Pomiędzy działaniem a pustym gadaniem

Viktor OrbanViktor Orban zaczyna naszą „prawicę” wkurzać, bo zrobił to, o czym owa „prawica” od lat ględzi, a tym samym pokazał, że można, o ile się naprawdę chce. Po pierwsze nie ogłosił istnienia żadnego mitycznego „układu” ale rozmontował ten realnie istniejący, dekomunizując sądownictwo, administrację, prokuraturę, armię i szkolnictwo, a co najważniejsze dla rozwoju kraju – szkolnictwo wyższe. I nie przeszkadzały mu w tym ani powarkiwania postmarksistowskich komisarzy ludowych z eurokołchozu, ani pogłębiające się gniewnie„pofukiwania” samej kanclerzycy z enerdowa, która ośmieliła się osobiście wywierać naciski na prezydenta Węgier w sprawie nowej węgierskiej konstytucji (sic!).

 

Orban ogłosił koniec „ery kolonizacji” Węgier przez międzynarodowe koncerny, wymuszając dziesięcioprocentową obniżkę cen energii elektrycznej i nakładając wysoki, bo pięćdziesięcioprocentowy podatek na dostawców energii, o ile dostawcy ci nie chcieliby inwestować w infrastrukturę. Wprowadził również najwyższy w Europie podatek od banków, firm telekomunikacyjnych i sprzedawców detalicznych (super i hipermarketów). Dzięki temu Węgry były w stanie oddać przed czasem dług zaciągnięty w Międzynarodowym Funduszu Walutowym i poprosić grzecznie przedstawiciela tej gangsterskiej instytucji o niezwłoczne opuszczenie kraju.

 

Viktor Orban po raz kolejny dowiódł, że jest politykiem wielkiego formatu; nie zawaham się nawet napisać, że jest najprawdopodobniej politykiem największego formatu spośród wszystkich polityków europejskich, a jeśli nie świeci pełnym blaskiem na europejskim, politycznym firmamencie, to jest tak tylko dlatego, że jest przywódcą małego, europejskiego kraju, choć to wcale nie oznacza, że mały europejski kraj nie może zapoczątkować zmian na skalę całego kontynentu. Wokół Orbana zaległa cisza na polskiej „prawicy” po tym, jak węgierski rząd podpisał długoletni megakontrakt energetyczny z Rosją; pojawiła się nawet opinia, że Orban jest prawdopodobnie „człowiekiem Putina”. Śmiech pusty bierze, bo jeśli przywódca potrafi zapewnić swojemu krajowi jedne z najniższych w Europie cen podstawowych surowców energetycznych oraz konsekwentnie rozwijać energetykę jądrową, to jak nazwać ludzi, którzy dopuszczają do utrzymywania jednych z najwyższych cen surowców energetycznych na świecie we własnym kraju, w zakresie energetyki jądrowej mają zgliszcza w Żarnowcu, a w zakresie dywersyfikacji mają „Katar” z zakontraktowanymi cenami z okresu sprzed spadku, bez możliwości ich renegocjacji?

I którzy na dodatek od dwudziestu lat nie potrafią przekonać do siebie społeczeństwa, dojść do władzy i skutecznie rządzić?

Viktor Orban zaczyna naszą „prawicę” wkurzać, bo zrobił to, o czym owa „prawica” od lat ględzi, a tym samym pokazał, że można, o ile się naprawdę chce. Po pierwsze nie ogłosił istnienia żadnego mitycznego„układu” ale rozmontował ten realnie istniejący, dekomunizując sądownictwo, administrację, prokuraturę, armię i szkolnictwo, a co najważniejsze dla rozwoju kraju – szkolnictwo wyższe. I nie przeszkadzały mu w tym ani powarkiwania postmarksistowskich komisarzy ludowych z eurokołchozu, ani pogłębiające się gniewnie „pofukiwania” samej kanclerzycy z enerdowa, która ośmieliła się osobiście wywierać naciski na prezydenta Węgier w sprawie nowej węgierskiej konstytucji (sic!).

