityków. Kapłan nie powinien być politykiem, bo do jego powołania i kompetencji należy duszpasterzowanie, a więc stanie w obronie Prawdy, sprawiedliwości i wszystkich pokrzywdzonych. A jeśli przyczyną tej niesprawiedliwości i szkód jest działalność pewnych polityków, to obowiązkiem przygotowanych na to kapłanów jest stanąć w obronie pokrzywdzonych i okłamywanych ludzi, poprzez obnażanie prawdy, również w kontekście politycznym. Bo bez względu na to czego by ta prawda dotyczyła lub jaką dziedzinę by dotykała (np. dogmaty wiary, praca, ekologia lub polityka), to my katolicy dobrze wiemy, że punktem odniesienia do niej musi być i jest zawsze jeden jedyny Bóg, obecny w Słowie. A jeśli to On jest zawsze ostatecznym rozjemcą i punktem odniesienia, to znaczy, że prawda jest tylko jedna, tak jak jest jeden jedyny Bóg, który sam jest PRAWDĄ. Jeżeli Kościół nie ma mieć wpływu na życie publiczne, społeczne i polityczne, to ja się pytam: jak w takim razie ma dokonać się odnowa moralna w naszej ojczyźnie? Spychaniem Boga, Jego spraw i Kościoła na margines?!

Religia jest sprawą osobistą ale nie prywatną, lecz naszą wspólną – narodową, społeczną, publiczną i światową. Bo czyż nie jest tak, że Dobry Bóg powołał wszystkich ludzi do zbawienia? Czyż nie nakazał głosić Ewangelii wszędzie, aby miała wpływ na wszystko? Czyż nie jest tak, że jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu (we wszystkich dziedzinach), to wszystko jest na swoim miejscu?

Teofil

27.07.2008 r.