Viktor Orban odzyskał dla Węgier własność sieci przesyłowych i systemu magazynowania gazu, składając niemieckiemu koncernowi E.ON propozycję nie do odrzucenia. Za kwotę osiemdziesięciu siedmiu milionów euro E.ON Földgáz Trade and E.ON Földgáz Storage przeszły w ręce MVM Hungarian Electricity Ltd. I z tej właśnie pozycji – właściciela – Orban rozpoczął rozmowy z Putinem, uzyskując warunki, o jakich my możemy tylko pomarzyć. Putiny przychodzą, ale kiedyś odejdą, a kontrakt pozostanie. Węgry nie są w tak komfortowej sytuacji, w jakiej jesteśmy my z siedmiuset siedemdziesięcioma kilometrami morskiej linii brzegowej. W tym samym czasie Polska utraciła de facto kontrolę nad EuRoPol Gazem (bo posiadający 48 proc. udziału w spółce Gazprom ma możliwość zablokowania jej działania w drodze obstrukcji prac zarządu bądź poprzez odmowę uczestnictwa w Zgromadzeniach Wspólników), a żeby i tego było mało, to wyprzedaje się Orlen. Oczywiście nie Rosjanom, ale Niemcom. To dopiero Niemcy odsprzedadzą udziały Rosjanom (z zyskiem).

Ale przede wszystkim Viktor Orban dokonał radykalnego i – jak się wydaje – nieodwołalnego zerwania z komunistyczną przeszłością. Nowa węgierska konstytucja realizuje wszystkie te postulaty, o jakich razem zebrane prawicowe polskie kanapy mogą tylko marzyć. Nawiązanie do Korony Węgierskiej otwiera możliwość do przyszłej reaktywacji tejże Korony jako bytu polityczno-prawnego, co zostało wzmocnione przez zmianę nazwy kraju z „Republika Węgierska” na „Węgry”. Konstytucja zawiera przepisy o ochronie życia od momentu poczęcia, definiuje małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, nadaje parlamentowi wyłączne uprawnienia do decydowania, jakie organizacje religijne mogą zostać uznane za Kościoły, a jakie nie. Parlament Węgierski ograniczył również możliwości uzurpowania sobie przywileju do faktycznego tworzenia i kształtowania prawa przez Trybunał Konstytucyjny, ograniczając jego rolę do właściwej mu roli kontroli proceduralnej. Trybunały konstytucyjne w krajach postsowieckich są wykorzystywane przez Unię (a więc Berlin) do narzucania rozwiązań mu bliskich, a niekoniecznie służących dobru narodowemu.

Konstytucja Węgierska uznała narodowego forinta za legalny środek płatniczy na Węgrzech, oddalając tym samym widmo wejścia do strefy euro, gdzie, jak się nauczyliśmy na przykładzie Grecji, Włoch czy Hiszpanii, obowiązuje stara sowiecka zasada „rubel za wejście, dwa za wyjście”. Konstytucyjne „uznanie” waluty narodowej jest jednak jedynie zwieńczeniem procesu uniezależniania się Węgier od międzynarodowej szajki przestępczej znanej pod nazwą „banksterów”. Orban ogłosił koniec „ery kolonizacji” Węgier przez międzynarodowe koncerny, wymuszając dziesięcioprocentową obniżkę cen energii elektrycznej i nakładając wysoki, bo pięćdziesięcioprocentowy podatek na dostawców energii, o ile dostawcy ci nie chcieliby inwestować w infrastrukturę. Wprowadził również najwyższy w Europie podatek od banków, firm telekomunikacyjnych i sprzedawców detalicznych (super i hipermarketów). Dzięki temu Węgry były w stanie oddać przed czasem dług zaciągnięty w Międzynarodowym Funduszu Walutowym i poprosić grzecznie przedstawiciela tej gangsterskiej instytucji o niezwłoczne opuszczenie kraju. Konstytucja Węgier nakłada na państwo węgierskie obowiązek dbania o rodaków zamieszkałych poza krajem, którzy już wkrótce, jako obywatele węgierscy, uzyskają czynne prawo wyborcze w wyborach do węgierskiego parlamentu, a to oznacza odsunięcie od władzy socjalistów na zawsze, w związku z bardzo konserwatywnym i patriotycznym nastawieniem diaspory. W praktyce geopolitycznej takie posunięcie oznacza uczynienie pierwszego kroku na drodze rewizji Traktatu z Trianon.

Viktor Orban, jak każdy polityk, podlega ocenie i krytyce. I jak każdy człowiek popełnia i będzie popełniał błędy. Życzmy sobie, żeby nasi politycy popełniali błędy tej klasy, realizując tak dalekosiężny cel, jakim jest odzyskanie i utrzymanie niepodległości w dzisiejszym świecie.

 

Tomasz „Rolex” Pernak

Za: „Polska Niepodległa”, 27.01.2014-02.02.2014